Nie powinien aż tak przejąć się jego słowami, ale go ugodziły. Starał się, aby po nim nie było tego widać, ale jego ekspresja pyska, jak zawsze miała w nosie, to co chciał. Nie spodziewał się, że Gęsia Łapa będzie miał do tego problem. Znaczy... Nie wyznawał mu przecież miłości, przypadkiem ich pyski tylko się zetknęły. To nie było specjalnie. Ale sam fakt, że przyjaciel może niekomfortowo się czuć w jego towarzystwie był okropny. Nie chciał kolejnego odrzucenia, tym razem spowodowany jego preferencjami. W zasadzie to nie pamiętał, czy opowiadał kocurowi o Lśniącym Księżycu i tym jak odrzucił jego miłość. To było już tak dawno i poradził sobie z pierwszym w życiu koszem.
— Znaczy się... — kaszlnął, próbując jakoś z tego wybrnąć. — T-to nie tak, że było złe. Tylko jakoś tak... no wiesz... szybko i nagle. W-wolałbym na spokojnie i trochę wolniej...?
Słuchał jego tłumaczeń z szybko bijącym sercem. Ostatnie zdanie sprawiło, że jego pysk nieco się rozchylił w szoku. To nie był na niego zły? Chciał... jeszcze raz, ale tym razem wolniej? Spiekł buraka pod sierścią. Utknęli w tej dziupli, wręcz ich ciała się stykały, a zamiast szukać drogi ucieczki w jego głowie pojawiła się wizja ich dwojga, całujących się jak na jakiejś randce.
— T-ty... chciałbyś to powtórzyć? — zapytał, przełykając gule w gardle. — Znaczy... Lubisz kocury?
— Może... Ja- znaczy się... Nie wiem. Chyba? — miotał się, nie wiedząc zupełnie, co ma powiedzieć. Ostatecznie zwiesił smętnie łeb, kiwając twierdząco
— J-ja... t-też... — przyznał się do tego. — Kiedyś... wyznałem komuś swoje uczucia... — zdradził mu. — A-ale przez moją matkę... On mnie odrzucił, bo bał się, że będę mordował... tak jak ona... — W sumie to miał co do niego rację. Został mordercą. Zabił samotnika i nawet go zjadł. Był potworem jak jego ojciec, nie zasługiwał na takie szczęście u boku klifiaka.
Gęsia Łapa słuchał jego słów, kiwając głową.
— Więc był debilem — burknął pod nosem — Nie powinien oceniać ciebie przez pryzmat twojej nawiedzonej matki. Przecież... Jesteś super. Jeśli twoja matka była pierdolniętą sadystką, to chyba szybciej chmury osram, niż uwierzę, że ty też taki będziesz — przyznał cicho, dotykając barku kocura nosem.
To było naprawdę miłe z jego strony, że miał taką w niego wiarę. Nie zamierzał jednak mówić uczniowi o tym, że przypuszczenia Lśniącego Księżyca się sprawdziły. Nie chciał psuć sobie tej chwili. Może i Gęsia Łapa zabił Szalejowy Jad, ale... ale miał dobry powód. Kotka była winna. A on zamordował niewinnego kota, by wrócić w łaski ojca.
— Dzięki. Miło mi to słyszeć. Wiesz... ja... w sumie się z nikim nie całowałem. Tak przypadkiem wyszło, że to był mój pierwszy raz. Jeszcze raz przepraszam. Głupio mi. Cieszę się jednak, że nie masz o to problemu. Nie chciałbym... cię stracić z takiego głupiego powodu.
— To też był mój pierwszy — wyjaśnił cicho, wciąż starając się zrozumieć i ogarnąć szalejące w nim emocje. — Nie musisz przepraszać.
Point przysunął się do niego bliżej, jakby wcześniej i tak nie byli ściśnięci gorzej, niż w jakimś mikro więzieniu. Podniósł wzrok, krzyżując go ze spojrzeniem niebieskich ślep.
— Ja... — głos mu utknął w gardle, gdy zrobiło mu się dziwnie sucho w przełyku. — Możemy jeszcze raz? — zapytał nieśmiało.
Naprawdę tego chciał? Serce mu przyspieszyło. Oblizał pysk, czując lekki stres. Co oni robili? Nie spodziewał się, że to tak skończy się ich wycieczka do lasu.
— S-sądzę, że możemy spróbować... — miauknął nieco piskliwie, na co się zbeształ. Był przecież kocurem, a nie jakąś wystraszoną kotką.
Przysunął do niego głowę, wpatrując się w jego oczy. Zetknął się z nim powoli pyskiem, pociągając językiem po jego pysku. Zamarł, obserwując reakcję młodszego. Podobało mu się? A może zrobił to nie tak? Ah, po co on ten wysuwał język! Spalił się pod sierścią do czerwoności, czując jak uszy robią mu się wręcz gorące.
<Gęś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz