Wyszedł z legowiska wojowników wciągając w płuca mroźne powietrze. Czas było wziąć się za siebie. I to poważnie. Nie mógł teraz tego zawalić. Obiecał to sobie.
Wyprostował się dumnie, po czym zrobił kilka kroków przed siebie. Nastąpił jednak na lód, więc cały ten czar powagi prysł. Wywrócił się na pysk, wprost pod łapy wychodzącego z legowiska lidera ojca.
Kocur widząc to uniósł brew, spoglądając na dół.
— To ma być specyficzny sposób oddania hołdu? — spytał z nutą sarkazmu, jednak złapał syna za kark i pomógł mu wstać. — Nie nadwyrężaj się tak, bo zaraz coś złamiesz. W porze nagich drzew łatwo się przewalić.
Jakiego znowu hołdu? Co to za żarciki go naszły? Poczuł fale zażenowania, że lider tak to odebrał, ale przyjął jego pomoc, wstając na łapy.
— Przecież nie biegłem. Tu pełno jest lodu, więc łatwo o wywrotkę — Machnął ogonem. — Niech Bezzębny Robal go zerwie czy czymś posypie — miauknął, a widząc postawę czarnego vana, napuszył sierść, stając w podobny sposób co on.
Mroczna Gwiazda widząc jak Chłód próbuje go naśladować, zaśmiał się cicho, z typową dla siebie gracją.
— Idź po Bezzębną i każ jej to sprzątnąć w takim razie. A jak będzie narzekała to walnij ją w pysk.
Znowu dał ciała. Nie zamierzał jednak nic mówić ojcu, dlaczego właściwie próbował przyjmować taką postawę jak on. Jeszcze by się ucieszył drań jeden, a na ten moment za bardzo był rozbawiony, po tej wywrotce jaką widział. Skinął więc tylko głową i ruszył do kotki, która wyglądała teraz bardzo żałośnie. Język zwisał jej smętnie z pyska, a spod sierści wystawały żebra. Zamiast współczucia czuł satysfakcję. Miała za swoje! A mogła nie mieszać się w politykę klanu. Dałaby rządzić lepszym od siebie. Rozkazał jej ogarnąć lód z drwiącym uśmieszkiem, na co ta się oczywiście skrzywiła, jednak poszła wykonywać obowiązki. Dumnie się wyprostował, czując przyjemny posmak władzy nad tą kreaturą. To jedno mu się podobało w byciu synem lidera. No i może dostęp do jego prywatnego legowiska, które było bardzo wygodne i przestronne.
Wrócił do Mrocznej Gwiazdy, bardzo z siebie zadowolony.
— Zrobiła to bez szemrania. Zna swoje miejsce — mruknął, siadając obok i owijając ogon o swoje łapy.
— Jak wisi nad nią groźba śmierci to jest potulniejsza — prychnął, jednak uśmiechnął się na słowa syna. — A widziałeś jak sobie radzi Spasiona?
Uciekł mu z pyska śmiech. Uwielbiał te jej nowe imię. Idealnie ją oddawało.
— Tak! Ostatnio płakała i narzekała, że jest głodna. Chyba nieco schudła, co jest aż niemożliwe. Zawsze będę ją sobie wyobrażał jako kulkę tłuszczu. — powiedział, nagle poszerzając swój uśmiech. - A wiesz, że zauważyłem jak jej tyłek przymarzł do lodu? To było wcześnie rano, a ona stała na warcie i widziałem jak próbowała wstać, a nie mogła. Później Bezzębny Robal jej pomogła, ale trochę sierści straciła z kupra — podzielił się z nim tą historią.
— I dobrze. Niech sobie teraz radzą te pasożyty — miauknął, kładąc łapę na łapie syna. — A jak będą miały jakiś problem, to spoko. Zawsze mogę je wygnać lub zabić, gdy zaczną się ociągać. A Spasiona to powinna się lepiej modlić do tych swoich gwiazdek, żeby nie padła na zawał — prychnął. Na dalszą wieść, jego wąsy zadrgały z rozbawienia. — No, no, ale że jej grube dupsko przymarzło do lodu to ja się nie spodziewałem.
— Ja też się tego nie spodziewałem, ale widok był cudowny. Jak szczęście dopiszę, to może znów przymarznie i będziemy mogli się pośmiać — Wibrysy mu zadrżały z rozbawienia. — Chociaż pomyśl ile klan miałby mięsa, gdyby tak ją utłuc na mięso... — rozkręcał się, czując niemałą satysfakcję z obgadywania tego dzika.
— Całkiem dobry pomysł, młody — przyznał van i strzepnął ogonem. — Już martwa byłaby bardziej pożyteczna niż żywa. Dużo jej tego tłuszczu ubyło? Szczerze mówiąc nawet na nią nie patrzyłem.
— Może trochę. Nadal jednak jest okrągła, tylko teraz może się ruszać i nie toczy się po ziemi — wyjaśnił mu stan faktyczny Spasionej Świni.
— No widzisz, załatwiam jej powoli formę tymi obowiązkami, powinna być wdzięczna — miauknął sarkastycznie. — Czasami się zastanawiam czy tej Świni nie ubić. Bezzębna jeszcze się przydaje, ale ona? Przez jej ciałko szybko się męczy, a za to ile mięsa by z niej było.
— Powinna cierpieć za to co nam wszystkim zrobiła. Śmierć byłaby łaską, chociaż prawda, że jej mięso by nakarmiło wiele kotów — mruknął, ocierając się o ramię ojca. — Będziesz chciał dzisiaj pójść na polowanie? — zaproponował.
Taki spacer przydałby się im obojgu. Nie mógł pozwolić, by ojciec się lenił i leżał całe dnie w legowisku jak poprzednia liderka. Spasłby się tylko i co? Przyniósłby wstyd całemu klanowi.
Czarno-biały skinął głową.
— Fakt — miauknął. Na wieść o polowaniu uśmiechnął się. — Jasne. Akurat mam chęć na wyżycie na czymś swoich pazurów — mruknął.
Słysząc zgodę, ucieszył się. Wątpił, by inni liderzy tak chętnie wychodzili w teren, pełniąc nadal swoje wojownicze obowiązki. Mroczna Gwiazda nie miał z tym problemów, dzięki czemu mógł poczuć się ponownie jak na ich treningach. Musiał przyznać, że nieco mu ich brakowało.
— No to chodź staruszku — miauknął, wstając i kierując kroki ku wyjściu z obozu.
— Przyrzekam, że jak jeszcze raz nazwiesz mnie staruszkiem to będziesz sprzątał wychodek razem z Bezzębnym Robalem — parsknął, czując jak wąsy mu drgają. Poszedł jednak razem z synem, obserwując rozciągający się las iglasty. Kolki drzew opadły na śnieg, gdy kocur trącił jedno z nich bokiem.
— Nie wiem czy chciałbym się aż tak zniżyć — powiedział, idąc obok, naśladując jego krok i postawę.
Zawęszył w powietrzu, strzygąc uszami, próbując wyłapać dźwięki otoczenia. Jednak nic nie rzuciło mu się w uszy. Dopiero, gdy dotarli na granicę z Klanem Klifu, skrzywił pysk zniesmaczony, przypominając sobie o Lśniącym Księżycu, którego zauważył na ostatnim zgromadzeniu — Pusto. Chyba wszystko pozdychało przez ten ziąb.
Ojciec również zawęszył w powietrzu, kładąc po sobie uszy.
— Zwierzyna się pochowała. Pewnie gdzieś tu jest, ale wytropienie jej w taką zamieć graniczy z cudem. Każdy zmysł zawodzi — westchnął. — Jedzenie kotów to nasza jedyna deska ratunku.
— Tak... prawda. — Znowu jego wzrok powędrował na granicę, jakby miał zaraz wypatrzeć w śniegu tą czerwień oczu.
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz