Widząc wpadającego jak huragan do legowiska medyka przyjaciela, uśmiechnął się. Najwidoczniej już wszyscy wiedzieli i wiadomość dotarła nawet do jego uszu, że ktoś go zaatakował i zrobił z niego leśną dekorację.
— Jak się czujesz? — zapytał point.
— Dobrze. Nie wiem o co tyle zachodu — westchnął. Nie był w końcu jakoś bardzo poraniony. Ośnieżona Łąka za bardzo panikowała. Źle jakoś też mu nie było. To po laniu od ojca bywało gorzej, bo ból towarzyszył mu przy każdym kroku. A to? To były tylko niegroźne zadrapania.
— Jeżeli wiesz kto ci to zrobił to powiedz, a spiorę go na kwaśne jabłko — warknął.
Widząc go w takim bojowym nastroju, tylko pokręcił głową.
— Niestety nie wiem. Nic nie pamiętam — wyjaśnił, co nie ostudziło emocji młodszego. Wręcz wbił w niego intensywnie wzrok, przypominając sobie zaraz o czymś ważnym.
— Czemu nie powiedziałeś mi, że Mroczny Omen to twój stary? — miauknął z ekscytacją, chcąc poznać na to odpowiedź.
Zamrugał zaskoczony. Nie mówił? No... prawdopodobnie mógł to zataić przed kumplem. Wtedy, gdy się poznali był zły na ojca i nie miał zamiaru zwracać się do niego inaczej niż po imieniu czy określeniu mentor. Sądził jednak, że plotki się rozeszły i dowie się o tym tak czy siak lub że już wiedział.
— Ja... — zaczął nie wiedząc jak się z tego wytłumaczyć. — Nie chciałem być z nim kojarzony... Dlatego nie zwracałem się o nim jak o swoim ojcu. Porwał mnie, robił wiele złych rzeczy... To był dla mnie dość ciężki okres. To nie jest dobry wzór do naśladowania, by się tym chwalić...
Gęsia Łapa zmarszczył nos, wbijając turkusowe ślepia w przyjaciela.
— Jasne, rozumiem. Masz tak, jak ja ze swoją matką — miauknął spokojnie. — Wiesz, jakbyś czegoś potrzebował to... jestem — dodał, mamrocząc ledwie zrozumiale.
Uniósł kącik pyska do góry. Cieszył się, że to rozumiał. Pacnął go łapą w ramię.
— Dzięki. Teraz on i ja mamy... lepsze stosunki niż na początku. Po prostu trzeba było przywyknąć, wiesz... W Klanie Klifu nie miałem w ogóle rodziców, byłem samodzielny, a teraz pojawił się on i stara się rozstawiać mnie po katach. Każdy pewnie byłby zły. Cóż... czasem nadal jestem. Nie wiesz jak on się potrafi rządzić. Możemy konkurować między sobą o miano najbardziej upartego kota w lesie. A czemu... czemu cię to tak zainteresowało? Słyszałem, że się znacie.
Skinął głową twierdząco w odpowiedzi.
— Tak, znamy się. Wiesz... rozmawiałem z nim kilka razy za dzieciaka — odparł lakonicznie. — Całkiem sympatyczny z niego kot. Wiesz, dosyć ponury ale roztacza dookoła siebie taką fajną aurę tajemnicy — mówiąc to, zbliżył się do Chłodnej Łapy, przyglądając się mu spod przymkniętych ślep. — A gdzie twoja aura tajemnicy, hę? — mówiąc to, trzepnął go w klatkę piersiową wierzchem łapy.
Wibrysy mu zadrżały z rozbawienia.
— Może cię tym zaskoczę, ale jej nie posiadam. Może i jestem podobny do ojca, ale ja i on to dwa różne światy. — miauknął. — Ale wiesz... Mogę ci zaprezentować jakby mogła ona wyglądać — Usiadł prościej, rzucając mu chłodne spojrzenie. — Spójrz. Jestem zagadką. Jestem taki dumny i wspaniały, wszyscy się mnie boją. — zniżył swój głos, by naśladować dobrze ojca. — Kręcą się wokół mnie same kotki, taki przystojny jestem. Mam taki cudowny blask. Taką złą, ale i wspaniałą aurę. Wodzę każdego za nos i mi z tym dobrze. A teraz ciebie pokuszę, będziesz należał do mnie — zrobił mu chaps przed nosem zębami, po czym nie wytrzymał i zaczął się śmiać. — Nie mogę. Przepraszam, ale to takie zabawne. Znam go już dobrze i powiem ci z ręką na sercu, że to kit. Tajemniczość? Pff... Jedyne co owiane jest tą jego tajemnicą, to moment, gdy się wkurzy na ciebie tak bardzo, że nie zauważysz, kiedy da ci w łeb. To cienias i tyle. Przerosnę go zobaczysz. On nie potrafi tak jak ja, złapać ptaka z gałęzi drzewa.
<Gęś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz