Gdy wszyscy się już rozeszli, on został, by porozmawiać z synem.
— Teraz musisz odbyć czuwanie. Nie możesz podczas niego mówić czy coś — mruknął niechętnie. Nienawidził tych całych pierdołowatych zasad i reguł, których koty przestrzegały tylko dlatego, że bały się, że jebnie w nich jakiś piorun.
Syn skinął głową i odwrócił się, wychodząc z obozu. Omen cieszył się, że kocur przeszedł tą niewątpliwie ciężką i pełną wrażeń drogę. Zdążył go przy tym nieźle wkurzyć i kilkukrotnie doprowadzić do szału. Tylko on miał taki talent, zresztą podobnie jak tylko on mógłby go prowokować bez martwienia się, że może przypłacić tym o łeb.
Lider udał się do swojego legowiska, a już po chwili zasnął w samotności.
* * *
Rano skierował kroki poza obóz, gdzie leżał jego syn. Spojrzał na kocura, gdy pojawił się w zasięgu jego wzroku.
— Witaj. To już koniec twojego czuwania.
Rudzielec spojrzał mu w oczy.
— Nareszcie. Wiało nudą. — przeciągnął się, aż mu coś strzyknęło. — Wyspałeś się?
— Tak. W legowisku lidera jest pełno miejsca. W legowisku wojowników zawsze było mi okropnie gorąco. — prychnął.
— Czyli... zostałem wojownikiem. Zakończyliśmy szkolenie. Nie będziesz tęsknić? — miauknął zaciekawiony Chłodny Omen.
— Przecież nie umarłeś. Wciąż będziemy się widywać. Jestem dumny, będziesz silnym wojownikiem. — odparł, zgodnie z prawdą. Chłód miał ciężki charakter i dużo było zachodu w jego wychowaniu, ale mógł śmiało powiedzieć, że był dumny z syna, mimo wszystko.
Lider nie spodziewał się jednak, że młodociany wojownik wstanie i otrze się o niego. Czarnobiały uniósł brew, gdy kita młodszego zafalowała mu przed oczami.
— A skąd wiesz? Może mnie tu nie ma? — uśmiechnął się kpiąco. — Będę. A jak. Noc dała mi siłę.
Omen zaśmiał się cicho. Proszę, proszę, chyba jego oczko w głowie w końcu zmądrzało.
— Zabiorę cię na wspólny spacer. Może jakieś polowanie czy cokolwiek. — miauknął. — A wieczorem pójdziemy wybijać samotników. Bądź na to przygotowany.
— Nie boisz się, że zaraz ci się oni skończą? — spytał. — Tak codziennie po kilka... A spacer chętnie.
Starszy strzepnął ogonem.
— Jest ich bardzo dużo. Kto wie, pewnie rozmnażają się jak króliki — mruknął sarkastycznie. — A nawet jeśli się skończą, jestem skłonny szukać ich dalej. Głębiej w las. Przez tą przerwę w polowaniu może zdążyło ich przybyć więcej.
— Słyszałem, że za terenami Klanu Nocy jest miejsce, gdzie żyją z Dwunożnymi. Tylko to bardzo daleko — przyznał wojownik.
— Jeśli wybijemy wszystkich, zawędrowałbym nawet tam. Nawet tak daleko. Dla korzyści z tego płynących wszystko. — odparł, po czym zaczął iść wolno do przodu, kierując się w stronę lasu razem z synem.
Nie dodał jednak, że tam prawdopodobnie mieszkałą Ryś, jeśli wierzyć opisom samotniczki. Mogłaby zostać jedną z ich ofiar. Chociaż... Nie. To byłoby zbyt łaskawe jak na to co zrobiła.
— Jesteś uzależniony — stwierdził rudy van, idąc tuż obok niego i rozglądając się na boki, chłonąc zapachy.
— Być może. — powiedział. — Ale nie zamierzam z tego rezygnować, póki Mroczna Puszcza ofiaruje życia.
— Ofiaruje? To czemu twój mentor umarł i nie ożył? — prychnął pod nosem. — Nie zastanawiało cię to?
Zastanawiało.
— Nie wiem. Powiedział nam tylko, czyja to wina — prychnął. — pewnie zapomniał uzupełnić życia i padł. Albo coś w tym stylu. Nie mam pojęcia, ale żałuję, że tak się stało. Przynajmniej teraz ja mogę być na jego miejscu.
W rzeczywistości, Omen dużo się zastanawiał, dlaczego tak się stało. Tak - mogła być to wina nieuwagi, ale nie uwierzyłby, że mentor, który był mistrzem w strategii, mógłby popełnić tak oczywisty błąd. Zapomnieć o uzupełnieniu żyć.
Zastanawiało go, ile prawdy było w idei zabijania samotników.
— A może ich nie dostał? — rzucił lakonicznie Chłodny Omen, wpatrując się gdzieś hen w niebo.
— Wątpię. Widziałem na własne oczy, jak Mroczna Puszcza działa. On sam też wielokrotnie był w sytuacji zagrożenia... Myślę, że dostał życia. Coś musiało pójść nie tak. Ale twoja uwaga jest trafna. — zauważył.
Tak. Mimo wszystko... Cuda dopełniały się na jego oczach.
— Skoro działają... to masz z nimi teraz kontakt? — zapytał rudy. — Czy milczą?
— Nie mam bezpośrednio kontaktu. Ale mentor... On się do nas odezwał.
— Czyli... wtedy jak Irga mówiła, że jest dumny, to znaczy, że żyje jako duch? — spytał wojownik.
— Zgadza się. Dusza nie umiera. — przytaknął młodszemu.
— Czyli samotnicy żyją? — zapytał, jakby mówił o pogodzie.
— A bo ja wiem? Klanowe koty idą albo do Klanu Gwiazdy, albo do Mrocznej Puszczy. Nie mam pojęcia co się dzieje z samotnikami. Wisi mnie to. — powiedział. — Wiem na pewno, że wolę się palić w piekle niż siedzieć z gwiazdeczkami.
— Tam nie jest gorąco... tylko zimno — poprawił go. — Tak przynajmniej mówiła mi Irgowy Nektar. To las bez światła, skąpany w mroku.
— To była metafora — miauknął lider. — Mrok mi wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego koty czczą Klan Gwiazdy. Zdechłe umarlaki, co myślą, że są lepsze od nas.
— Bo byli dobrzy i obiecali lepsze rzeczy niż Mroczna Puszcza. Liderzy dostawali od nich dar dziewięciu żyć. Teraz tego nie ma.
— To tylko pokazuje, jak bardzo ich obchodzą żywe koty. — powiedział. — Są tak słabi, że nawet Mroczna Puszcza musi wziąć sprawy w swoje łapy.
— Ciekawe czy w innych klanach też mają wyznawców - rudzielec kopnął łapą kamyk. — Czy jest nas więcej...
— Być może. — przyznał. — Jest tyle kotów. Niemożliwe, by każdy wierzył w Klan Gwiazdy.
Chwilę szli w milczeniu.
— Jesteś teraz liderem... Nie chcesz ich zabić? — spytał syn, przerywając ciszę.
— Kogo? — mruknął starszy,
— Zakrzywioną Ość oraz jej młode.
— Ości zafundowałem wrażenia, które zapamięta do końca życia — wymruczał. — A ich dzieci zdają się silne. To czy podążą za rodzicami idiotami, czy jednak zmądrzeją, to ich decyzja. Sami sobie wykopią grób, jeśli wybiorą to pierwsze.
Znów chwila milczenia.
— A... Tato? Czy ty też widzisz tak świat jak ja? Taki cichy?
— Zależy, co masz przez to na myśli, synu. — odparł.
— Cichy. W obozie słyszę krzyki. Widzę... krew. Tu jest cicho. Nic nie szumi w uszach...
Zastanawiały go jego słowa. Kurna. Czy on przypadkowo zepsuł dzieciaka?
— Tutaj jesteśmy z dala od innych kotów. Tylko my, roślinność i zwierzyna. Dlaczego widzisz krew w obozie? Tam nie ma żadnej krwi.
Może to był efekt uboczny. Szok po tym co stało się tamtej nocy.
<Synu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz