Wojownik prześwidrował ją spojrzeniem.
— Mam nadzieję, że masz choć trochę więcej oleju w głowie niż twój brat i nie będę musiał ci pomagać. Jesteś kotką, więc wykorzystaj swoje atuty zbliżając się do Wielkiej. Została twoja mentorką, więc zapewne ma do ciebie jakąś sympatię.
— Oczywiście ojcze. — skinęła głową z szacunkiem. Chwilę tak siedzieli w ciszy, gdy w końcu córka rozejrzała się po obozie i spokojnie zapytała. — A jak idzie mojemu bratu?
— Uparty jak osioł, ale dobrze się uczy — mruknął. — Gdyby nie upodobania obecnej liderki, byłby już gotowy do mianowania.
— Doprawdy? Myślałam, że sobie nie radzi — stwierdziła z marszu. — W sumie i tak jestem od niego lepsza.
— Radzi sobie, póki co. — miauknął i posłał jej ostrzejsze spojrzenie. — Tutaj nie chodzi o to, kto będzie lepszy, córciu. Liczy się po prostu wasza siła i wytrzymałość.
— Dobrze, rozumiem ojcze i przepraszam. — kotka położyła po sobie uszy.
— Mhm — odparł. — Dbajcie o siebie, macie się nawzajem bronić, a nie pozabijać. Ale pilnuj go. Ty jesteś od niego mądrzejsza, mimo, że jest starszy. Potrzeba więcej łap, żeby wbić mu coś do mózgownicy.
— A właśnie... Wybacz, że pytam, ale co z Mrozem i Krukiem? — zapytała niepewnie,
Zmierzył ją długim spojrzeniem, wysuwając pazury.
— Klan Klifu ich sobie przywłaszczył. Pchlarze — warknął. — Byli chociaż porządni?
— Kruk wydawał się być całkiem spoko, ale z Mroza klifiaki zrobiły totalną kluchę. — stwierdziła oblizując łapę.
— Nie dziwię się. Nawet ich przywódczyni jest miękka. Nie nadaje się na tą pozycję. Na jej miejscu od razu bym zaatakował, zamiast pierdolić się w tańcu i próbować rozwiązać sprawę kompromisowo. Mieli dobrą porę, silnych wojowników, odrobina taktyki i mogliby nic nie stracić. Ale to ich strata. Niektórzy są głupi od urodzenia.
Szylkretka zerknęła na ojca spode łba unikając dyskretnie kontaktu wzrokowego.
— Masz rację, ja się nigdy tam nie czułam jak w domu. — miauknęła jakby pewniej.
— Bo to nigdy nie był twój dom. Tobie nie zdążyli przestawić mózgu.
— Bo w przeciwieństwie do braci pamiętałam dom, widzisz ojcze. Miałam przebłyski jeszcze z wczesnego dzieciństwa, nie zapomniałam o tobie tak jak oni.
Tak. Miał tego świadomosć. I doceniał to.
* * *
Odwiedził córkę. Chłodny Omen już niejednokrotnie stawał do walki. Teraz czas sprawdzić, czy to Łasica była gotowa na przystąpienie do kultu.
— Witaj, córko — miauknął do niej. — Mam nadzieję, że skończyłaś już dzisiaj trening.
— Owszem, Sosnowa Igła pokazywała mi parę trików w zakresie samoobrony, a co?
— Jesteś już prawie dorosła, a więc musisz dorównać swojemu bratu — miauknął, odwracając się i zaczynając iść wolnym krokiem w kierunku wyjścia z obozu. — Mam dla ciebie niespodziankę.
— Doprawdy? — przekrzywiła łeb pytająco, po czym szybko ruszyła z miejsca, by dorównać liderowi kroku.
— Oczywiście. — prowadził ją przez las, aż nie doszli blisko granicy z klanem klifu. Strumień wydawał z siebie uspokajający szum. Tam właśnie dostrzegł sylwetkę swojej siostry. Wiedział, że tam będzie. Umówił się z nią na to spotkanie. Żałosne. Tak jak ona sama. Nigdy nie lubił tej wywłoki. Była naiwna, wierząc, że naprawdę kiedykolwiek ją kochał.
— Och. nie spodziewałam się, że przyprowadzisz swoją córkę — mruknęła i skierowała na niego swój wzrok, który znacznie spoważniał. — Nie wiem o czym chciałeś rozmawiać, ale słuchaj. To co robisz nie jest w porządku. To nie jest sposób na rządzenie. To.... — van bez słowa rzucił się na własną siostrę, łapiąc jedną z jej przednich kończyn. Wygiął ją, czując strzyknięcie łamanej kości. Widział, jak Las próbuje się podnieść, a zamiast tego jedynie syknęła z bólu, gdy osunęła się na połamaną kończynę.
Skierował wzrok na swoją córkę, odsuwając się od przerażonej i zaskoczonej kotki.
— Zabij.
Arlekinka kilka razy zamrugała, a jej źrenice momentalnie się zwęziły. Spoglądała to raz na niego, raz na czekoladową szylkretkę. Uczennica wreszcie przełknęła ślinę i niepewnie podeszła bliżej.
Pomarańczowe oczy błagalnie wpatrywały się w dwójkę kotów.
Przywódca charknął, wysuwając pazury.
— Nie rób tego, błagam! Łasicza Łapo! Nie musi... — błagania Leśnego Futra drażniły jego uszy.
Przerwał kotce, uderzając łapą w ziemię.
— ZAMKNIJ SIĘ WRONIA STRAWO — wypalił, rzucając ostre spojrzenie córce. — Zabij ją. Już.
Jego córka zdawała się stać jak wryta, jednak chwila wystarczyła by ochłonęła. Mrożące spojrzenie przeszywało wojowniczkę na wylot. Z ponurym wyrazem twarzy i brakiem jakiejkolwiek duszy w jej oczach młoda nawet nie potrzebowała kilku bić serca by znaleźć się przy gardle ofiary. Zaciskając swe zęby na konającej kocicy przebijała jej tchawicę, z której zaczęła sączyć się szkarłatna ciecz. W mniej niż kilka chwil pysk terminatorki zabarwił się na czerwono razem z szyją ofiary. Ta dalej dusiła ją aż do ostatniego tchnienia aż w końcu ślepia biednej istoty zamgliły się.
Mroczna Gwiazda uśmiechnął się, mrucząc gardłowo pod nosem.
— Dobra robota, córeczko. Zawsze wiedziałem, że się nadajesz — rzucił. — Obmyj się z krwi tego lisiego łajna. — splunął.
Uczennica puściła kark Leśnego Futra, usiadła i oblizała się po swoim czynie. Arlekinka siedząc teraz przy martwym ciele zaczęła wylizywać dokładnie swoje futro. Wszędzie wokół nich unosił się ostry smród kociej krwi.
*uwaga, dość mocno opisany kanibalizm*
Przez chwilę przywódca patrzył się zimnym wzrokiem na trupa swojej siostry. Po chwili chrząknął, spoglądając na Łasicę.
— Zjedz. — wydał polecenie, jak gdyby nigdy nic. Koty głodowały, a nie chciał przecież, by córka chodziła głodna.
Na jego polecenie córka stanęła jak wryta, a jej wzrok powędrował na martwe ciało, jakby się wahała. Znów zbliżyła się do zwłok, zanim wzięła pierwszy gryz. Kotka kątem oka zerknęła na niego. Po tym geście upiła trochę krwi i złapała za tkankę mięśniową. Brała to kolejne gryzy jak jakaś dzika zwierzyna głodująca w porę nagich drzew.
— Jedz. Żryj ile ci wlezie do gęby — wymruczał, obserwując poczynania córki z boku. — Pora nagich drzew nie jest obfita, więc musisz się dożywiać w ten sposób. Ta wronia strawa i tak nie zasługuje na pochówek.
— Jeszcze... Ostatni. — arlekinka dziabnęła porządny kawał mięcha. Wstała i oblizała pysk. — Słodkie. — chlapnęła tylko krótko spoglądając na Mroczną Gwiazdę.
Podsumowanie tej wyżerki go nieco zaintrygowało. Zaśmiał się cicho.
— Dobre, prawda? A twój brat tak się cackał ze zjedzeniem samotnika. Ty zeżarłaś własną ciotkę — mruknął. — Zakopmy to teraz. Pomóż mi — miauknął, zaczynając grzebać w ziemi pazurami.
— Nie że dobre, ale serio słodkie. — stwierdziła, chociaż szybko zamknęła mordkę, biorąc się za kopanie dołu. Gdy już wykopali odpowiednią dziurę wzięła w zęby zmasakrowane przez nią zwłoki i rzuciła do dołu.
Przywódca zasypał to stwardniałą ziemią, a następnie przysypał śniegiem; całkiem gęstą warstwą przybrudzonego białego puchu.
— Dobra robota. Możesz tu przyjść i jeść, kiedy będziesz głodna. Przynajmniej się dożywisz.
— Dobra robota. Możesz tu przyjść i jeść, kiedy będziesz głodna. Przynajmniej się dożywisz.
<Córko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz