*pora opadających liści*
Weszła do legowiska starszych, aby posprzątać mech. Na jej pysku widniał jednak uśmiech, mimo tego obowiązku, ponieważ mogła tam sobie pogadać ze starszymi – Jabłkiem oraz Trzmielem. Ten pierwszy najbardziej ją interesował, bo był bratem jej babci, czyli takim dziadko-wujkiem. Chciała z nim sobie pogadać. Kocur wydawał się bardzo miły. Kiedy weszła, dostrzegła dwa kocury, siedzące sobie razem we wnątrz.- O, witaj, Miodunko! – miauknął w jej stronę kremowy, unosząc łeb. – Jak tam trening?
- Dobrze, dziękuję, Jabłko – odparła do syna Leszczyny, po czym zaczęła wyjmować mech i zastępować go nowym. – opowiesz mi coś? – spytała.
- Mogę ci coś powiedzieć o mojej siostrze, której nie poznałaś – miauknął starszy z uśmiechem.
- Przecież ja znam Brzoskwinkę – miauknęła Miodunka, unosząc głowę znad swojej pracy.
- Tak, ją tak, ale mieliśmy jeszcze dwie siostry. Śliwkę, i Cichą. – rzekł dziko pręgowany, przygotowując się do krótkiej, acz dla szylkretki ciekawej, opowieści – Byłem najmłodszy z całego miotu Leszczyny i Myszołowa, który był wielkim wojownikiem, oraz zastępcą Szyszki – zaczął. Tak, Miodunka słyszała coś o Szyszce, dawnej liderce owocowego lasu, matce Orła, partnerce Sokoła i ciotce dziko pręgowanego starszego. Słuchała z ciekawością, siedząc przed Jabłkiem – było nas czterech. Ja, twoja babcia, Cicha i Śliwka. Śliwka uczyła się na medyka, ale została zabita przez wariatkę, nornicę – syknął, odsłaniając kły. – zostałaby wygnana, ale uciekła. Cicha nigdy nic nie mówiła, była niema. Potem straciła jeszcze nogę przez lisa, ale była odważna i mimo to parła przez życie. A potem…zniknęła – miauknął. – bardzo za nią tęsknię. Nie wiem, co ją spotkało za ogrodzeniem. Mam nadzieję, że w spokoju dożyła swoich dni, albo dalej gdzieś sobie żyje. – mruknął. – a może teraz ty mi coś opowiesz? – zagadnął ją, uśmiechając się szeroko.
- Hm…cóż…ostatnio nauczyłam się całkiem nieźle chodzić po drzewach! – miauknęła z dumą szylkretka do zielonookiego, wypinając klatkę piersiową do przodu. – mimo tej nogi, co mi przeszkadza! – miauczała, zadowolona z siebie, że tak jak Cicha jest w stanie pokonać różnorakie przeciwności losu, w tym bunt własnego ciała.
- O. To ciekawe. A co jest nie tak z twoją nogą? – spytał Trzmiel, włączając się do rozmowy. Bicolorka szybko odpowiedziała liliowemu:
- Ona…jakoś tak dziwnie drętwieje, raz na jakiś czas. I jakby co, byłam już z tym u mamy. Mam tak od urodzenia. Ale nie zawsze jest bezużyteczna, więc mogę spokojnie trenować. Kuśtykanie nieźle mi idzie, ale najgorzej jest, jak zdrętwieje nagle, na przykład, kiedy skaczę na ofiarę. Wtedy psuje mi polowanie i jestem na nią bardzo zła – powiedziała niezadowolona, spoglądając na wspomnianą kończynę z nienawiścią w oczach. – niech ona się w końcu zdecyduje, czy jest dobra, czy nie!
- Wiesz, zawsze lepsza taka, niż całkowicie nie sprawna lub jej brak – zaczął pocieszać ją Trzmiel – a może kiedyś samo ci przejdzie? Może to przejściowe i minie ci z wiekiem? – zaczął snuć podejrzenia klasycznie pręgowany, jednocześnie próbując pocieszyć córkę Plusku.
- Mam taką nadzieję… ups, robi się późno, chyba powinnam dokończyć pracę i zmykać! – rzekła, po czym zaczęła kończyć pracę z wymianą mchu.
- Dobrze, nie zatrzymujemy więc – odparł Jabłko – a wiesz, że kiedyś nazywałem się… Mirabelek?
- Mirabelek? Wow, ciekawe imię – miauknęła, spoglądając kątem ciemno zielonego oka z uśmiechem na swego dziadko-wujka, turlając mech jednocześnie. Kiedy skończyła, starsze kocury pożegnały się z nią.
- Do zobaczenia, Miodunko! – miauknął Trzemil.
- Właśnie, do zobaczenia, mała! – zawtórował mu Jabłko.
- Wam też do zobaczenia i miłego wieczoru! – miauknęła. Spojrzała na ostatnie promienie słońca, przebijające się przez gałęzie na wpół ogołoconych z liści drzew. Jabłko i Trzmiel też to widzieli, tuląc się do siebie nawzajem i patrząc na pokaz świateł.
Miodunka posłała im ostatni, miły uśmiech, oni odpowiedzieli tym samym, nim poszła w swoją stronę.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz