— Może Klan Sarenek? To takie ładne zwierzątka — stwierdziła, łapą odpychając leżące dookoła kamyczki na bok. Nie daj Klan Gwiazdy, by jeszcze jej małe biedactwo pokaleczyło się o te ostre końce.
Podskoczył, ale to bardziej wyglądało jak uniesienie przednich łapek, bo brzuszek mocno trzymał go przy ziemi. Uniósł ogonek, po czym powiedział.
— Poddaj się Tyglysia Gwiazdo! Twój Klan Salenek nie ma szans z Klanem Jelonków! Jak to zlobisz to splóbujemy się zapsyjaźnić! I damy ci nasze kulki mchu do zabawy! — zaoferował.
Kotka spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem, ale postanowiła wczuć się w jego zabawę. Powoli wyminęła śpiącą Diament i zajęła bezpieczną pozycję.
— Nie zamierzamy się poddać. Jesteśmy prawdziwymi wojownikami i walczymy zawsze do końca! — wyrzuciła z determinacją. —Mamy wystarczająco wiele kulek mchu, ale jeśli macie ich więcej, niż my, to możemy się dogadać... — stwierdziła, chcąc dać mu szansę podjęcia negocjacji.
— My też jesteśmy plawdziwymi wojownikami! — powiedział. —Jednak jesteśmy baldziej dobzi! Jak nie chcecie wojny, to się dogadamy! Wlaz z kulkami mchu możemy zaofelować patyki i piólka! Dzięki nim wszyscy mogą się bawić i nie bić się już nigdy więcej o zabawki!
— Piórka i patyki? — powtórzyła, patrząc na niego z zainteresowaniem. — Cóż, na to mogłabym się zgodzić — rzekła po chwili milczenia. — Ale pod warunkiem, że patyków starczy dla każdego! — dodała uparcie. Nawet taka niewinna zabawa może nauczyć kocie walki o swoje do samego końca.
— A czy te patyki są wystarczająco wytrzymałe? — Postanowiła dopytywać o każdy szczegół. — Lubimy ostrzyć o nie pazurki i je gryźć, gdy się denerwujemy. Jeśli będą się łatwo łamać, to są dla nas bezużyteczne — stwierdziła.
Rozejrzał się po żłobku, a widząc niedaleko patyk, podreptał do niego na swoich serdelowatych łapkach, chwytając go w pysk i przyciągając do mamy.
— O takie! Najwyższej jakości! — miauknął. — Możesz wyplóbować.
— Wiesz co — zaczęła, mrużąc oczy z namysłem. — Ja nie znam się aż tak na jakości patyków, ale znam specjalistę w tym temacie. Co ty na mały spacer do mojego znajomego? — zapytała.
Oczka mu błysnęły i pokiwał łebkiem.
— Taaak! Chcę poznać tego specjalistę od patyków! — miauknął z entuzjazmem.
Upewniła się, że ktoś będzie miał oko na Diament i zaprowadziła swojego syna do legowiska uczniowskiego.
— Czy jest może Rozżarzony Płomień? - zapytała, patrząc na obecnych. Ktoś wskazał jej duży, rudy kształt w kącie legowiska. Skinęła w podzięce głową i podeszła do kocura.
— Chodź, potrzebuję cię. Potraktuj to jako naszą terapię, nie będę cię pytać o nic, tylko musisz nam w czymś pomóc — oświadczyła, trzymając blisko siebie Jelonka.
<Jelonku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz