Przed bitwą z Klanem Nocy
Na dworze, jak zwykle w Porze Nagich Drzew, panował okropny chłód. Padający śnieg jak już miał w zwyczaju, wlatywał do legowiska i utrudniał kotom życie. W tym przypadku, biały puch wraz z wichrem uderzył Lukrecję prosto w twarz. Czujny kocur obudził się i stwierdził, że nie będzie więcej spał. Wyszedł z legowiska i usiadł przed nim, rozglądając się sennie. Mrużąc oczy, dostrzegł burego siedzącego przed legowiskiem wojowników. Znowu myślał o tym całym Janowcu? Zakochał się w nim?
— Hej! — zawołał, podnosząc się.
— No, cześć — mruknął wojownik.
Kremowy zaczął iść w jego kierunku, machając przy tym ogonem. Śnieg prószył mu na głowę i wąsiki. Otrzepywał się co moment, mrucząc z niezadowolenia.
— Dalej myślisz o tym Janowcu? — zapytał głośno.
— Ciszej — uciszył go syknięciem. — Skoro tak uwielbiasz rozmawiać o relacjach, to powiedz mi, co łączy cię z tym czarnym arlekinem, do którego tak się kleisz — mruknął, uśmiechając się złośliwie.
Lukrecja zmarszczył nos i tupnął, a śnieg zaskrzypiał. Jak śmiał o to pytać? Nie mógł! To było wyłącznie jego sprawą!
— To moja sprawa — zawarczał, zadzierając nos.
— A moją sprawą jest to, co sądzę o Janowcu, dobrze? — miauknął chłodno bury.
— No dobra, niech będzie — zgodził się.
Ale wcale nie przestanie się nad tym zastanawiać. W ogóle nie byli do siebie podobni, więc szanse, by byli rodziną były praktycznie zerowe. Bardzo ciekawiło go, co ich łączyło i kiedyś się tego dowie.
— A ty, panie ciekawski, pójdziesz ze mną dzisiaj po południu na trening, spotkamy się przy stosie na zwierzynę — oznajmił Wiatr, wchodząc do legowiska wojowników.
No i po co? Na co mu kolejny trening? Ćwiczył codziennie i to intensywnie. Przecież dobrze sobie radził, nie potrzebował kolejnych nauk.
***
Bardzo nie chciał, ale przyszedł pod tą stertę. Nie chciał, by miał do niego później jakieś pretensje.
Westchnął niechętnie, kiedy tylko zobaczył kocura. Chciał od niego jakieś spotkanie się na trening, a się spóźniał. No wspaniałe, widać, że mu zależało.
— Co taki nerwowy dzisiaj jesteś? — spytał spokojnie bury, jakby nigdy się nie złościł.
— Nie jestem — odburknął.
— Będzie ciekawie, zobaczysz — obiecał, poganiając go ruchem łapy.
Przeszli przez obóz. Śnieg skrzypiał i padał im na futra. Przyjemne to nie było. Wiatr był dzisiaj w jakimś wyjątkowo dobrym humorze. Przypominał mu siebie, kiedy chodził na "randki" z Nikim. Uch. Sam nie wiedział, co o nim sądził. Z jednej strony, czasem lubił przebywać w jego towarzystwie, ale wciąż gniewał się za rozerwane ucho.
Kocury wyszły z obozowiska. Powitał ich świszczący, lodowaty wiatr. Nie zachęcał do żadnych ćwiczeń, wręcz przeciwnie — zniechęcał. Lukrecji bardzo się to nie podobało. Szedł przy swoim mentorze, burcząc pod nosem. Gdzie on go prowadził? Dlaczego aż tak daleko?
— Czemu musimy dalej iść? — zapytał, stając.
— Zaplanowałem nam trening tam — miauknął, wskazując łapą na kilka łysych drzew.
Arlekin sapnął i zaczął iść za burym. No jeszcze czego. Może niech powie, że ma zamiar skakać z drzew do rzeki?
Wkrótce doszli do miejsca, które wybrał Wiatr. Bury ziewnął i powąchał powietrze.
— Zaczniemy trenować tu — oznajmił, podchodząc do swojego ucznia. — Zasady są proste. Ja uciekam, ty mnie gonisz.
Zanim zdążył się odezwać, bury już zaczął biec. Syknął na niego w myślach i przygotował się do biegu. Kremowy rzucił się za nim w pogoń. Sunąc przed siebie, podrzucał łapami śnieg. Wicher świszczał mu w uszach i czochrał sierść. Młody kocur zacisnął zęby i starał się biec jak najszybciej, żeby mieć to już z głowy. Sądził, że kocur za chwilę się zatrzyma, ale wciąż uciekał jak głupi. Chciał, by się na niego rzucił i go zatrzymał, czy co? Nie miał z nim szans, przecież był jeszcze młodym uczniem!
Nie dawał już rady. Nie zatrzymywał się, ale biegł już zdecydowanie wolniej. Dyszał, próbując wycisnąć siebie jeszcze trochę siły. Widział, że Wiatr też już zwalniał, więc łapał nadzieję, że zaraz zakończy gonitwę.
Tak też się stało. Bieg zamienił się w lekki trucht, aż w końcu się zatrzymali. Lukrecja przysiadł na śniegu i sapał z przemęczenia. Bury nie wyglądał na mocno zmęczonego. Błagał w myślach, by nie kazał mu znowu biegać.
— Jestem okropnie zawiedziony — wojownik syknął, nabierając śnieg w pazury.
Był zawiedziony? Przecież tak bardzo się starał i dał z siebie wszystko! Nie mógł tak mówić. Już chciał się odezwać, ale dostał śniegiem w pysk. Otrzepał się zszokowany. Co mu odbiło?
— Jak będziesz tak niewytrzymały, to nigdy nie zostaniesz wojownikiem! — warknął, podchodząc do niego.
Cofnął się do tyłu, niepewny, co kocur chce zrobić.
— C-co ty robisz? — spytał, wystawiając pazury.
Wiatr ponownie rzucił mu w pysk śniegiem. Co to miało na celu? Miał się od tego stać lepszy? Bardziej wytrzymały? Bez sensu.
— Oho, postawa bojowa — bury wybuchnął śmiechem, zatrzymując się nagle. — Ale cię nabrałem!
Zachowanie Wiatru było jakieś dziwne. To był żart? Czyli... Nie zawsze był taki chłodny i poważny?
Lukrecja uśmiechnął się lekko, spoglądając na swojego mentora. Skoro tak się bawi, w porządku. Będzie miał śnieg w pysku. Sięgnął po biały puch i rzucił go prosto w twarz burego.
— Ale atak! — zachichotał, robiąc mu to samo.
Kocury zaczęły obrzucać się śniegiem. A to Lukrecja dostał w pysk, a to Wiatr w głowę. Mimo, iż było to trochę dziwne, bardzo się mu podobało. Polubił tę zabawę. Poczuł się, jakby się z nim przyjaźnił. Doskonale się teraz bawili. Nie spodziewał się po takim gburze czegoś takiego. Wiatr go lubił?
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz