*nadal dawne czasy*
Łapa Maślak śmignęła mysią długość nad jego uchem. Kotka zaśmiała się wrednie, szykując się do kolejnego ataku. Kwaśny pisnął, rzucając się do ucieczki w stronę mamy. Miał nadzieję, że chociaż ona da radę zaczepką starszej koteczki. Szybko wskoczył za grzbiet rodzicielki i wyjrzał za niego niepewnie.
— Kwaśny, nie wymiękaj i chodź tu — rzuciła Maślak, wbijając swe żółte ślipia w kocurka.
Pokręcił łebkiem na znak sprzeciwu.
— Kwaśny, co jest? — miauknęła Słodki Język, spoglądając na syna. — Czemu nie chcesz bawić się z Maślak? — zapytała z nutą troski.
Czarny położył uszy, uciekając wzrokiem od dwukolorowych ślip.
— Ona... ona jest niemiła — wyznał cicho.
Maślak trzepnęła ogonem. Najwidoczniej usłyszała oskarżenia kocurka.
— Wcale nie! Kłamczuch! Kłamczuch! Kłamczuch! To on się nie chce bawić! Wszystkie kocurki są tak samo beznadziejne — burknęła.
Słodki Język westchnęła, spoglądając na kociaki.
— Maślak, idź do cioci albo pobaw się z bratem — miauknęła do burej.
Kotka zjeżyła się.
— Nie! Nie będę słuchać się jakiegoś rybojada! — prychnęła zła.
— Maślak! — wkroczyła do akcji ciocia koteczki. — Jak ty się zachowujesz? Czemu jesteś znów niemiła? Przeproś Słodki Język — rozkazała niesfornej koteczce.
Maślak jednak miała inne plany i pokazała język szylkretce.
— Nie jesteś moją mamą, więc nie zachowuj jakbyś nią była! Nie będę się ciebie słuchać nigdy! Nigdy! — pisnęła na ciotkę i wybiegła ze żłobka.
Paprotkowa Pieśń westchnęła.
— Przepraszam za nią Słodki Języku — miauknęła do czarnej i wybiegła za swoją siostrzenicą.
Kwaśny obserwował całe zdarzenie w ciszy. Dopiero gdy obie koteczki zniknęły z pola widzenia, nieśmiało otworzył pyszczek.
— Mamo, czemu nazwała cię rybojadem? — zapytał zdziwiony.
W końcu jeszcze nigdy nie widział, żeby kotka objadała się rybami. Mało kto w ich klanie potrafił na nie polować, więc nie był to za częsty posiłek u nich. Lekki smutek wkradł się na pysk czarnej karmicielki.
— Widzisz, kiedyś mieszkałam gdzieś indziej i tam jadło się bardzo dużo ryb — wyjaśniła ściszonym głosem kocurkowi. — Stąd wzięła się ta ksywka.
Kwaśny przechylił łebek, nie rozumiejąc jednej rzeczy.
— A ksywka to coś złego?
Słodki Język uśmiechnęła się słabo, spoglądając w stronę wyjścia ze żłobka.
— Nie zawsze. Ale czasem tak. Zależy jak i kto do ciebie ją mówi. Ale wracając do ciebie. Czemu nie chciałeś bawić się z Maślak?
Kocurek położył uszy i spojrzał na swoje łapki.
— Nie lubię się z nią bawić. — wyznał. — Dla niej zabawa to tylko szarpanie mnie za ogon i walka.
Słodki Język liznęła go pocieszająco.
— Nie martw się. Porozmawiam z Paprotkową Pieśnią, żeby Maślak zostawiła cię w spokoju.
Kwaśny spojrzał na mamę z niedowierzeniem.
— Naprawdę? Dziękuję — mruknął, przytulając się do rodzicielki.
Słodki Język zamruczała uspokajająco.
— Pamiętaj, że zawsze jakby ktoś ci dokuczał możesz na mnie liczyć.
Kocurek kiwnął łebkiem, wskakując na legowisko koło mamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz