Krok za krokiem przemierzał obóz, mijając po drodze różne koty. Kątem oka dostrzegł sylwetkę Wścibskiego Nochala, która zniknęła w krzakach nim się zdołał obejrzeć. Pieprzona wronia strawa. Obijała się. No jasne.
— Wyjdź stąd. — wydał zimny rozkaz.
Mógł się spodziewać, że tym idiotkom nie będzie się chciało pracować. Powinien był je zabić.
Wojowniczka wyszła dość niechętnie, krzywiąc pysk na jego widok.
— O co chodzi Mroczna Gwiazdo?
— Nie dość się nad tobą litowałem? — warknął, piorunując ją lodowatym spojrzeniem. — Zostawiłem cię w klanie, choć równie dobrze mogłem wygnać, a ty siedzisz w krzaku i pasożytujesz, zamiast pracować? — widząc jej lekko zaokrąglony brzuch, uniósł brwi. — Widać jak ta cała wasza idea feminizmu się na was odbiła. Wszystkie utuczone, niezdolne do ruchu.
Na te słowa kotka prychnęła.
— Musiałam odpocząć, bo źle się poczułam — obwieściła, dumnie się prostując.
Odpocząć? Żałosne.
— Źle się poczułaś, mówisz? — mruknął podejrzliwie nie spuszczając z niej wzroku. — Na tyle, że potrzebowałaś odpoczynku? W takim razie dlaczego nie poszłaś do medyków? — spytał.
— Bo to się stało przed chwilą — prychnęła. — Właśnie miałam iść, ale musiałeś się wtrącić.
Co za przeklęta pizda! Niewdzięcznica! Zostawił ją w klanie, a ona śmie mu wyskakiwać z pyskiem!
Wysunął pazury.
— Radziłbym zwracać ci się z szacunkiem do swojego przywódcy, chyba że chcesz skończyć jak Wrzeszcząca Ropucha — zagroził z błyskiem w oczach, zbliżając się do niej. — Nieładnie tak kłamać. Siedzenie w krzakach to odwiedzanie medyków? Ale skoro tak uważasz, moja droga, to proszę bardzo. Pójdziesz do medyków i na moich oczach powiedzą, co ci jest. I zobaczymy, czy faktycznie tak źle się poczułaś, że nie mogłaś wypełnić swoich obowiązków. A może raczej, że nie chciało ci się ich wypełniać.
Dostrzegł niepewność, jaka zagościła w oczach kotki, gdy zaczęła zmierzać z nim ku legowisku medyków. Gdy jednak doszli, stanęła w przejściu, nie czyniąc kroku na przód.
— Co cię tak trapi, Wścibski Nochalu? Przecież jak mówisz, źle się poczułaś, a więc jeśli nie kłamiesz, nie musisz się obawiać — wymruczał lider, bawiąc się doskonale, widząc jej wahanie. Dokładnie zwracał uwagę na każdy szczegół w jej zachowaniu. — Ośnieżona Łąko, ta tutaj twierdzi, że źle się czuje, zaniedbując swoje obowiązki. Sprawdź, co jej dolega — zwrócił się do medyczki.
Przekroczył próg legowiska, dając wojowniczce znać ogonem by zrobiła to samo. Kotka weszła niechętnie za nim, siadając na mchu.
Ośnieżona od razu zaczęła wypytywać ją, co się stało. Nie powiedziała jej jednak nic, więc kotka sama przystąpiła do badań. Nacisnęła jej na brzuch, a ta się skrzywiła, wydając przeciągłe "aaach".
— Boli cię brzuch? — zdziwiła się medyczka.
Srebrna zasłoniła go ogonem.
— Tak. Daj mi jakieś zioła na to — miauknęła szybko.
Obserwował wszystko, mrużąc oczy. Bolał ją brzuch. Nie mogła funkcjonować na tyle, by pracować. Coś mu tu śmierdziało, nie przerywał jednak seansu, bawiąc się doskonale.
Obserwował jak Ośnieżona Łąka idzie po jakieś zioła, których nie do końca rozpoznawał. Kotka przyłożyła swoją łapę do czoła Modliszki, rzucając jej zdziwione spojrzenie.
— Masz podwyższoną temperaturę.
Lider uniósł brew. Te wszystkie objawy były co najmniej podejrzane.
— Zdaje ci się — zbyła Ośnieżoną Modliszka, po czym odsunęła swoją głowę od jej łapy.
— Jak często zdarzają ci się bóle głowy, mdłości i osłabienia? — spytała medyczka. Lider domyślał się już do czego dąży.
— Podobno teraz miała mdłości. Dlatego zrobiła sobie odpoczynek od pracy — podsunął kocur.
— W takim razie, cóż, Modliszko, wychodzi na to, że jesteś w ciąży. Gratulacje — obwieściła medyczka, jednak zmarszczyła brwi. — Ale wygląda na dość zaawansowaną. Nie zauważyłaś jej przez cały ten czas?
— Nie jestem w ciąży. Jesteś ślepa jak kret — warknęła pod nosem zestresowana wojowniczka. — To... zwykłe wzdęcie.
Tupnął łapą, stawiając ją twardo na ziemi, chcąc uciszyć kotkę.
— Starczy tych łgarstw — przerwał jej ostro. — Wszystko wskazuje na to, że jesteś w ciąży. Okłamałaś mnie. I próbowałaś kłamać dalej. Myślisz, że nikt by nie zauważył? Mów, kto jest ojcem.
Kątem oka zauważył, jak Śnieg odsuwa się i mamrocze coś, ale nawet jej nie słuchał. Nie miał zamiaru.
— Nie muszę nic ci mówić. To nie twój interes — ciężarna położyła po sobie uszy.
Kocur wstał, zbliżając się do kotki.
— Masz szczęście, że jesteś brzemienna, bo w innym wypadku stałoby się z tobą to samo co z Szalej — miauknął do niej. — Mów. Teraz. Bo inaczej możesz się pożegnać z całym swoim miotem.
Kotka zjeżyła sierść, patrząc na lidera niezadowolona.
— Wielka Gwiazda. Miałam jej podrzucić kocięta, gdy urodzę...
Żałosne. I co, sądziły, że nikt się nie skapnie? Były siebie warte. Jeszcze używała starego imienia Robala. Kotka nie zasługiwała na posługiwanie się swoim przywódczym imieniem. Prychnął.
— Pięknie poczęte przez Klan Gwiazdy kocięta, co? Chyba nie wszystko poszło zgodnie z waszym planem. Kogo chciałyście tym oszukać? Tylko kretyni by się na to nabrali. — rzucił. — Radziłbym wam wychować je na porządnych wojowników. A jeśli zobaczę, że wpajacie im swoje durne poglądy, to obie możecie pożegnać się z życiem.
— Nie zamierzam ich wychowywać! — warknęła srebrna. — Ja ich nie chciałam. Wielka miała się tym zająć, mnie w to nie mieszaj.
Lider przewrócił oczami.
— Jak zamierza je wykarmić, skoro jest kocurem? Jesteście obie doprawdy zabawne. Zasłużyłaś na gnicie z nimi na najniższej pozycji, ale zlituję się nad twoim żałosnym istnieniem i pozwolę ci zostać w żłobku z Wiśniowym Świtem do czasu porodu. Od dzisiaj tam śpisz.
— Nie myślałyśmy o tym, to problem Wielkiej by był, a nie mój — mruknęła, zwieszając łeb.
Czarnobiały kocur zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
— Tak wygląda zawieranie umów z tą wronią strawą. Naraziłaś się, a jakie masz z tego korzyści - żadne. Mogłaś pomyśleć, zanim się na to decydowałaś.
— Miałabym korzyść dużą, gdyby jakiś palant nie wepchał się na stołek lidera.
Zesztywniał, zaciskając zęby. PIEPRZONA WYWŁOKA.
Bez ostrzeżenia zamachnął się na kotkę, a jego pazury przeleciały centymetr od jej pyska w przestrodze.
— Jeszcze jedna taka obelga, a przetnę ci łeb pazurem i wywieszę twoje flaki na drzewach, żeby wszyscy widzieli, lisia wywłoko — warknął.
Ośnieżona się zjeżyła.
— Mroczna Gwiazdo, spokojnie. Ona musi wypocząć, proszę wyjść — miauknęła ostrożnie.
Splunął, podnosząc wzrok na medyczkę i powstrzymując się od rzucenia się jej na szyję. Nikt nie będzie mu rozkazywać.
Bez słowa wyszedł z legowiska rozdrażniony, zostawiając kotki same.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz