*przed wojną, końcówka pory opadających liści*
Pokiwał głową, po czym zniknął w legowisku uczniów. Nie wierzył, że to robił, ale wolał sam uderzyć siostrę niż by zrobił to ten sadystyczny drań. Nic nie zasługiwała na cierpienie z jego łap. Nie wiedział jednak co zrobić, by inaczej odpłacić się mu za to ucho. Był taki beznadziejny. Mentor miał co do niego rację. Żałość się wręcz z niego wylewała.
Podszedł do Nic, która leżała na mchu i wszystko jej wytłumaczył. Widząc jak kiwa główką, serce mu się krajało, gdy unosił łapę, wymierzając cios. Nie był zbyt mocny, lecz i tak dość silny, by siostra się popłakała. Miał nadzieję, że to wystarczy do udobruchania starszego. Miauknął jej ciche przepraszam, po czym wrócił do Lukrecji.
— P-pobiłem — ogłosił, czując się tak bardzo źle.
— Zerwałeś jej ucho? Wydrapałeś oko? Wybiłeś zęby?
Zadrżał. Dobrze, że nie dopuścił do niej kocura, bo nie miałby co zbierać z siostry! Nie mógł uwierzyć, że był aż takim sadystą. Pod pewnym względem przypominał mu mentora...
— N-n-nie... t-tylko p-pobiłem... t-tak jak chciałeś... — wyjaśnił mając nadzieję, że nie rozkaże mu tam wrócić i spełnić tych wszystkich swoich wizji, które przygotował dla Nic.
— Dobrze — przyznał. — Teraz idź i zapoluj dla mnie.
Pokiwał głową, po czym szybko wymknął się z obozu. Nieco mu zeszło na polowaniu, bo przez chłód, mało jaka zwierzyna chciała wyjść na spacer. Szczęście jednak było po jego stronie, gdy jakaś kulawa mysz, nie zdążyła skryć się do swojej norki. Złapał ją szybko i zabił, przynosząc do obozu. Wypatrzył szybko starszego i od razu do niego podszedł, kładąc mu ją pod łapy.
— P-p-proszę.
— No chyba sobie ze mnie kpisz. Przecież to takie chude jest, nie najem się tym! - pogrymasił.
Szybko wziął coś ze stosu i dołożył Lukrecji kolejną piszczkę, nie chcąc dłużej słuchać jego jęków.
— A t-teraz?
— Może być — miauknął pogardliwie. — Pobij swojego mentora.
Zamrugał, nabierając gwałtownie powietrze w płuca. Miał pobić Krwawnika?! Przecież... Przecież to niewykonalne! Nie miał zamiaru podnosić na niego łapy! Ale stchórzenie również nie wchodziło w grę. Jego mentor znany był z bycia słabym i płaczliwym kotem, więc gdyby zaczął zachowywać się podejrzanie, Lukrecja mógł nabrać wątpliwości i zacząć węszyć. A wtedy dowiedziałby się, że to tylko jego gra. Na sztywnych łapach podniósł się więc i udał się do legowiska wojowników. Tam też usiadł, skryty przed wzrokiem kolegi, licząc w myślach uderzenia serca i ignorując wzrok Krwawnika, który pewnie zastanawiał się, co on do jasnej cholery wyprawiał. Na szczęście nie zamierzał z nim wdawać się w dyskusje, za co był mu dozgonnie wdzięczny. Gdy stwierdził, że tyle wystarczy, wrócił do Lukrecji z nietęgą miną.
— J-j-już — powiadomił go.
— Jak na to zareagował?
— O-on był zaskoczony. W-wytłumaczył mi, że nie wolno tak i dziwił się, c-co we mnie wstąpiło — skłamał.
— Ach, rozumiem — mruknął, sięgając po mysz. — Przynieś mi zioła od Plusk. Kocimiętka.
Te zadania robiły się coraz dziwniejsze, ale skinął głową i udał się do Plusk. Czuł stres, że będzie musiał nakłamać kotce, by dostać roślinę. Nie znał się jednak na ziołach, więc nie byłby w stanie jej wykraść. Na szczęście obsłużył go uczeń medyczki i ten bez problemu uwierzył w bajkę o tym, że jego mentor tego potrzebuje. Wrócił z listkami do Lukrecji bardzo szybko, bo Plusk w pewnym momencie zainteresowała się tym, co odwalał jej uczeń i już chciała dopytać czarnego arlekina o więcej informacji, jednak ten zdążył w porę zbiec ze swoją zdobyczą. Odetchnął z ulgą widząc, że Plusk nie ruszyła za nim w pogoń. Kolejny raz tego dnia wrócił do kremowego, kładąc mu pod łapy swoją zdobycz.
— M-m-masz.
— Dziękuje — miauknął, łapiąc kocimiętkę w pazury. — Teraz zrób... Hm... Obraź kogoś.
Nigdy nikogo nie obraził umyślnie. Rozejrzał się jednak, bo mimo wszystko chciał, aby kocur wybaczył mu to ucho. Widząc wchodzącego do obozu Szpaka, skierował do niego kroki. Był jego oprawcą. Powinien dać mu nauczkę. Tego właśnie uczył go mentor. Przynajmniej sprawdzi, czy byłby w stanie to zrobić. Wziął głęboki oddech, tarasując przejście synowi Krzemienia.
— Jesteś... brzydki — powiedział, a widząc jak jego pysk zamienia się w wkurzony wyraz, dał nogę, chowając się za Lukrecją. Niech to! Przesadził! Jednak nie był zdolny do takiego czynu! Teraz jak nic wojownik go zamorduje!
— Co się za mną chowasz, tchórzu? - usłyszał niezadowolony pomruk kremowego, który właśnie robił za jego tarczę.
— B-b-bo n-nie chcę d-d-dostać lania od Szpaka — pisnął.
— Och, a ja chce, żebyś dostał — powiadomił, popychając go do przodu.
Zaskomlał, gdy wręcz wrzucił go we wkurzonego wojownika, który do nich podszedł.
— Uciekasz tchórzu? No dalej, powiedz mi to jeszcze raz w pysk, a przeoram ci tą twoją buźkę! — syknął niebieski, wysuwając pazury.
Chciał się wycofać, ale nie mógł, więc pokręcił tylko głową, piszcząc jak piszczałka. Kocur widząc to prychnął, dał mu w pysk i odszedł. Zwiesił łeb, masując bolący policzek. Zasłużył...
— Ojej, jak mi przykro! — zaskomlał ironicznie Lukrecja. — To co, teraz może chcesz dostać ode mnie?
Pokręcił szybko głową.
— N-n-nie trzeba. N-n-naprawdę... — wyjąkał.
— Co tam piszczysz? Trzeba?
— N-n-nie trzeba — powtórzył nieco głośniej.
— Ja słyszę trzeba — miauknął, tupiąc.
Spuścił łeb, wbijając wzrok w łapy. Nie lubił bólu. Był taki okropny i nieznośny. Wiedział jednak, że z upartym kocurem nie wygra.
— T-t-to zrób to szybko — poddał się, czując się jak tchórz.
Jego biała łapa od razu uderzyła mocno w biały polik. Uczeń zachichotał, świetnie się bawiąc. Skrzywił się, nic nie mówiąc na to uderzenie. Pomasował tylko bolące miejsce, patrząc na kolegę smutnym wzrokiem.
— Wiesz, ja bym chciał jeszcze raz — zaśmiał się kremowy, podchodząc do niego bardzo blisko.
Skulił się na to. Czyli nadal było mu mało?
— J-jeszcze raz? — Spojrzał na niego ze strachem, lecz zaraz pokiwał smętnie głową. Może tak będą kwita? Wiedział, że zasłużył. — D-d-obrze... bij...
Uderzył go jeszcze raz, tym razem mocniej, po czym zamruczał wesoło, jakby zbierał kwiatki, odchodząc od niego.
Czyli już spłacił to ucho? Miał taką nadzieję. Policzek go piekł, a jego godność ucierpiała. Przynajmniej nikt zbytnio się tym nie zainteresował. Gdyby tak było, to pewnie jego mentor zaraz by się przy nim zjawił, wrzeszcząc co on odwalał. W sumie... to sam nie wiedział co. Chciał tylko, by Lukrecja mu odpuścił i nie był już na niego zły. To ucho to był tylko wypadek.
<Lukrecjo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz