dawno temu; jeszcze przed narodzinami kociąt [stare terytorium]
Pora Nowych Liści wyglądała inaczej w Siedlisku Dwunożnych niż w lesie. W powietrzu nie unosiły się przyjemne wonie leśnej ściółki, nie rosły drzewa o pięknych bujnych koronach, nawet rośliny były inne i mniej pachnące. Ryjówka przywykła do życia w lesie, do swobodnego szybkiego biegania po odkrytych terenach. Cieszyła się upragnioną wolnością i nie mieszała w klanowe sprawy oraz konflikty. Uważała, że każdy miał swoje życie i był za nie odpowiedzialny, miał więc prawo spędzić je na własnych warunkach. Ona tak postąpiła i nigdy nie pożałowała podjętych przez siebie decyzji. Chyba miała szczęście. Nigdy nie dotknęły ją żadne widoczne blizny ani groźna choroba. Jedynie dokuczliwy był głód, ale on chodził za każdym samotnikiem. No właśnie, lubiła tą samotność i samodzielność. Uczucie, że cały świat należy tylko do niej i że może kierować swoje łapy tam, gdzie tylko postanowi swoją spontaniczną bądź zaplanowaną decyzją.
Ryjówka trafiła do Siedliska Dwunożnych. Było ogromne i dzielące się na kilkanaście mniejszych klanów, każdy z osobnym legowiskiem w różnych barwach, z własnym małym ogródkiem i pieszczochem do towarzystwa. Widziała wiele psów i domowych kotów. Miała okazję wąchać kwiaty w ogrodach Dwunożnych, ale wszystkie pachniały odpychająco. Czy oni nie wiedzieli, że najlepsza roślinność to ta leśna? Na bagnach było jej mało, ale gdy wymykała się na terytorium należące do danego klanu, zawsze mogła coś ciekawego znaleźć. Czasami w głowie przypominała sobie, czy to może być leczniczy medykament czy tylko zwykły chwast. Dalej rozciągały się inne klanowe tereny Dwunożnych, ruchliwa Droga Grzmotu i wysokie metalowe kubły. Droga Grzmotu wydzierała nieprzyjemny odór, ale również dźwięki pędzących przez nią Potworów potrafiły doprowadzić do bólu głowy. Ulicami chodzili Dwunożni ze swoimi młodymi lub starszyzną. Ryjówka unikała ich jak tylko umiała. Raz jedno młode Dwunożnych próbowało ją złapać. Samiczce udało się chwycić szylkretową kotkę za ogon i pociągnąć boleśnie. Ryjówka podrapała młode w rękę, najmocniej jak umiała, zirytowana taką postawą Dwunożnego. Samiczka szybko uciekła do swojej karmicielki, zalewając się brzydkimi łzami. Ryjówka prychnęła na samo wspomnienie. Oh, nie lubiła Dwunożnych!
Jeśli chciało się jeść, należało o ten posiłek zawalczyć. W mieście były organizowane walki kotów, również ciągle czuła na sobie ich wzrok i musiała uważać na każdy krok. Zasady życia w tej strefie były o wiele bardziej surowe niż te klanach. Rządziła Kukułka i tego należało się trzymać. Jeśli ona chciała, żeby ktoś zniknął, robiła to bez zająknięcia. Ryjówka schodziła jej z drogi, dbając jedynie o swoje przetrwanie. Musiała wdawać się w szarpaniny z przypadkowymi samotnymi kotami, lecz nie zawsze udawało jej się wyjść bez zadrapań lub zdobyć odpoczynek bądź posiłek. O spanie, jedzenie, czy nawet swobodne postawienie łapy na danym terenie, należało stoczyć walkę lub nieprzyjemną dyskusję z kotem, który wcześniej przywłaszczył sobie ten obszar. Zaczęła żywić się tym, co znalazła w metalowych kubłach, o ile miała szczęście i była wystarczająco szybka. Raz chwyciła kawałek starego ogona ryby, w ostatnim momencie uciekając przez rozłoszczonymi kotami, również mającymi ochotę na ten przysmak. Ogon ryby nie był świeży, ale smakował lepiej niż cokolwiek innego!
Teraz Ryjówka również udała się w poszukiwaniu jedzenia. Krążyła po opuszczonej Drodze Grzmotu, dochodząc do pierwszego z legowisk Dwunożnych. Wskoczyła zwinnie na ścieżkę, następnie na ogrodzenie. Rozejrzała się po ogrodzie. Szylkretowa kotka otworzyła szerzej ślepia na widok innego kota, bezkarnie chodzącego po terytorium jasnofutrej Dwunożnej. Nie, żeby było w tym coś złego, chociaż ona osobiście wolała unikać spotkań z Dwunożnymi. Przyglądała się przez chwilę niebieskiej pręgowanej kotce, zanim zeskoczyła z ogrodzenia prosto podest, wcześniej zajmowany przez nieznajomą kocicę. Spojrzała jej głęboko w zielone ślepia. Po wychudzonej sylwetce wnosiła, że również od dłuższego czasu włóczy się po mieście, ale nie mogła wywnioskować, czy dawniej była pieszczoszką, samotniczką, czy może kotem z klanów. Zjeżyła futro, gotowa do wdania się w wymianę zdań, ale wtedy wróciła Dwunożna. Ryjówka poczuła, jak wszystkie mięśnie jej się napinają. Dwunożna spojrzała w stronę obu kotek, ale zdążyły ukryć się, zanim zdążyła je dostrzec. Rośliny dawały im schronienie, ale chociaż były gęste i liczne, wciąż Dwunożna mogła ich dostrzec, jeśli podejdzie odpowiednio blisko. Zielonooka przeniosła wzrok w stronę czekoladowej szylkretki, starając się wymyślić rozwiązanie. Ryjówka wychwyciła wzrok nieznajomej i wypuściła powietrze ze świstem. Przypominało jej to sytuację, którą przeżyła z Mysim Krokiem, gdy oboje mieli bliskie spotkanie z Szalonym Dwunożnym. Ryjówka wiedziała, że musi szybko wymyślić jakiś plan, żeby uratować własną skórę. Obserwowała czujnie Dwunożną, każdy jej krok i gest łap.
— Na mój sygnał biegnij. — mruknęła szeptem do srebrnej kotki. Znalazły się razem w tej sytuacji i razem się szybko zwijać. Mogła zostawić nieznajomą, żeby sama sobie poradziła z zagrożeniem, ale gorzej jeśli Dwunożna i ją złapie. Dlatego Ryjówka wyjątkowo mogła być miła.
Obserwowała jeszcze dłuższy czas krzątającą się po wnętrzu Dwunożną. Gdy była pewna, że ta nie patrzy w ich kierunku i znajduje się odpowiednio daleko, dała znak ogonem swojej towarzyszce i wspólnie wybiegły zza roślin. Dwunożna krzyknęła z zaskoczenia, ale było za późno, Ryjówka i srebrna zdążyły znaleźć się po drugiej stronie ogrodzenia, na chodniku. Ryjówka rozejrzała się czujnie na wypadek, gdyby jeszcze ktoś miał niepokoić jej spokój.
— Było blisko. — miauknęła nieznajoma. Wyglądała na młodszą od Ryjówki, choć też księżyce młodości miała za sobą. Ryjówka wbiła w nią intensywne spojrzenie.
— Następnym razem nie pchaj pyska do spraw Dwunożnych, bo długo nie pożyjesz. Zgaduje, że nie pochodzisz z tych okolic. — mruknęła chłodno Ryjówka i zanim nieznajoma zdążyła odpowiedzieć, przebiegła na drugą stronę Drogi Grzmotu, znikając za najbliższym legowiskiem.
***
Pora Nagich Drzew nie niosła ze sobą nic, czego Ryjówka by wcześniej nie widziała. Zielone liście przestały pokrywać gałęzie drzew, tworząc bujny obraz przyrody. Krzewy i kwiaty uschły, kryjąc swój urok. Uwagi samotniczki nie przyciągała gruba warstwa śniegu, sople zwisające z gałęzi drzew ani nawet zimny, miękki biały puch pod łapami. Wyczuwała wyraźną, wręcz intensywną woń zdobyczy, pewnie grasującej w poszukiwaniu pożywienia. Ryjówka zatrzymała się, skuszona smakowitymi zapachami. Miała wrażenie, że im bardziej była starsza, tym więcej widziała w swoim życiu i już nic nie było w stanie jej zaskoczyć. Zbierała te wspomnienia, pielęgnowała doświadczenia i zdobyte umiejętności. Samotniczka uwielbiała wracać wspomnieniami do wszystkich przygód i wycieczek, podróży, które rządziły jej życiem od wielu sezonów. Pamiętała zwiedzenie wszystkich terenów klanowych, Owocowego Lasu, a nawet Siedliska Dwunożnych. To wszystko wiązało się ze zdobywaniem cennego doświadczenia i wiedzy, tak ważnej dla szylkretowej kotki. Lubiła odkrywać, a wrodzona ciekawość prowadziła ją przez życie, pozwalając działać odwadze i sprytowi. Umiała pływać, polować, wspinać na drzewa, znała podstawy leczenia i kilka słów z lisiej mowy. Ryjówka wiedziała, że się starzeje, ale dopóki nie odczuwała tego wyraźnie na swojej sylwetce, mogła jeszcze wiele zrobić.
Przystąpiła do polowania. Zawsze uważała, że umiejętność łowiecka jest niezwykle ważna i pomagała jej przetrwać te wszystkie księżyce spędzone w dzikim, niebezpiecznym lesie. Przybrała pozycję łowiecką, wysunęła pazury i zaczęła skradać się ku wytropionej nornicy. Zwierzątko nie zwróciło na nią uwagi, miała idealne pole do chwycenia swojego śniadania. Od ilu dni już nie jadła? Czuła jak żołądek domaga się posiłku. Teraz, natychmiast. Pora Nagich Drzew była surowa dla łowców i rzadko można było liczyć na dobry posiłek. Ryjówka w odpowiednim momencie wyskoczyła. Prędko odebrała życie nornicy. Była żylasta, ale to powinno jej wystarczyć na jakiś czas. Usiadła na śniegu, rozejrzała się dla upewnienia, że nikogo nie ma w pobliżu (już nie raz jakiś kot próbował jej ukraść posiłek) i najszybciej jak mogła zaczęła jeść. Oblizała pyszczek. Właśnie na taki posiłek warto było polować. Teraz miała resztę dnia dla siebie.
Ryjówka podniosła się na równe łapy i ruszyła przed siebie, właściwie bez konkretnego celu. Im dalej się zapuszczała, tym wyraźniej widziała dwie sylwetki na horyzoncie. Jedna niebiesko pręgowana pochylała się nad drugą czarno-białą, leżącą na śniegu w otoczeniu licznych zbiorów kamieni. Były ułożone w taki sposób, że przypominały krąg, ołtarzyk, stos. Ryjówka wyczuła w powietrzu zapach mięty, ale była jeszcze jedna woń, tylko zakryta. Niebieska kotka mogła ją z łatwością wyczuć, gdyż samotniczka nie dbała wyjątkowo o dyskrecje. Nie obserwowała z daleka ani nie oddaliła się w danym kierunku, szukając dla siebie cichego, samotnego kącika. Gwiazdy lśniły na nocnym niebie. Unosił się księżyc, dostarczając światła na pokryty w półmroku teren. Śnieg skrzypiał pod jej łapami. Z każdym kolejnym krokiem zbliżała się bardziej i więcej szczegółów mogła dostrzec. Brązowe ślepia Ryjówki wychwyciły najpierw stosy kamieni i niebieską samotniczkę. To była ta sama kotka, którą spotkała w Siedlisku Dwunożnych. Ryjówka spojrzała na sylwetkę Nocnego Pióra, koleżanki samotniczki. Nie widziały się wiele księżyców i mimo wszystko córka Słonika nie sądziła, że było to ich ostatnie spotkanie. Nastroszyła futro. Ryjówka nie wierzyła w życie po śmierci, także Nocne Pióro zniknęła na zawsze. Widocznie niebieska samotniczka musiała być dla niej kimś wyjątkowym, skoro żegnała ją w ostatniej wędrówce.
— Zmarła na czarny kaszel. — powiedziała głosem bez wyrazu błękitna. — Zrobiłam jej pogrzeb. Wiem, że chciałaby mieć dużo kamieni wokół siebie.
Kamieni? Czarny kaszel? Ah, straszna choroba i musiała wykończyć Nocne Pióro. Jeśli cierpiało się na jakąś chorobę, to trudno ją wyleczyć, jeszcze będąc samotnikiem. Musisz nie dość, że polować i walczyć o swoje przetrwanie, niezależność, to jeszcze się kurować? Na niektóre czynności brakuje miejsca. Nie znała dokładnie przebiegu choroby koleżanki-samotniczki, nie miała również pojęcia jak długo trwała. Mogła jedynie domyślać się, że śmierć przyniosła jej ulgę. Westchnęła i przez kilka uderzeń serca wpatrywała się w ciało Nocnego Pióra. Nic nie mogła zrobić, taka była decyzja losu. Przynajmniej zostanie dobrze pochowana.
— Każdy kiedyś umrze. — mruknęła w odpowiedzi Ryjówka, wpatrując się na chwilę w niebieską samotniczkę (nie miała okazji poznać jej imienia). Trzepnęła ogonem o ziemię, zanim odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz