Co chwilę była niesiona przez kogo innego. Koszmar. Nie mogła się urodzić normalnie? Nie, bo oczywiście, to ona, wspaniała Cień musiała się urodzić w podróży. Jeśli niósł ją jakiś kultysta, tragedii nie ma. Matka opowiedziała jej, którzy to kultyści. I dobrze. Była pewna, że tej szmacie zwanej Szakalem tego nie wyjawiła. Boi się nawet jej wzroku i cała się trząsła jak po prostu powiedziała prawdę. Że jest kupą futra i nie potrafi nic powiedzieć. Najlepsza była jej babcia Irgowy Nektar. Powiedziała, że jest na dobrej drodze, by zostać kultystką. Czyż to nie było od początku oczywiste? Ma rozum. Irga obiecała jej, że gdy tylko Mroczna Gwiazda będzie miał czas, to go do niego zaprowadzi. Szmata nie będzie miała takiej okazji! Heh. Właśnie złota odebrała go od kota wcześniej ją niosącego. Szepnęła jej do ucha:
— Malutka, dziś twój wielki dzień. Na kolejnym postoju pójdziemy zobaczyć Mroczną Gwiazdę, z najmroczniejszym sercem z wszystkich kotów, które istniały.
— Łaał! — szepnęła — A Szmata już go widziała?
Irga ostro się na nią popatrzyła.
— Nie nazywaj siostry szmatą. Widzę w niej potencjał — mrugnęła do niej — Ale w tobie większy. Masz duszę prawdziwego wojownika. I nie, nie widziała go.
Nie mogła nic więcej powiedzieć, gdyż przyszedł czas na postój. Kotka położyła ją koło wielkiego vana.
— To ty jesteś Mroczna Gwiazda? — mruknęła, dokładnie mu się przyglądając, gdyż nigdy nie widziała go z bliska. Wyróżniał się niecodziennym ułożeniem łat wśród innych kotów, oraz silnymi przednimi łapami.
Zmierzył ją z góry swoim lekko lekceważącym spojrzeniem. Uniósł jedną brew.
— Owszem, to ja — mruknął, przez chwilę wpatrując się w Irgę.
— Masz... Muskuły. Takie duże. — poczuła się gorąco we własnej skórze. Nie wiedziała co powiedzieć, a jakby powiedziała coś źle, to kocur pewnie nie pozwolił by jej zostać kultystką. Była młoda, więc nie wiedziała zbytnio, jak zachować się przy kocie znacznie starszym i mądrzejszym od niej, silniejszym.
— Księżyce treningu coś przyniosły — wzruszył barkami. — Co takiego cię tu przyniosło, że tak szybko pragniesz rozmowy z liderem kultu? — miauknął.
— N-nie... J-ja tylko... — pisnęła. Nie chciała być widoczna w złym świetle — P-przechodzę... B-babcia I-irga... T-to o-ona... — Zaczęła zwalać wszystko na koty które nic nie wyczyniały. Zachowała się nierozsądnie, od razu drżąc jak pizda.
Uśmiechnął się lekko, mrucząc gardłowo.
— Widać przez ciebie na wylot, że się stresujesz — miauknął jedynie. — Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, to właśnie masz szansę.
— A-ale czego się dowiedzieć... Że Szmata jest dupkiem?... Nie... To wiem... — sama traciła rozum, wygadując takie rzeczy. Wcale nie było to przyjemne, i na samą myśl zmrużyła oczy.
Posłał jej zniesmaczone spojrzenie.
— O czym ty mówisz? — miauknął, nie pokazując po sobie zdziwienia.
— S-siostra... B-boi się mnie... — szepnęła cicho i znacząco odsunęła się do tyłu. Była pewna, że kocur oderwie jej głowę zanim zdąży jeszcze coś powiedzieć. Omen był silny, a ona dopiero co się urodziła. Czasem na prawdę traciła rozum.
Zmarszczył pysk, wysuwając kły.
— Powinnaś dbać o siłę swojego rodzeństwa, by kult nie upadł i miał jak najwięcej członków, a nie go osłabiać — miauknął zimno.
Zjeżyła futro, pokazując prawdziwą siebie po części.
— Dobrze, tylko szkoda, że nikt wcześniej mi o tym nie powiedział. Sama jest rozpuszczonym bachorem. Starałam się ją uporządkować, ale ona wierzy w jakieś nie wiadomo co. Nie rozumie, co znaczy być kimś. Boi się każdego słowa jakie wypowiem, i nie umie mówić.
Wysunął pazury.
— Nie powinnaś zajmować się czymś co nie jest przeznaczone dla ciebie. Jeśli stanie się tchórzem, to osobiście się jej pozbędę. Twoja matka i babka wiedzą, jak odczulić na ból i strach. Na razie dbaj jedynie o siebie i o to byś ty nie upadła. Nie zależy nam na kolejnej Kuniej Norce.
— Ja nie jestem jak Kunia Norka. Ona skończyła tak źle, że nawet nie jest warta wąsika myszy.— syknęła, udając silną, co chyba niezbyt jej wyszło.
— Więc pilnuj się, bo łatwo jest skończyć jak ona — miauknął. — Dobrze jednak wiedzieć, że też nią gardzisz. Zasłużyła na to. Zdrajczyni. Już dawno bym się z nią rozprawił, gdyby nie to, że cholerna jest jedynym medykiem.
— Ja przynajmniej wiem, co to godność. Ona najwyraźniej nie dowiedziała się tego nigdy, dlatego tak skończyła. Szkoda, że nie ma imienia Paplające Gówno. I co, może przynajmniej mi powiesz, czy będę mogła należeć do kultu? Bo po to tu przyszłam — mruknęła i ogarnęła swoje futro sterczące na wszystkie strony.
Uśmiechnął się jedynie na jej z lekka pretensjonalny i arogancki ton głosu.
— To zależy wyłącznie od ciebie. Jak podrośniesz i na to zasłużysz, to dostąpisz godności bycia jednym z nas. Jeśli nas zawiedziesz, to czeka cię ten sam los co Kuniej Norki czy Goryczkowego Korzenia. Mamy wysokie oczekiwania wobec kotów urodzonych jako dzieci kultystów. Jeśli jesteś silna, podejrzewam, że nie musisz się martwić. I nie mam tu na myśli jedynie fizycznej siły.
— A Goryczkowy Korzeń co takiego zrobiła? Nic o niej nie słyszałam jeszcze. — mruknęła zaciekawiona. Urodziła się dociekliwa, co nie każdy zauważa.
— Nic szczególnego — miauknął i usiadł, oplatając wokół siebie ogon. — Jednak rozwijała się dużo wolniej od swojej siostry. Trening szedł jej mozolnie, a ona sama nie zrobiła jeszcze nic dla kultu. Ponadto zaczęła się spoufalać z Kunią Norką. To twoja ciotka.
— Ciotka? Chyba bardziej siostrzyczka Papli. — mruknęła lekceważąco — Czemu musi być moją krewną? Powiedz mi, no powiedz!
— Czasem niektóre koty nie zasługują na pewne pokrewieństwo — miauknął spokojnie. — Wierz mi, znam to z doświadczenia. Wiesz, jaki jest najlepszy sposób, by usunąć tą krew ze świata? — oblizał pysk. — Wyeliminować. Nie usunie to twoich korzeni, ale nie pozwoli słabości się dalej rozmnażać. Goryczkowy Korzeń jednak nie stoczyła się tak bardzo jak Papla. Dla niej jest ratunek, moja droga, ale czy skorzysta ze szczodrości losu, to już jej decyzja. Twoja babcia jest jednak mądra, nie bez powodu wybrałem ją na swoją zastępczynię. A twoja matka, była uczennicą Krzaczastego Szczytu - mojego ucznia. Szkoliła się u najlepszych. Bądź im posłuszna.
— Nie jestem? Cały dzień słucham paplaniny matki o rzeczach niedotyczących kultu, choć nie chcę.
Zmrużył oczy.
— Jesteś niecierpliwa. Chcesz poznać to, co cię najbardziej interesuje. To dość przewidywalna cecha u kociąt. — miauknął nonszalancko. — Jednak nie wskoczysz na wielką skałę, jeśli nie wdrapiesz się na nią po mniejszych. Musisz zacząć od nauki podstaw i słuchać uważnie tego, co mówi ci Irgowy Nektar i Stokrotkowa Polana. Są mądre. Kultyści nie są kultystami dla samego bycia nimi. Każdy z nas robi coś dla naszej sprawy. Bez podstawowej wiedzy nie przydasz się nam. Posłuszeństwo i pokora względem bardziej doświadczonych kotów to podstawa.
— Pokora? — Parsknęła chłodno — Posiadam pokorę, jednak nie dla takich jak Paplająca czy Goryczka. Jeśli będziesz jej szukać tam, gdzie to niestosowne, mocno się zawiedziesz. Pokorę posiada każdy, jednak prawilnymi jej właścicielami są koty, które potrafią z niej korzystać.
Zmarszczył brwi.
— Mówię o pokorze dla twojej rodzicielki i babki. Oraz innych członków naszego dzieła. Tak plugawe stworzenia jak zdrajcy nie zasługują na ani krzty pokory czy posłuszeństwa. Wiedzy trzeba szukać u osób tego godnych — miauknął. Na ostatnią wzmiankę uniósł zaciekawiony łeb i uśmiechnął się. — Nie każdy ją posiada, złotko. To jedna rzecz faktycznie ją mieć, a zupełnie inna używać jej nieszczerze, dla własnej korzyści, by zmanipulować ją do dania nam tego, czego chcemy... Widzisz, pokora to coś bardzo przydatnego. Pokorne koty zwykle szybciej zdobędą zaufanie niezbyt ufnej osoby, niż koty o nazbyt dużej pewności siebie. Niektóre koty tylko udają skromność. A potem czekają, aż się odwrócisz, by wbić ci pazury w grzbiet.
— Udają... Mnóstwo jest takich kotów. Może nawet i ty? Udajesz spokojnego a tak naprawdę jesteś zabójcą — mruknęła — A co do treningu... Dasz mi kogoś porządnego na mentora, tak?
— Robię to, co do mnie należy, moja droga — uśmiechnął się jedynie. Na wzmiankę o treningu uniósł wyżej łeb. — Powiedz mi, skąd mam wiedzieć, kto będzie dla ciebie najlepszy? Kogokolwiek dostaniesz... Klan Wilka ma dobrych wojowników.
— Goryczkowy Korzeń... Bezzębny Robal... Spasiona Świnia... Wścibski Nochal... Jesteś pewien tego co mówisz? — syknęła — Oni nie zasługują na szacunek. Jeśli ich nie wyeliminujesz... Wiesz co może się stać — miauknęła chłodno
— Goryczkowy Korzeń przyniosła kultowi wstyd, ale nie jest mściwa, a w dodatku jest głupia — miauknął. — Jest zapatrzona w swoją matkę, a ona, jest moją zastępczynią. Nie odważyłaby się podnieść na nas łapy. Bezzębny Robal i Spasiona Świnia sprawiają, że wojownicy nie muszą zajmować się nieważnymi obowiązkami i przejść do konkretów, podczas gdy one przymusowo wspomagają klan. Moja obstawa jest wszędzie. Wyłapaliby, gdyby zaczęły coś przeciw mnie knuć. Poza tym, nigdy nie chodzę sam. Zawsze mam przy sobie zaufanych wojowników, a atakowanie mnie, byłoby głupim ruchem z ich strony. Zdaję sobie sprawę z ewentualnego zagrożenia. Nie martw się o to. Nie bez powodu stary Jastrzębia Gwiazda powierzył mi swoją sprawę. Możesz mi wierzyć na słowo, że jest wiele technik władzy, o których nie masz najmniejszego pojęcia — położył po sobie uszy. — Nie pożyją długo. A mówiąc dobrych wojowników, miałam na myśli tych, którzy faktycznie zasługują na bycie nazywanymi wojownikami. Zasady, które wprowadziłem, skutecznie selekcjonują silne jednostki od słabych i bezużytecznych. Nie jestem głupcem — na ostatnie zdanie zmrużył oczy.
— Powiedziałam że jesteś głupcem? Nic z tego. Po prostu martwię się, czy traktowanie ich ulgowo... Nie rozwali ci życia. Wiesz? — nie lubiła się pchać w czyjeś sprawy, jednak kult musiał się utrzymać. Musiała o niego dbać
— Ulgowo? — prychnął cicho. — Jeśli te pizdy ośmielą się popełnić choć najmniejszy błąd, nie wykonać choć najmniejszego zadania, to wszystkie bez wyjątku staną pod moimi łapami, czekając na swoją rychłą i żałosną śmierć. Dopilnuję tego. A te ich dzieciaki... Są młode. Nie wiem, co z nich wyrośnie, więc daję im szansę. Nie mogę mordować, nie poznając kota; wtedy pozbawiam klanu czegoś, co po osiągnięciu dorosłości być może mogłoby być przydatne. Daję im szansę rozwinięcia skrzydeł, a jeśli ją zmarnują, drugiej już nie dostaną. Póki rządzę ja i kult, nikt nie sprawi mi zagrożenia, moja droga. Nie postępuję pochopnie i otaczam się silnymi kotami, które nie zawahałyby się oddać za mnie życie.
pochyliła się nieco ku niemu
— jak sobie życzysz. — wymruczała — Przepraszam, że podważam twoje zdanie.
Zmierzył ją szorstkim spojrzeniem.
— Jeśli chcesz, by twoje przeprosiny miały jakiekolwiek znaczenie, to wyrażaj je czynami, a nie pustymi słowami. — miauknął. — Póki co nie masz jednak za co. To... Dobrze mieć wątpliwości. Świadczą o tym, że kot nie jest głupi i ślepy. Wracając, oczekuję od ciebie jednak, że będziesz zbierać dla mnie informacje i zgłaszać mi, w razie gdyby ktoś za mną szemrał. W taki sposób możesz pomóc kultowi, jeszcze w nim oficjalnie nie będąc. Twoje przodkinie będą z ciebie dumne. Ale przy tym wszystkim - trzymaj jęzor za zębami, jeśli życie ci miłe.
— Chcesz mnie zabić?... To trochę... Niecodzienne.
— Nic takiego nie powiedziałem. Zrobiłbym to, gdybym musiał, ale jeśli będziesz mądrzejsza od co niektórych twoich poprzedniczek, to nie masz się czego martwić.
***
Musiała wyruszyć do lasu. A Mroczna Gwiazda przyglądał się jej... Tym swoim przerażającym wzrokiem.
<Omen? Cry za to>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz