Tak uważał? Jego sprawa, ona przynajmniej potrafiła obracać się w takim towarzystwie, a nie jak on.
- Kto traci ten traci. Przynajmniej nie mam obitej mordy. - Stwierdziła znów powołując się na blizny brata, uwielbiała mu zwracać na nie uwagę.- Ja nie mam obitej mordy! - oburzył się. - Gdybym miał to byłoby to widać! Wmawiasz sobie coś - prychnął. - Lizus.
- Brzydal. - Odpowiedziała mu pięknym za nadobne. - Te blizny cię oszpecają. Chłód wystawił jej język.
Prawie zachłysnęła się śliną. - Nie czuje się oszpecony. Gorzej już ty wyglądasz z tym swoim krzywym pyskiem. Zresztą nasz ojciec też ma taką bliznę. Przekaże mu, że uważasz go za brzydala.
- N-nie mów mu! Zabije mnie chyba! - Położyła po sobie uszy dławiąc się własną wydzieliną z gardła, wyglądała mizernie, a rudy van najwyraźniej miał zamiar to wykorzystać bo wibrysy aż mu zadrżały z rozbawienia.
- Dostaniesz tylko fajną bliznę. Nie zabiję cię, jest za cienki na to - mruknął zadowolony, obserwując jak kotka się dławi. Ta zaś posłała mu zimne spojrzenie, to było zdecydowanie coś w czym była dobra.
- No nie wiem.
- A ja wiem! Znam go dobrze. Codziennie przecież z nim trenuje i mogę ci powiedzieć, że... cóż... łatwo go zdenerwować, ale cię nie zabiję. Chociaż jest trochę nienormalny... Ale ty też jesteś, więc dogadalibyście się... W sumie... lubi cię bardziej, bo jesteś tą grzeczną córeczką.Bardzo dobrze, że lubił ją bardziej. Nie miała i tak powodów by sprzeciwiać się ojcu. Jednak momentalnie przypomniała jej się dwójka pozostałych braci.
- Wszyscy chyba mamy w sobie coś z taty. Ciekawe jak tam Kruk i Mróz. - Zmieniła temat.- O ile jeszcze żyją - Skrzywił się. - Jeśli tak, to pewnie nagadali im, że jesteśmy zdrajcami i nas nienawidzą. - Spuścił po sobie uszy.
- Tylko, że oni nic nie zrobili, a skoro klifiacy są tacy wierzący na pewno nie zabili by niewinnych uczniów.
- Wiem to... Ale... nie słyszałaś, co mówił Lamparci Ryk. Nienawidzi nas... Lśniący Księżyc też. Oni oboje... pragnęliby ich śmierci. Uważają ich winnych, bo są dziećmi Rysiego Puchu.- Tylko, że oni nic nie zrobili, a skoro klifiacy są tacy wierzący na pewno nie zabili by niewinnych uczniów.
- Rozumiem. - Spoważniała nagle. - Lamparci Ryk to inna bajka jednak Lśniący Księżyc to honorowy wojownik i uważam, że on nie idzie za większością. - Stwierdziła spokojnie próbując ostudzić emocje brata. Jej słowa tym razem brzmiały bardzo szczerze, bo były prawdziwe. Pomimo to na twarzy Chłodu zagościła zgorzkniała mina.
- Właśnie, że idzie. Rozmawiałem z nim. Nienawidzi nas. Nie widziałaś jego miny. Sądzę, że byłby do tego zdolny. A więc tak? Rozmawiał z nim, choć nie powinien?
- Może tak, może nie. Tego już chyba nigdy się nie dowiemy. - Otuliła brata miękkim ogonem. Kocur wydawał się zdziwiony tym gestem. - A co tak cię nagle wzięło na czułości? - mruknął, wcale jednak się nie odsuwając.
- Od czasu do czasu potrafię okazać jakieś uczucia, a poza tym jesteś moją rodziną. - W kółko mu to powtarzała by wbić to kocurowi do łba, choć empatii było w niej prawie zero.- No dobrze - Również objął ją swoim ogonem. - Tak lepiej siostrzyczko? Mogłaś powiedzieć, że brak ci mojej bliskości.
Skrzywiła się lekko, ale pozwoliła sobie dzisiaj na takie czułości. - Wybacz, że jestem czasami dla ciebie taka okropna. - To wcale nie brzmiało jak przeprosiny.
Van się jednak uśmiechnął, biorąc to oczywiście za przeprosiny. Jakiż on był łatwy do zmanipulowania.- Wybaczam ci, siostrzyczko. Ja też przepraszam, że cię ciągle brudzę, ale hej! Musisz się przyzwyczaić. Wojownik zawsze wraca brudny z patroli czy polowań.
Przewróciła oczami, przecież wiedziała o tym. To, że miała niedługo być wojowniczką nie oznaczało, że nie zna sposobów jak wyjść z walki mniej przybrudzoną!
- Wiem, wiem. Jednak dbanie o higienę to podstawa, chyba że chce się śmierdzieć jak wronia strawa. Kot po tych słowach zaczął ją wąchać, zaciągając sie jej zapachem, po czym jakby oceniająco stwierdził. - Śmierdzisz mokrym kotem
- Co proszę? - Zdziwiła się. Co to niby miało znaczyć? Jej język przecież nie potrafił ślinić tak bardzo futra by było mokre a już na pewno nie śmierdzące!- No tak. - Jeszcze raz poniuchał ją. - Nie mylę się. Tak pachniesz. Powinnaś ukraść trochę kwiatów Wielkiej Gwieździe, bo się w nich tarza, by pachnieć.
- Ty to musisz zawsze nawymyślać. - Odgryzła się nie wiedząc jak tu pocisnąć bratu.- Nie wymyślam! Mówię prawdę! Masz, poniuchaj się pod pachami, to poczujesz jak nie wierzysz.
- No chyba nie będę się wąchać pod pachami, sam się powąchaj. - Parsknęła oburzona.- A jak się powącham, to ty też się powąchasz? - Trącił ją ramieniem w bok. - No dalej siostra. Dawaj!
Łasica popatrzyła na niego zgorzkniale, miała dosyć tego nonsensu.
- Daj se siana.
- Sama daj se siana - burknął, ocierając się o nią głową. - Ooo widzisz? Teraz będziesz pachnieć mną.- Aż poczułam. - Mruknęła zasłaniając nos. - Może lepiej ty się teraz umyj co?
- Przecież jestem czysty. Mam białą sierść, a zapach... to zapach prawdziwego kocura! Czego niby mam się wstydzić? Nie jestem kotką, co myje się pięć razy dziennie - mruknął.- Zapomniałam, te wasze męskie feromony. - Chlapnęła.
Po uczniu było widać, że nie ma pojęcia o czym ona mówi, a jednak zdecydował się dalej z nią dyskutować.
Po uczniu było widać, że nie ma pojęcia o czym ona mówi, a jednak zdecydował się dalej z nią dyskutować.
- Jasne. Więc widzisz. My jesteśmy prawdziwymi wojownikami!
- Pewnie.Brat trącił ją ponownie nie dając tym samym spokoju.
- No co to za odpowiedź? Jak już się tulimy tak blisko, to powinnaś się cieszyć.
- Niedawno miałeś problem co do wymiany języków, ale teraz chcesz bliskości tak? A idź do Gęsiej Łapy. - A ty idź do... do no właśnie... nikogo nie masz. Żal mi ciebie. - No cóż, jak zwykle pewnie nie wiedział co mówi, ale siostra zamierzała mu się odpłacić.
- I dobrze. Tak między nami, Lśniący Księżyc byłby lepszym partnerem. - Dogryzała dalej bratu. Ten spiorunował ją wzrokiem. - Przestań! Nie lubię go już! To temat skończony! Nie denerwuj mnie, bo ci wleje - prychnął zły.
- Dobrze, już cię nie będę denerwować. - Przypomniała sobie, że dalej siedzą prawie, że na środku obozu i kłócą się między sobą. - Chodźmy może do legowiska bo odstawiamy sceny. - Ty odstawiasz sceny nie ja - mruknął, po czym udał się do legowiska, tak jak chciała. No może rzeczywiście zbytnio rzucali się w oczy... Kocica pokręciła tylko rozczarowanie łbem i poszła za bratem sprawdzając w międzyczasie ile kotów patrzyło na całe zajście, na szczęście nie było ich zbyt wiele.
Brat usiadł na swoim mchu po chwili na niego padając.
- Ah... jak dobrze. Odpocząć można. - wymruczał zadowolony. Szylkretka zaś ułożyła się niedaleko brata i z zapałem wzięła się za wieczorną kąpiel. Również zaczęła się zastanawiać nad tym, jakim cudem to Chłód był jej bratem, był strasznie dziecinny i denerwujący. <Braciszku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz