Wstał ciężko na łapy, pozwalając łzą dalej spływać po swoim pysku, mieszając się z krwią. Ruszył wolno w stronę dźwięku. To nie było zwierzę. Dawno nie widział już w lesie niczego, co dałoby się upolować. To musiał być... ktoś kogo zwabiły krzyki. Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Cicho podkradł się do nieznajomego, po czym rzucił na niego, przyszpilając do ziemi. Wyszczerzył kły, a widząc, że to tylko jakiś zabłąkany samotnik, spojrzał na niego z szokiem. Nie... Tylko nie to. Nie to.
- Przepraszam! Zgubiłem się! - palnął podrostek, otwierając szerzej oczy, gdy ujrzał jego zakrwawiony pysk.
Coś ścisnęło go w piersi. Nadal go trzymał, nie za bardzo wiedząc co z nim teraz zrobić.
Krwawnik zaraz odnalazł go z jego nową zdobyczą, a on już doskonale zdawał sobie sprawę, jak skończy ten biedak.
- O, widzę że pierwotny instynkt się odezwał. Idealnie na zimę, gdy tak mało zwierzyny - zamruczał, zbliżając się. - Na co jeszcze czekasz? Zabij go i jedz. Udowodnij, że jesteś czegokolwiek warty. Chociażby życia.
*Uwaga! Mord i kanibalizm*
Położył po sobie uszy, czując dreszcz przebiegający mu po grzbiecie.
Samotnik zaczął się wyrywać, słysząc słowa Krwawnika. Nie chciał tu umierać, nie dziwił mu się. Kocur uderzył go w pysk, by się uwolnić, co wybudziło go z tych myśli. Instynktownie wgryzł mu się w gardło, rozrywając je szybko. Nieznajomy znajdujący się pod nim, wydał ostatni dech i zwiotczał, a on przełknął krew i kawałek sierści, który pozostał mu w pysku. Głód wrócił, przypominając mu o tym, że nie jadł od dawna. Wgryzł się od razu w ciało, pochłaniając wygłodniale mięso. Ten smak rozpływał mu się na języku, dając ulgę wygłodniałemu żołądkowi.
Krwawnik zastrzygł uszami.
- Świetnie, w końcu się na coś przydałeś - westchnął. - Co nie zmienia faktu, że wciąż irytujesz mnie swoim zachowaniem na potęgę.
Położył na te słowa tylko uszy, dalej napełniając się samotnikiem. Brzuch bardzo cieszył się z posiłku, który dość szybko został obgryziony z mięsa. Potrzebował tego do życia.
Gdy skończył oblizał pysk, zerkając niepewnie na mentora. Bał się zrobić cokolwiek bez jego wiedzy. Nie chciał znów czuć jego pazurów na gardle, dlatego też czekał, co on podejmie za decyzję w sprawie tego trupa.
Mentor nie spuszczał z niego ani na moment wzroku, co było przerażające. Gdy ten wydawał się być najedzony, skinął głową.
- Czas po sobie posprzątać. Tylko tym razem schowaj ciało dobrze - syknął.
Podkulił pod siebie ogon, kiwając głową. Chwycił ciało i zaczął je ciągnąć w stronę dawnego siedliska kotów z Owocowego Lasu. Nie wiedział o tym, póki nie dojrzał ogrodzenia, na którego widok stanął. Mógłby za nim skryć trupa. Koty raczej by nie przeszły na drugą stronę. Rozejrzał się, a widząc dziurę w jednym miejscu, skierował tam swoje kroki.
Czarny od niechcenia poprawiał za nim ślady. Głupi zapomniał, że krew wciąż leciała z truchła, więc bicolor przysypywał czerwone plamy śniegiem, drepcząc powoli za uczniem.
- Co kombinujesz? - zapytał z zainteresowaniem, widząc, jak ten kręci się przy ogrodzeniu.
Zamarł na jego głos, spuszczając głowę i na chwilę puszczając zdobycz na ziemię.
- Chcę... tam... - Wskazał ogonem za ogrodzenie. - Bo... nikt nie znajdzie... Wojownicy tam nie chodzą... - wytłumaczył mu swój sposób myślenia.
- Dobrze. Zrób to, ale nie zapomnij zatrzeć śladów. I żebyś nam dzikich zwierząt smrodem truchła do obozu nie ściągnął - burknął. - Chociaż nie obraził bym się, gdyby ich wszystkich zeżarł dziki pies.
Skinął łbem, ponownie chwytając trupa w pysk i przeciągnął go przez dziurę w ogrodzeniu. Schował truchło gdzieś w dole pod śniegiem, przy jakimś krzaku, po czym starł krwawy ślad jaki pozostawił do ogrodzenia, wychodząc z terenu, z powrotem do mentora. Widząc go ponownie, strach na nowo w nim odżył, a ciało zadrżało. Spuścił łeb, czekając na jego kolejne polecenia.
- A ślady łap? - spytał czarny. - To podejrzane, że tak zmierzają tu i się urywają. Wiesz, że będziesz musiał zacierać zarówno swoje, jak i moje? - zauważył. - Nie patrz tak krzywo. Ty chciałeś tu przyjść, a ja cię musiałem pilnować. Dlatego ty sprzątasz za nas obu.
Kiwnął łbem, nie kłócąc się z nim. Zaczął zacierać ogonem wgłębienia w śniegu, które spowodowali, kierując się za nimi z powrotem w miejsce, z którego wyruszyli. Nie było to trudne, bo śnieg znów zaczął prószyć, więc zaraz wszystkie dziwne znaki znikną i nikt o tym się nie dowie. Problem stanowiła jednak krew na jego pysku...
- Pójdziemy nad rzekę...? - zapytał, wpatrując się w swoje łapy.
Wojownik spojrzał na niego od niechcenia.
- A co, aż tak cię ciągnie do pływania? Jesteś jednym tym całym rybojadem? - prychnął. - Czy możesz chcesz dać się komuś nad sobą poznęcać, by cię mógł topić? - dręczył go dalej.
- Chce umyć pysk... - mruknął tylko, nie odpowiadając na jego zaczepki. - Bo jak wrócę tak z treningu, to zaczną pytać co się stało...
- Trzeba było jeść ostrożniej, a nie jak nienażarty wiecznie wieprz - prychnął. - Uwaliłeś się z własnej winy i teraz jeszcze marudzisz? Na przyszłość trzeba brać wszystkie problemy pod uwagę, bezmyślny gówniarzu.
Pociągnął nosem, nie odpowiadając na to. Nie ruszył się ani o krok, bojąc się już, że mentor każe im wrócić do obozu i wszyscy zaczną wypytywać co mu się stało. Nie miał sił się z nim spierać czy kłócić. Czuł, że kocur był nadal na niego zły.
Wojownik wpatrywał się w niego dłuższą chwilę ze znużeniem, nim w końcu westchnął i przewrócił oczami.
- Dobrze, pójdziemy nad rzekę. Na pewno będziemy się tam świetnie bawić o tej porze - wymamrotał.
Kiwnął głową, nie idąc przodem. Czekał aż mentor pierwszy ruszy się lub mu pozwoli uczynić krok. Łapy wciąż mu drżały z nerwów, gdy ten był tuż obok.
Przerażał go.
<Mentorze?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz