Jeszcze przed wymianą kociętami
Gdy podłożył już zwierzynę karmicielkom, odwrócił się w stronę wyjścia. Musiał przygotować się jeszcze na wieczorny patrol. Wtem jednak zatrzymał go nieśmiały głosik.
— C-czekaj
Głos należał do drobnego, czarno-białego kociaka z Klanu Nocy z charakterystycznie wystającymi z pyszczka kłami, tego samego, którego przed chwilą mierzył wzrokiem przez pewne podejrzane podobieństwo.
— T-tak? — zapytał.
Nastała chwila ciszy, zupełnie tak, jakby porwany nie wiedział, co powiedzieć.
— J-ja muszę siku — wymamrotał, spuszczając łeb.
— M-mogę go w-wziąć W-wschodząca F-falo? — mruknął wojownik, widząc już, że nie ma wyboru.
Za zgodą karmicielki zaraz wyszli na zewnątrz. Łabędzi Plusk szedł więc przed siebie, starając się, by wyraz pyska nie zdradził żadnych sasztających nim emocji, ale w jego środku rósł delikatny niepokój. Idący obok niego kociak był całkiem podobny do… nie, nie, nie, to totalne głupstwo. Point przeanalizował jeszcze raz przerażające stwierdzenia, które zadrżały w nim, gdy tylko po raz pierwszy ujrzał malca. Teraz skarcił w myślach sam siebie. Jak w ogóle śmiał tak pomyśleć? Po tym świecie chodzi masa czarno-białych kotów i Aronia z pewnością nie był jedynym takowym w Klanie Nocy. A nawet jeśli był, przecież o niczym to nie świadczyło.
— C-czy ty... ty pochodzisz z księżyca? — Piskliwy głosik przywrócił go do rzeczywistości.
Kocur zatrzymał się i obrócił, by spotkać się z pełnymi ciekawości i zarazem niepewności żółtymi ślepiami. On? Z księżyca?
— S-skąd ta-taki p-pomysł? — zapytał, a wąsy nieznacznie zadrżały mu z rozbawienia. Chyba nigdy nie zrozumie tego dziwnego, pokręconego rozumowania, jakie prezentowała sobą większość kociąt. Z drugiej strony… on też w tym wieku miał bardzo dziwne wyobrażenie na świat. Na pewno znacząco inne, niż teraz.
— No b-bo… nigdy nie widziałem kota z takim futrem. Wyglądasz, jakbyś po prostu był z księżyca i stamtąd pojawił się na ziemi — wyjaśnił arlekin, lekko zawstydzony.
— Nie, nie. N-nie mam ża-żadnego z-związku z ks-księżycem — odpowiedział. Och, jego umaszczenie było aż takie niesamowite i wyjątkowe? Nigdy specjalnie nie interesował się swoim własnym wyglądem.
Spojrzenie czarno-białego powoli zaczęło pokazywać lekki zawód, jakby ten naprawdę liczył, że tajemniczy kot z księżyca odpowie twierdząco, a potem opowie mu trochę o sobie i swoim mistycznym pochodzeniu. Łabędzi Plusk naprawdę mocno starał się ukryć, że bawi i dziwi go rozumowanie młodego Nocniaka, ale cichutki chichot i tak wydobył się z jego ust, na szczęście jednak chyba nie docierając do uszu zawstydzonego rozmówcy. Specyficzne z niego dziecię.
— Ale w takim razie… czemu masz takie śmieszne futerko? — miauknął ostrożnie, niezmordowany. Huh, naprawdę mu zależało.
Point zastanowił się przez chwilę, uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia. W końcu nie wiedział nawet, jak wyglądali jego biologiczni rodzice. Matka zmarła, wydając go na świat, a ojca nigdy nie poznał. Dla siebie był taki bo taki był, nigdy nie szukał wyjaśnienia, bo najzwyczajniej w świecie nie czuł potrzeby znania go.
— N-nie wiem — przyznał. — P-po pro-prostu ta-taki się u-urodziłem.
Kociak spojrzał na własne łapy i ogon. Może właśnie zastanawiał się, czemu on jest taki "zwyczajny". Wojownik naprawdę go nie pojmował. Nigdy nie uważał swojej sierści za jakąś zaletę, prawie nikt się też nią nie zachwycał, więc nie ogarniał, skąd taki podziw ze strony młodzika.
<Pigwo? Aaaa, z całego serca przepraszam, że a) tak długo b) takie to bez wyrazu i nic się nie dzieje>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz