— Masz na myśli brzuch bądź szyję? — spytał, udając zaciekawionego. Będzie zgrywał momentami wręcz głupiego, żeby Krzemień nie miał powodów do powiązania go z którymkolwiek z morderstw.— Jakbym położył się na plecach, to zabiłbyś mnie? — dodał, gotów to zrobić i poświęcić swoje życie, byleby tylko zobaczyć przez chociaż ostatnie chwile swojej egzystencji tę żądzę krwi w zielonych ślepiach.
— To byłby głupi ruch z twojej strony. Nie zabiłbym cię, lecz wróg owszem. Atakuj gardło, drap w oczy... - mruknął w zamyśle, po czym ponownie na niego zaszarżował. Tym razem nie zdążył odskoczyć. To znaczy — próbował, ale Krzemień jakby przewidział jego ruch i postąpił w tę samą stronę co on. Zderzenie z ziemią nie należało do przyjemnych, o czym świadczyło ciche syknięcie z jego pyska.
— A nie uważasz mnie za wroga? — spytał, przewracając się tak, by łatwiej mu było szybko się zerwać. — W końcu szpiegujesz mnie, podejrzewasz o dziwne rzeczy i teraz wkładasz zbyt dużo serca w atakowanie mnie — mruknął, łapą ocierając pysk ze śliny i nieprzyjemnego posmaku piachu. Nie zdążył nawet wstać, bo zielonooki nadepnął mu boleśnie na brzuch. Pisnął. Zażenował go ten dźwięk słabości, który tak łatwo opuścił jego pysk.
— Nie lubię cię. To tyle. Chcę dać ci nauczkę za szantażowane mnie. No i... sam chciałeś poczuć się jak ja w młodości. Więc będziesz żarł piach, póki nie zrozumiesz, o co chodzi w tym stylu walki.
— Mogę żreć go nawet ogromnymi porcjami, ale liczę, że jesteś dobrym nauczycielem i potrafisz nie tylko atakować, ale i mówić — rzekł, próbując znienacka ugryźć go w łapę. Ten odsunął się, sypiąc mu piaskiem w oczy.
— Drapieżnik nie daje ci forów. Gdy leżysz na ziemi, to koniec. Umierasz. Musisz więc nauczyć się nie upadać. Koty z Owocowego Lasu mają inną taktykę. Ty chcesz walczyć jak dzikie zwierzę. Musisz więc tak się zachowywać.
— Dzikie zwierzęta działają instynktownie. One chcą się najeść i przetrwać — mruknął, patrząc na niego spod byka. — Mam bezmyślnie rzucać się na ciebie? To nie miałoby sensu, potrafisz przewidzieć każdy mój ruch — westchnął niezadowolony ze swych wad.
— Twój atak musi być nieobliczalny, lecz przemyślany — wyjaśnił. — Tylko wtedy zaskoczysz przeciwnika. Trzeba to zrobić szybko i sprawnie, agresywnie, ale z głową. W tym celu ćwiczysz swoje ruchy. Jakbyś bardziej się przypatrzył, moje łapy działają instynktownie. Nie skupiam na nich uwagi. Mój umysł, analizuje twoje ciało, obmyślając strategię, a one się do tego dostosowują.
Podobało mu się to, co słyszał. Przyglądał się kocurowi w skupieniu, z lekkim zafascynowaniem na pysku.
— Dobrze, mistrzu — wycedził. — Brzmisz jak profesjonalista. Ktoś, kto nigdy nie popełnia błędów. Czyli jak prawdziwy morderca — mruknął, mrużąc oczy. — Naprawdę ciężko mi wierzyć, że to nie ty pozbawiasz niewinnych życia. Krzemień machnął zdenerwowany ogonem.
— Nie jestem mordercą. Ojciec na pewno tego chciał, ucząc mnie tego stylu walki. Ale jedynie jak się przydał, to odgonienie gangu samotników, którzy chcieli mi przylać. Nie skrzywdziłbym nikogo z Owocowego Lasu. To jest mój dom i jestem wdzięczny, że dawna liderka Szyszka dała mi szansę w nim żyć
— Oh, to takie wzruszające — rzucił, przewracając oczami. — Mdlą mnie takie słodkie historyjki. Opowiedz coś innego. Na przykład... Powiedz coś więcej o swoim ojcu! Jaki dokładnie był, co robił i dlaczego byłeś takim niewdzięcznym synem — mruknął.
— Jesteśmy na treningu, więc się na tym skup — znów go zaatakował, ignorując jego prośbę.
— Ja po prostu nie rozumiem twojego zachowania — rzucił, odskakując w bok. — Twój ojciec zadbał o to, żebyś umiał się bronić, a ty na niego narzekasz. Bez sensu.
— Ja po prostu nie rozumiem twojego zachowania — rzucił, odskakując w bok. — Twój ojciec zadbał o to, żebyś umiał się bronić, a ty na niego narzekasz. Bez sensu.
<Krzemień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz