Kaczorek wybuchł radosnym śmiechem. Uwielbiał bawić się w berka, Mglista Łapa idealnie zgadła z zabawą! Kociak biegł przed siebie, wysuwając krótkie łapki. Bieg oczywiście zaczął go męczyć, jednak rudzielec ani myślał się poddać. Cieszył się, że uczennica medyka się zgodziła. Zerknął na biegnącą u jego boku Malinkę. Jej oczka lśniły z podekscytowania. Ona również się cieszyła, był tego pewien. Dwójka karzełków parła do przodu, dopóki córka Obłoku ich nie dogoniła. Kaczorek został dotknięty łapą, tym samym to on teraz miał gonić. Kocurek rzucił się w stronę siostrzyczki, rozpoczynając kolejny etap zabawy w berka.
Kocurek odskoczył w ostatnim momencie. Warknął na Borsuczy Warkot, który stał zaledwie dwa ogony lisa od niego. Oboje mierzyli się długo spojrzeniami, czekając na następny ruch przeciwnika. Wreszcie mentor ruszył do ataku. Wyciągnął łapę, którą uderzył w bok rudzielca. Kacza Łapa pisnął zaskoczony, upadając pod jego ciężarem na ziemię. Został przygwożdżony łapą.
- Walczysz gorzej niż kociak. - syknął wojownik.
Syn Brzoskwiniowej Bryzy poruszył ogonem ze zirytowaniem. Mówi się, że wiek to tylko liczba. Charakter Kaczej Łapy mimo jedenastu księżyców na karku nie uległ zmianie. Dalej nie dogadywał się również z mentorem, mimo nie jednego trudnego treningu. Opanowanie umiejętności łowieckich i walecznych nie było wyzwaniem, gorzej z tym, że nie zawsze mu wychodziło, a wtedy Borsuczy Warkot się wściekał. Karzełek był uczniem i miał prawo do błędów, czego widocznie mentor nie rozumiał. Ich obojgu łączyło jednak zirytowanie, że Kaczorek dalej nie został wojownikiem. Było to można powiedzieć skazą. Rudzielec coraz bardziej miał dość swojego szkolenia. Jakoś nie widziało mu się harowanie dzień w dzień jako wojownik.
Kopnął mentora z tylnych łap. Korzystając z okazji wyślizgnął się spod jego łap i pewnie stanął przed wojownikiem. Ten obnażył zęby, jakby szykując się do kolejnego ataku. Coś jednak było nie tak. Wzrok mentora powędrował nie na Kaczorka, a na daleki horyzont.
- Na co się patrzysz zającu?
Kacza Łapa zastrzygł uszami. Przesłyszał się? Może mentor chciał sprawdzić jego nieuwagę? Nie było sensu atakować, masa mentora była zbyt duża i tak by go nie powalił. Kolejny minus niskiego wzrostu. Odwrócił za siebie pyszczek, nie dostrzegając oczywiście nic za sobą.
- Hah, zaczynasz mieć omamy na starość. - mruknął.
Borsuczy Warkot usiadł, jakby kompletnie stracił wszystkie siły. Nawet nie raczył odpowiedzieć uczniowi, jedynie trzymając się za łeb. Kacza Łapa przechylił łebek. Teraz już kompletnie nic nie rozumiał.
- Może już wracajmy? - zaproponował.
Nie mogąc dłużej usiedzieć w miejscu, wszedł do środka. Owiał go mocny zapach ziół. Na chwilę otworzył pyszczek, żeby lepiej je wyczuć. Niestety nie umiał ich rozpoznać, wielka szkoda. Uczeń ruszył kilka kroków do przodu, aż zauważył Poranną Zorzę. Medyk zajmował się jego mentorem, leżącym na jednym z mchowych posłań, z głową na łapach.
- Co mu jest? - wskazał ogonem na kocura.
- Przegrzanie. - mruknął w odpowiedzi medyk, nie tracąc czasu na wdawanie się z nim w dyskusje. Stan Borsuczego Warkotu był jednak dobry, co można było stwierdzić na pierwszy rzut oka. Na pewno dzięki szybkiej wizycie u medyka, dało się uniknąć gorszego stadium. Na treningu trochę się pośmieje z mentora.
Mglisty Sen zajmowała się sortowaniem ziół. Poranna Zorza sam ogarnął pacjenta, zatem pozostawił asystentce inne zajęcie. Kacza Łapa potruchtał do kotki. Odkąd stała się asystentką, dostając nowe imię, a on opuścił kociarnię, poza Zgromadzeniem nie mieli okazji do rozmowy. Usiadł obok niej.
- Heeeej, Mglisty Śnie! - miauknął na powitanie. Poruszył wąsikami, przyglądając się teraz z bliska ziołom. - Jak ty spamiętujesz te wszystkie nazwy, ich jest pełno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz