Przed tragedią
Nastawił uszy, a jego pędzelki lekko drgnęły. Uczniowie, kociaki, obowiązki, znajomości… Wszystko zawirowało mu w głowie. Nie był pewien, czy to wszystko było dla niego. W końcu nie radził sobie ze Śnieżką, która nadal pozostawała zamknięta w swojej muszli. Trwała w tym stanie od czasu, gdy znalazł ją w ścianie legowiska, w którym niegdyś spał z Kosodrzewiną i Chmurką. Nie wiedział, czy to przez brak komunikacji między nimi. Czekoladowy patrzył na nią tylko rankami i wieczorami. Trudno było mu zostawiać ją samą, jednak czuł, że dłuższa nieobecność na dole mogłaby przyczynić się do odkrycia jego skarbu. Nie miał pojęcia, jak zareagowałby na to Owocowy Las. Mógł spodziewać się wszystkiego!
— Ja… — zaczął, z emocjami targającymi nim jak liść na wietrze, trzymający się ostatkiem sił gałęzi. — Co do spotkań, to oczywiście! Ale…powątpiewam…
— Daj spokój, przecież zostaniesz mianowany! — uśmiech na pysku czarno-białego pozostał niezmienny. Zerwany kwiatek dodawał mu jeszcze większego uroku. Pumcia zmieszany swoimi uczuciami, spuścił głowę.
— Chodziło mi bardziej o tę drugą sprawę — wyznał pospiesznie, unikając wzroku grzybowego. Bał się, że powie coś, co zaburzy jego tok myślenia, a potem będzie musiał zaprzeczać własnym słowom.
— Wierzę, że dasz radę! — pocieszał go dalej. Niepewnie zerknął na niego, wypuszczając ze świstem powietrze.
— Może wrócimy? — zapytał, tracąc chęć przebywania w ulubionym miejscu swojego przyjaciela. Mieli siedzieć tam do zachodu słońca, ale on wolał już być w obozie.
— Mieliśmy zostać tu do zachodu — odparł kocur, uśmiechając się do niego. Jego pysk mówił sam za siebie. Chciał tu zostać razem z nim i wspólnie obserwować zmieniające się otoczenie. — Zrób to dla mnie. To naprawdę piękny widok!
Starszy zamyślił się na chwilę, po czym skinął głową. Machnął ogonem, próbując ułożyć go w wygodniejszej pozycji. Poprawił również łapy, które lekko przesunął do przodu. W ciszy wpatrywał się w niebo, które zmieniało kolory. Dwie barwy przypominały liście w Porze Opadających Liści, a jedna powój lub stokrotkę. Rzeczywiście, było to bardzo piękne zjawisko. Ujawniało piękno skrywane w codziennym dniu. Odprężało i przywoływało miłe wspomnienia. Obiecywało następny dzień, który mógł przynieść jeszcze więcej radości. Patrzenie na to widowisko wywoływało w nim lekkie dreszcze ekscytacji, a z jego gardła wydobył się radosny pomruk. Zapomniał o pomyśle opuszczenia terenu Upadłej Gwiazdy i powrotu do obozowiska. Rozluźnił spięte mięśnie, oddychając spokojnie. W jego oczach błyszczały iskierki, świadczące o tym, że to była naprawdę magiczna chwila. Obecność Czernidłaka dodawała mu pewności siebie i otuchy. Wkrótce byli świadkami, jak słońce chowało się za horyzontem lasu. Czekoladowy przeniósł wzrok na skupionego kocura. W jego niebieskich oczach dostrzegł odbijające się ostatnie promienie słońca. Po chwili słońce zniknęło, a tęczówki kocura ściemniały w mroku nadciągającego wieczoru. Zapadał zmierzch, a pojedyncze gwiazdy zaczęły pojawiać się na niebie, zerkając na nich z góry. Widziały już tak wiele i miały zobaczyć jeszcze więcej. Dłuższe patrzenie na czarno-białego kocura zaowocowało tym, że ten odwzajemnił spojrzenie. Skinął głową, zachęcając przyjaciela, by spojrzał na niebo. Przyjął zaproszenie i utkwił swoje brązowe oczy w ciemniejącej scenerii. Zobaczył chmury, które idealnie wpisały się w wieczorny krajobraz, przybierając odpowiedni kolor.
— Ja… — zaczął, z emocjami targającymi nim jak liść na wietrze, trzymający się ostatkiem sił gałęzi. — Co do spotkań, to oczywiście! Ale…powątpiewam…
— Daj spokój, przecież zostaniesz mianowany! — uśmiech na pysku czarno-białego pozostał niezmienny. Zerwany kwiatek dodawał mu jeszcze większego uroku. Pumcia zmieszany swoimi uczuciami, spuścił głowę.
— Chodziło mi bardziej o tę drugą sprawę — wyznał pospiesznie, unikając wzroku grzybowego. Bał się, że powie coś, co zaburzy jego tok myślenia, a potem będzie musiał zaprzeczać własnym słowom.
— Wierzę, że dasz radę! — pocieszał go dalej. Niepewnie zerknął na niego, wypuszczając ze świstem powietrze.
— Może wrócimy? — zapytał, tracąc chęć przebywania w ulubionym miejscu swojego przyjaciela. Mieli siedzieć tam do zachodu słońca, ale on wolał już być w obozie.
— Mieliśmy zostać tu do zachodu — odparł kocur, uśmiechając się do niego. Jego pysk mówił sam za siebie. Chciał tu zostać razem z nim i wspólnie obserwować zmieniające się otoczenie. — Zrób to dla mnie. To naprawdę piękny widok!
Starszy zamyślił się na chwilę, po czym skinął głową. Machnął ogonem, próbując ułożyć go w wygodniejszej pozycji. Poprawił również łapy, które lekko przesunął do przodu. W ciszy wpatrywał się w niebo, które zmieniało kolory. Dwie barwy przypominały liście w Porze Opadających Liści, a jedna powój lub stokrotkę. Rzeczywiście, było to bardzo piękne zjawisko. Ujawniało piękno skrywane w codziennym dniu. Odprężało i przywoływało miłe wspomnienia. Obiecywało następny dzień, który mógł przynieść jeszcze więcej radości. Patrzenie na to widowisko wywoływało w nim lekkie dreszcze ekscytacji, a z jego gardła wydobył się radosny pomruk. Zapomniał o pomyśle opuszczenia terenu Upadłej Gwiazdy i powrotu do obozowiska. Rozluźnił spięte mięśnie, oddychając spokojnie. W jego oczach błyszczały iskierki, świadczące o tym, że to była naprawdę magiczna chwila. Obecność Czernidłaka dodawała mu pewności siebie i otuchy. Wkrótce byli świadkami, jak słońce chowało się za horyzontem lasu. Czekoladowy przeniósł wzrok na skupionego kocura. W jego niebieskich oczach dostrzegł odbijające się ostatnie promienie słońca. Po chwili słońce zniknęło, a tęczówki kocura ściemniały w mroku nadciągającego wieczoru. Zapadał zmierzch, a pojedyncze gwiazdy zaczęły pojawiać się na niebie, zerkając na nich z góry. Widziały już tak wiele i miały zobaczyć jeszcze więcej. Dłuższe patrzenie na czarno-białego kocura zaowocowało tym, że ten odwzajemnił spojrzenie. Skinął głową, zachęcając przyjaciela, by spojrzał na niebo. Przyjął zaproszenie i utkwił swoje brązowe oczy w ciemniejącej scenerii. Zobaczył chmury, które idealnie wpisały się w wieczorny krajobraz, przybierając odpowiedni kolor.
***
Czekoladowy siedział nieopodal kasztanowca, rozkoszując się wspólnie spędzonym czasem z Czernidłakiem. Nie siedzieli długo w pobliżu Upadłej Gwiazdy; gdy kolejne punkciki na nocnym niebie zaczęły ich obserwować, obaj udali się na spacer do obozu. Rozmawiali, interpretując zjawisko, które widzieli. Komplementowali piękno widowiska, uśmiechając się do siebie. Co najważniejsze, kocur zebrał w sobie odwagę. Chciał wreszcie wyjawić Czernidłakowi, dlaczego nie przepada za Witką. Wyczekując na przyjaciela, zerkał nerwowo w kilka stron, obawiając się, że w każdej chwili może pojawić się Padlina i oznajmić czas na szkolenie. Stracić tę okazję na szczerą rozmowę z Czernidłakiem byłoby nie do zniesienia. Wkrótce młodszy kocur zszedł z drzewa i skierował się w stronę stosu zdobyczy. Bicolor zawołał go, a ten podszedł, niosąc w pysku dwie myszki, które zwisały z jego pyszczka. Upuścił je obok łap przyszłego stróża i przywitał się z promiennym uśmiechem.
— Jestem gotowy, by powiedzieć, co mnie trapi — rzekł po krótkiej wymianie zdań. Nie chciał przeciągać rozmowy, więc zaczął mówić bez zbędnych wstępów. Przygnębienie ogarnęło jego umysł na myśl, że będzie musiał sobie przypomnieć tamte wydarzenia. Opowiedział, jak niedługo miał być mianowany i jak planował spać dłużej. Następnie wspomniał o tym, co wydarzyło się po krzykach medyczki i co zobaczył, gdy wyszedł ze żłobka. Napomknął również o strachu swojej siostry, kończąc na gniewie Żagnicy i powrocie do azylu. W kącikach jego oczu nagromadziły się łzy, które szybko strącił białą łapką. — To... już wszystko... — mruknął, spoglądając w niebieskie oczy.
<Czernidłaku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz