Wpatrywał się z nienawiścią w niebiesko-białego kocura, który ściągnął go tutaj z polowania pod jakimś ważnym pretekstem. Stary lider co rusz wysuwał i chował pazury, starając się jakoś samego siebie opanować, by czasem nie rzucić się burzakowi do gardła. Wiedział, że w czystym starciu nie miał ani grama szans. To już nie te lata, by mógł walczyć z innymi wojownikami jak równy z równym. Hiacynt mamrotał pod nosem coś niezrozumiale, zaś Igła uznał słowa tego wszarza za mało istotne, toteż nie kazał mu mówić głośniej. Zirytowanie rosło z każdym uderzeniem serca. On myślał, że liliowy całe dnie się opierdala, więc może tu siedzieć na dupie jak ostatni idiota. Prychnął wściekle, uderzając ogonem o ziemię, co zwróciło uwagę biało-niebieskiego. Ten uniósł brew ku górze, łypiąc podejrzliwie na liliowego, po czym otworzył pysk.
- Przejmuję klan wilka, ty i te twoja przydupasy nie jesteście mi już potrzebni - zaczął, wysuwając pazury - Możecie stąd wypieprzać - odsunął się na kocięcy krok, wpatrując się w podłoże, nim ponownie się odezwał - NIe sądzisz, że powinienem nareszcie doczekać się dzieci? - zamruczał - Bowiem dynastię tworzą pokolenia, nie jeden kot. Co powiesz na tą całą Skworonek? O! Albo Kaczuszkę ni-
Nie dał mu dokończyć, świadomość, że jedno z jego dzieci albo Wilczego Serca może zostać skrzywdzona, wzięła górę. Kocur rzucił się mu do gardła, zatapiając kły w szyi młodego wojownika. Ten nie pozostał dłużny, drapiąc i gryząc, zadawał kolejne rany na ciele starego lidera. Ten jednak całą swoją siłę, jaka mu pozostała przekierował na zacisk szczęk. Wczepił się w niego jak kleszcz, oddychając ciężko przez nos. Oba koty wypadły z legowiska, Hiacynt tarł po ziemi pointem, który tylną łapą haczył o jego futro, wyrywając kolejne kłaki. Igła poczuł pulsujący ból, gdy pazury niebieskiego wbiły się tuż nad jego okiem. Zawył, puszczając zabrudzoną krwią szyję. Opadł na ziemię, ostatkiem sił odpychając od siebie burzaka, który przerył mu po pysku łapą. Spuścił łeb, czując jak stróżka krwi kapie z jego nosa. Wzrok powoli zaczął mu się rozmywać, jednak na chwiejnych łapach wstał, kaszląc krwią. Hiacynt nastroszył futro gotowy do ataku.
Dziwny, ciemny kształt pojawił się znikąd i przemknął przez obóz, rzucając pseudo zastępcą niczym zużytą szmatą. Kocur stęknął z bólu, gdy uderzył grzbietem o pień drzewa. Zachłysnął się własną śliną, potrząsając przy tym łbem. Z kurzu wyłoniła się sylwetka Wężowego Wrzasku, która warcząc i prychając, rzuciła się na niego. Masywnymi łapami dodusiła smukłe ciało do ziemi, po czym wbiła kły w kark. W obozie klanu wilka rozległ się kwik a zaraz po nim cichy trzask. Tortie odetchnęła głęboko, wypuszczając martwe już ciało z pyska.
- No i na co się gapicie, niedojdy?! - warknęła, a jej najeżone futro wraz z pokaźnymi rozmiarami dodawało tylko grozy, Splunęła na piach, w kilka susów, wraz z innymi kotami, znajdując się przy liderze, który wypluwał z pyska kropelki czerwonej cieczy.
- Osz kurwa... dziadku, oko ci wisi... - szepnęła, a Igła chyba pierwszy raz w życiu dostrzegł w jej oczach prawdziwą obawę. Przełknął gulę, kiwając powoli głową.
- Gdzie medyk!? - Wróblowe Serce rozejrzał się po tłumie, nie widząc jednak ani Fasoli, ani Trójki chciał pobiec do ich legowiska, powstrzymała go jednak czarno-ruda wojowniczka.
- Ja pójdę, ty zostań - mruknęła, nim się oddaliła. Bury kiwnął głową, pomagając liliowemu utrzymać równowagę.
- Nic mi nie jest! - Igła odsłonił kły z pretensjami do każdego, kto tylko próbował mu aktualnie pomóc - Wypieprzyć to ścierwo tam, skąd pochodzi. Tego drugiego też - syknął, spoglądając z nienawiścią na oba ciała. Uderzył ogonem o ziemię, słysząc szepty między klanowiczami, że tak nie można - Można! Oni mogli robić tu, co chcą, to my też możemy! - kaszlnął, kładąc się na ziemi. Adrenalina powoli uchodziła, przez co przeszywający ból narastał, z każdym uderzeniem serca miał coraz bardziej ochotę wrzeszczeć - Wyrzucić ciała na terenie klanu burzy - mruknął słabo, opierając czoło o ziemię. Czuł, jak powoli słabnie. Na szczęście w porę pojawił się Trójka wraz z Fasolką.
* * *
Miedziana Iskra otulała go ogonem, gdy wybudzał się z głębokiego snu. Pajęczyny wraz z liśćmi tworzyły wokół lewego oczodołu opatrunek, który mimo świeżości, już powoli barwił się na czerwono. Lynx syknął z bólu, gdy poruszył się gwałtownie. Ciepły język na policzku jednak skutecznie go uspokoił. Odetchnął głęboko, chowając nos w białym jak śnieg futerku. Jego ukochana pachniała tak ślicznie kwiatami i ziołami... rozmarzył się, zaś na jego pysku pojawił się leniwy uśmiech.
- Księżyc powoli na niebie... - poruszył uchem, słysząc cichutki głos płowej, odsunął się od niej ostrożnie - Igiełko... wiesz, że... że musisz - mówiąc to, poprawiła mu lekko łapką opatrunek, który zsunął się nieznacznie.
- WIem, wiem - podniósł się powoli do siadu, czując, jak stare kości dają o sobie znać. Owinął ogonem łapy, spuszczając na nie wzrok - Myślisz... myślisz, że jestem dobrym liderem? - szepnął ledwie słyszalnie. Kotka drgnęła na jego słowa, podnosząc się zaraz. Ostrożnie otarła się o bok kocura, mrucząc cicho.
- Dla mnie najlepszym... - zaczęła, lecz nie pozwolił jej dokończyć.
- A dla klanu? - fuknął - Stary jestem, powinienem zrezygnować dawno temu - warknął, odsłaniając kły. Wąsy drżały mu z nerwów - Cholera jasna nawet własnemu klanowi nie potrafię zapewnić bezpieczeństwa! - ze złości chciał uderzyć w legowisko, jednak gdy tylko mocniej poruszył barkiem, poczuł okropny ból, aż wydał z siebie pisk. Sapnął ciężko, starając się uspokoić. Minęło kilka uderzeń serca, aż kocur wstał ostrożnie, kuśtykając w stronę wyjścia z legowiska. Już od samego progu słyszał radosne pomruki, że nareszcie pozbyli się burzaków na dobre. Uśmiechnął się mimowolnie, nim wyprostował grzbiet, wydając z siebie głośne miauknięcie.
- Nowym zastępcą od dzisiaj będzie Wróblowe Serce! - oznajmił.
< Wurbel? >
Borsuk, mam zawał xD
OdpowiedzUsuńO kurwa dziadku, oko ci wisi
OdpowiedzUsuń