Matka wybyła. Młoda nie miała zielonego pojęcia gdzie, lecz do dla niej był sygnał do samowolki do potęgi entej. Jeleń już zaczął żałować, że nie poszedł z rudą, gdy tylko Diament próbowała go upolować. Maluch kwiknął, odtrącając siostrę swoimi grubymi, krótkimi łapkami. Ta westchnęła ciężko, przewracając ślepkami.
— Jak nje chcesz się bawić, to sobie idem — bąknęła i unosząc dumnie ogon ku górze, zostawiła braciaka samemu sobie, a żeby zgnił czy tam przeżarł się. Zależy co wolał.
Śnieg zgrzytał pod jej łapkami, gdy dziarsko parła do przodu. Co jakiś czas kichała cichutko, jednakże całą sytuację i odmrażanie sobie zadka rekompensowały spadające płatki śniegu, które raz po raz starała się łapać.
Całe szczęście większość kotów była na patrolach bądź treningach, zaś cała reszta grzała tyłki w legowiskach. Tylko pojedyncze pary oczu obserwowały rozbrykanego kociaka, hasającego po sercu obozu.
Jej błękitne ślepka wyłapały sylwetkę Kamiennej Gwiazdy, która opuszczała swoje legowisko. Zaspana kocica, która sprawiała wrażenie, jakby niezbyt dobrze sypiała, udała się w stronę wyjścia z obozu.
Nad głową Diament zapaliła się żarówka z pomysłem. Niewiele myśląc, doczłapała się do legowiska czarnej, wchodząc do środka.
— Ale śmieldzi — stwierdziła, marszcząc nochal. Do tego jaki burdel! Syf kiła i mogiła! No, no, no! Diament nie mogła pozwolić, by ich liderka spała w takich warunkach, toteż czym prędzej zabrała się za przerabianie aranżacji wnętrza.
Szkoda tylko, że ta jej aranżacja to było rozpierdalanie wszystkiego, co była w stanie chwycić w zęby. W taki właśnie sposób z dymem poszło legowisko czarnej, które walało się teraz w strzępach oraz izolacja od ziemi, zrobiona z trawy czy tam innego cholerstwa. Wręcz istny armagedon. Do tego młoda naznosiła jeszcze śniegu, toteż we wnętrzu zrobiła się wielka, mokra i śmierdząca breja.
Będąc w ferworze swojej artystycznej twórczości, nawet nie zwróciła uwagi, gdy właścicielka legowiska wróciła. Tortie odwróciła się w jej kierunku, gdy usłyszała kaszlnięcie.
— No co tam, stalucho — uśmiechnęła się promienne, zaś z jej pyszczka wypadł kawałek legowiska.
— Jak nje chcesz się bawić, to sobie idem — bąknęła i unosząc dumnie ogon ku górze, zostawiła braciaka samemu sobie, a żeby zgnił czy tam przeżarł się. Zależy co wolał.
Śnieg zgrzytał pod jej łapkami, gdy dziarsko parła do przodu. Co jakiś czas kichała cichutko, jednakże całą sytuację i odmrażanie sobie zadka rekompensowały spadające płatki śniegu, które raz po raz starała się łapać.
Całe szczęście większość kotów była na patrolach bądź treningach, zaś cała reszta grzała tyłki w legowiskach. Tylko pojedyncze pary oczu obserwowały rozbrykanego kociaka, hasającego po sercu obozu.
Jej błękitne ślepka wyłapały sylwetkę Kamiennej Gwiazdy, która opuszczała swoje legowisko. Zaspana kocica, która sprawiała wrażenie, jakby niezbyt dobrze sypiała, udała się w stronę wyjścia z obozu.
Nad głową Diament zapaliła się żarówka z pomysłem. Niewiele myśląc, doczłapała się do legowiska czarnej, wchodząc do środka.
— Ale śmieldzi — stwierdziła, marszcząc nochal. Do tego jaki burdel! Syf kiła i mogiła! No, no, no! Diament nie mogła pozwolić, by ich liderka spała w takich warunkach, toteż czym prędzej zabrała się za przerabianie aranżacji wnętrza.
Szkoda tylko, że ta jej aranżacja to było rozpierdalanie wszystkiego, co była w stanie chwycić w zęby. W taki właśnie sposób z dymem poszło legowisko czarnej, które walało się teraz w strzępach oraz izolacja od ziemi, zrobiona z trawy czy tam innego cholerstwa. Wręcz istny armagedon. Do tego młoda naznosiła jeszcze śniegu, toteż we wnętrzu zrobiła się wielka, mokra i śmierdząca breja.
Będąc w ferworze swojej artystycznej twórczości, nawet nie zwróciła uwagi, gdy właścicielka legowiska wróciła. Tortie odwróciła się w jej kierunku, gdy usłyszała kaszlnięcie.
— No co tam, stalucho — uśmiechnęła się promienne, zaś z jej pyszczka wypadł kawałek legowiska.
< Kamień? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz