*to też dzieje się w porze opadających liści, jeszcze zanim rybka wyruszył po głowę Krokus*
Bylica szła, ponownie, niedaleko granicy z Klanem Wilka. Lubiła gadać z Mrocznym Omenem, był interesujący. Do tego mogła w ten sposób pomóc Kamiennej Agonii, teraz Gwieździe, bo wiedziała, iż kocur miał najpewniej złe zamiary względem czarnej kotki. Błękitna słysząc kroki i czując nasilający się zapach wilczaków, które wyszły nieco poza granicę swego terytorium, schowała się w gęstym, liściastym krzewie, którego liście jeszcze nie opadły. Dostrzegła znanego sobie wojownika, tuż za nim szedł inny, młody kocur. Czyżby uczeń? Byli bardzo do siebie podobni. Obaj byli vanami, tylko że starszy był czarny, a młodszy rudy. Obaj mieli jednak te same oczy i...blizny na oczach? Czy to był jego syn? Natomiast ta blizna, była jakimś znakiem rodzinnym? Robili to celowo, żeby rozpoznawać nawet członków, których nie znali? Musiała przyznać, intrygująca sprawa. Na moment spojrzenia jej i Omena się spotkały. Jego uczeń, najpewniej również syn, odszedł gdzieś dalej, by zapolować. Mieli wiec momencik na rozmowę. Bylica wychynęła zza krzewu, zwracając na siebie uwagę Mrocznego Omenu. — Witaj, Bylico. — miauknął czarny, spoglądając w stronę krzewu, z której wyłoniła się błękitna postura starszej kotki. — Znów sama? Liczyłem, że będę kiedyś mógł poznać twoje dzieci — miauknął.
Chciał poznać jej dzieci? Okej, to był ciutkę podejrzane. Niby wiedział, że ma ich dużo i mogą się przed nim obronić, jak będzie sam, ale…dalej to było z deczka dziwne.
Usłyszała szmer w krzakach, po czym odwróciła głowę w przeciwną stronę, jakby się przyglądając ptaszkowi na pobliskiej gałęzi, po czym wyszeptała. Chciała zmylić rudego vana. Czuła, iż wrócił i słyszała te szmery. Podsłuchiwał. Ciekawski młodzik jak widać.
- Twój uczeń chyba wrócił i siedzi w krzakach - mruknęła. Nie znała ucznia, więc nie wiedziała, czy wiedziało o ich znajomości, tym bardziej o morderstwach ojca i jego szemranych znajomościach oraz umowach, które zawierał.
Wyczuwając znajomy zapach rudego, czarny wywrócił oczami.
— Wyłaź, Chłód, wiemy, że tu jesteś — miauknął. — Znowu coś pewnie kręci. Jak zwykle. Kot powoli wyszedł ze swojej kryjówki, bardzo widocznie zły, że został dostrzeżony. Zjeżył sierść i obrzucił błękitną lodowatym spojrzeniem.
- Kto to? – spytał młody wilczak.
- Dzieci takie są, nie można ich za to winić. Może nawet bym zrobiła podobnie na jego miejscu... - odparła do Omena. Słysząc głos rudego, obróciła się w jego stronę, lustrując go swymi przenikliwymi, intensywnie zielonymi oczyma - Witaj. - mruknęła tylko, czekając, aż Omen ją przedstawi. W końcu młodzik zwrócił się do ojca, nie do niej.
— Bylica. — odpowiedział uczniowi — Taka moja... Koleżanka — uśmiechnął się czarny. — Mamy podobne zainteresowania. Także lubi rozpruwać kocie flaki.
Czyli młodzik wiedział, więc mogła swobodnie o tym gadać. A raczej mogłaby, gdyby nie jego reakcja, jedna z później wielu podobnych. Rudy van bowiem spojrzał na nią kocicę zdegustowany, otwierając w szoku i obrzydzeniu pysk.
- Nawet nie chcę pytać. Spadam stąd - miauknął, zawracając do lasu.
- Hej, młody! Czemu uciekasz? To nie oznacza, że rozpruję ciebie! - miauknęła, robiąc krok do przodu. Czyżby dziecko się jej mimo wszystko wystraszyło?
Tymczasem Omen niemal natychmiast poderwał się, by zaraz stanąć naprzeciw syna, zagradzając mu drogę. Dość boleśnie ustał na jednej z jego łap.
— Tak się nie wita gości.
Widząc jak Omen zatrzymuje syna, ucieszyła się nawet. Poczuła się mocno...doceniona? Szanowana?
Młodzik położył po sobie uszy, zabierając łapę spod łapy wojownika. Spojrzał niezadowolony na samotniczkę, prychając na nią wrogo.
- Tak, tak. Bo to ci wygląda na gościa - syknął do ojca. - Nie rozprułabyś mnie wariatko. On by ci nie dał. Niemiło poznać.
To, co powiedział do niej rudy, wcale nie zmniejszyło jej zapału, a wręcz go podsyciło. Chciała się z nim dogadać. Nie był tak trudny do rozszyfrowania informacji, jak Omen. Mógłby się stać kluczem do dowiedzenia się więcej o czarnym, i rozpracowania również jego. A poza tym, lubiła młode koty i rozmowy z nimi.
- Wiem o tym. - wymruczała z przyjaznym uśmiechem. - A mnie akurat miło poznać syna Mrocznego Omenu. - dodała.
— Jednak nie skończyliście sobie do gardła na pierwszym spotkaniu, nieźle — parsknął starszy z kocurów. A więc młodzik miał problemy z trzymaniem nerwów na wodzy…dobrze wiedzieć— Bylica ci nic nie zrobi, synu. A nawet gdyby próbowała, to bym jej nie dał. Nie ma korzyści w tym, by stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla nas, powinieneś to zauważać, gdy poznajesz nowe osoby.
Rudy dalej zachowywał mimo słów Mroku dystans, jeżąc na staruszkę nadal sierść. Stanął przed ojcem, osłaniając go swoim ciałem, wręcz blokując mu dostęp do kotki. Zdziwiła się dość mocno. Co, bał się że uderzy mu starego czy jak? Przecież Omen mówił, iż się z nią zna. Lecz nie zdążyła by nawet okazać swego zaskoczenia, bo młodzik olał wcześniejsze słowa czarnego totalnie, skupiając się na Bylicy.
- Odejdź z naszych terenów! On z tobą na żadne rozpruwanie nie pójdzie! - syknął na nią.
Zdziwiona Bylica podniosła łapę, automatycznie chcąc odsunąć się, jednak tego nie zrobiła, krzywiąc pysk. Nie ma mowy, że ten młodzik ją będzie tak straszył. Po chwili przybrała kamienny wyraz pyska, który przemienił się w lekki uśmiech.
- Omenie, kochany, czy twój syn ma...zły dzień? – spytała, choć podejrzewała, że ten zły dzień zdąża się...u młodszego z vanów dość często.
— Zachowuje się tak na co dzień — mruknął czarny van, potwierdzając jej domysły i jednocześnie klepiąc jedną łapą swego syna po głowie. — Wyluzuj, młody, potrafię się obronić.
- Nie o to chodzi! - fuknął rudy do czarnego- Nie chcę byś z nią szedł i mordował koty! Skoro jest taka walnięta jak ty, nie pozwolę ci! Od wielu księżyców nikogo nie zabiłeś i tak ma pozostać, a ta starucha niech odejdzie i się nie wtrąca w nasze życie - syczał, obserwując zimnym wzrokiem Bylice. - Słyszysz zdechła ropucho? On nigdzie nie idzie! Wracaj do swojej nory!
- Zdechła ropucho? - warknęła, po czym zaśmiała się, mimo, iż w tej sytuacji młodzik ją porządnie wkurzył, i miała ochotę go nauczyć, co to znaczy ją wkurzyć. Starała się jednak za bardzo nie pokazać swojej wściekłości - jeszcze nie zdechłam. Mam swoje lata, ale to jeszcze nie mój czas na odejście czy też bycie zombie.
Wojownik na chwilę najeżył futro, widząc, iż nieco ją młodziak pewnie zdenerowował, jednak rozluźnił je równie szybko, wiedząc, że nie zamierza atakować. Uśmiechnął się.
— Mój syn jest pyskaty jak mało kto, Bylico. Już wielokrotnie musiałem ręcznie temperować dzieciaka, a i tak wciąż mi fika. Lepiej, żebyś się przyzwyczaiła, bo on łatwo nie da sobie mordy zamknąć.
Temperował ucznia i jednocześnie syna…siłą? Dobrze to zrozumiała? Oh…w sumie to się nie dziwiła, że tak był młody poddenerwowany, jeśli tak faktycznie było. Choć opcją było też to, że po prostu mocno na siebie wrzeszczeli. Ale nie wiedziała, co bardziej pasuje do Omenu…a może i to i to…
- Ej, to nieprawda. Sam jesteś pyskaty, bo się mnie nie słuchasz! Czy wiesz co do ciebie przed chwilą powiedziałem?! – prychnął rudy, odwracając w stronę ojca głowę. Oparł się o niego, zmuszając do wycofania. Aha? Uparty był ten dzieciak, nie ma co. - Nie przyzwyczai się do niczego, bo nie będziemy się spotykać. To koniec waszej znajomości.
Słysząc to, miała ochotę zrobić jakąś gwałtowną reakcję, jednak stłumiła to w sobie. Przecież jego ojciec był takim interesującym obiektem! Musiała go też pilnować, żeby wiedzieć, czy przypadkiem nie chce zrobić krzywdy Kamiennej Gwieździe. Delikatnie zacisnęła zęby, dalej z uśmiechem na twarzy, choć nie było jej wesoło przez zachowanie uczniaka.
- Młody, chyba nie ty o tym decydujesz. Każdy kot powinien sam decydować o tym, z kim się spotyka. A naszej znajomości to na pewno nie koniec, nie zniechęcisz mnie swoim zachowaniem, podejrzewam, że Mrocznego Omena również nie. Szczególnie, iż mamy ciekawy układ... - ostatnie zdanie mruknęła szeptem, przez co było prawie nie słyszalne.
Na wspomnienie o ich układzie, starszy wilczak uśmiechnął się.
Słysząc słowa syna, tylko zaśmiał się pod nosem, i chociaż ten próbował go zmusić do odwrócenia się, wojownik stał w miejscu jakby był co najmniej wryty w ziemię.
— To nie koniec naszej znajomości, synku, bo tak jak mówi Bylica, nie ty o tym decydujesz. – słysząc poparcie Mrocznego, nieco się rozluźniła wewnętrznie. - Byłbyś bardziej pożyteczny gdybyś bronił mnie przed faktycznym zagrożeniem. Nie stanę się słodką uroczą bubą jak co niektórzy idioci z Klanu Wilka, więc te nadzieje możesz od razu pogrzebać w piachu.
Akurat jej nie przeszkadzały słodkie buby, lubiła takie koty, przykładem był samotnik Słonecznik. Był bardzo kochany i miły. Ale fakt, nadmierna naiwność i głupota to nie były aż tak pożądane cechy, jeśli chodzi o przetrwanie.
Rudy w odpowiedzi naparł bardziej na ojca, ale ten ani drgnął, przez co uczniak postanowił zaryzykować. Odwrócił się do swego ojca przodem, stając z nim pyskiem w pysk. Rzucił mu chłodne spojrzenie, po czym objął przednimi łapami, a tylnymi zaczął popychać w stronę lasu.
- Wracamy... już... rusz się. Kto mówił mi tyle razy, żeby nie bratać się z wrogiem? A teraz ty chodzisz na schadzki z jakąś samotniczką, która proponuje ci rozpruwanie kotów! - prychnął, ignorując Bylice totalnie
Bylica patrzyła na rudego kocurka, popychającego ojca w stronę lasów Klanu Wilka. Jak widać upierał się. Nie miała jednak zamiaru się na niego już denerwować, nie może nadszarpywać dla niego nerwów, od tego miała dzieci jak się kłóciły. Poza tym i tak Mroczny Omen nie zrezygnuje z ich znajomości, w końcu mieli umowę. Chciał dorwać Rysią.
-To ja... może poczekam... aż to sobie wyjaśnicie... - mruknęła, usadawiając się w pozycji bochenkowej.
Czarny tymczasem prychnął na syna i bez słowa zamachnął się mocno i wycelował łapą w pysk młodszego, by bolało jak najbardziej. Uczniak skrzywił się na ból. Czyli jednak był rudego…w sumie to biedny dzieciak, chociaż trochę ją irytował.
— Bylica do wrogów nie należy. Trzeba być ostrożnym, ale nie wykluczać od razu wszystkich — syknął. Dobrze. — Naucz się rozróżniać kto jest sojusznikiem a kto nieprzyjacielem. — no, miał olej w głowie. Jak chcę dostać Rysią, to musi utrzymać tę znajomość. I dostarczyć jej Kminek, oczywiście — Nikogo nie zamierzam rozpruwać. Na razie.
W sumie to ona też nie zamierzała, chyba, że wrogów, szczególnie tych z Gangów Ości. Miała zamiar ich sprać i pozabijać, ale…za jakiś czas. Rudy jako jednak iż przywykł do lania przez ojca, zamiast uciec z płaczem lub się spłaszczyć, wyszczerzył na niego kły i z całych sił popchnął do tyłu.
- Każdy kto rozpruwa koty, jest moim nieprzyjacielem! - syknął. Potem widząc brak reakcji ze strony ojca odwrócił się do srebrnej, szczerząc do niej groźnie kły i jeżąc sierść.
- Odejdź samotniczko. To nasze tereny. Ostatnie ostrzeżenie.
- A bo co? Pobijesz mnie? - wymiauczała błękitna, z pewnym siebie uśmiechem na pysku. Chyba mały był tylko mocny w gębie. A nawet jeśli nie tylko, nic nie mógł zrobić. - Omen i ja mamy dobry układ i nie zamierzamy go popsuć przez ciebie, prawda, złotko? - nim młodszy z dwóch vanów się zorientował, Bylica w mig znalazła się tuż przy Omenie, po czym z uśmiechem przeciągnęła mu ogonem pod brodą, a następnie stanęła obok niego, patrząc na jego syna. Chciała rudego trochę…powkurzać.
— Otóż to — odparł jedynie Omen, uśmiechając się pod nosem — Widzisz, zawieranie sojuszy jest niezwykle przydatne. Wtedy zyskasz i ty, i twój sojusznik. A jeśli postanowisz na niego warczeć i próbować go atakować - tak jak teraz - możesz liczyć się z tym, że zerwiesz umowę, a więc narazisz się na straty. Bylica nie zdradzi mnie, a ja nie zdradzę Bylicy, ponieważ oboje stracilibyśmy, gdybyśmy to zrobili. — miauknął. I to była prawda. Miała tylko nadzieję, iż kocur nie zdradzi jej w ostatnim momencie, wbijając szpony w plecy. A jeśli tak…to chętnie mu się odpłaci pięknym, za nadobne — To czysta logika, synu. Przyda ci się.
Mroczny mądrze gadał. Zgadzała się z nim. Byli w sumie dość do siebie podobni, stawiali podobne kroki w drodze do celu.
Młodzik widocznie poczuł gniew, bo ten aż z niego kipiał. Chyba rudy nie umiał ukrywać swych emocji tak, jak jego ojciec. Pazury mu się wysunęły, a z gardła wydobył ryk. Szybko stanął przed ojcem, odsuwając wojownika i samotniczkę od siebie nawzajem.
- Zostaw go, bo nie ręczę za siebie. Jeszcze raz choćby go dotknij swoim zapchlonym ogonem - warknął zimno, szczerząc na nią kły. - Jesteś sojusznikiem? - zakpił. - To powiedz mi o tym układzie. Po co mój ojciec miałby współpracować z samotnikiem?! Na dodatek tak starym. Nie przydasz się do niczego – syknął wściekły uczniak, w którym aż buzowały emocje.
Błękitna kocica uniosła brodę do góry, lustrując ucznia spojrzeniem intensywnie zielonych oczu. JAK. ŚMIAŁ. OBRAZIĆ. JEJ. OGON. JEJ PRZEPIĘKNY, DŁUGI, PASIASTY OGON. JEJ DUMĘ!
- To, iż jestem stara, nie oznacza, że jestem niesprawna, młody - powstrzymała się od powiedzenia do niego "dzieciaku". Widziała, że był gotowy do ataku. Będąc tego świadomą była jednak w stanie go sprawnie odeprzeć i w mig zmienić postawę na obronną - a o umowie dowiesz się więcej tylko jeśli Mroczny Omen wyrazi na to zgodę. - rzekła z kamiennym wyrazem pyska.
— Wyjaśnię mu to osobiście — miauknął wojownik spokojnie, uśmiechając się lekko, gdy spojrzał na syna, aby potem znów spojrzeć na samotniczkę. — Stąd lepiej nie igrać sobie z losem. Chłodna Łapa walczy jak niejeden wojownik — przeniósł wzrok na syna. — Gratuluję odwagi. Bądź czujny zawsze, ale nie warcz jak zapchlony pies na każdego kogo spotkasz.
Pochwała sprawiła, iż sierść młodszego się wygładziła. Usiadł przy ojcu, mordując wzrokiem cały czas samotniczkę.
- Będę warczał na kogo chcę - burknął mu w odpowiedzi. - Nie lubię twoich znajomych. Są szemrani - miauknął, czujnie obserwując dziko pręgowaną. Ona też to robiła. W odpowiedzi po prostu usiadła bez słowa, owijając łapy swym nadzwyczajnie długim ogonem.
— Jak widzisz, twój gniew niczego nie zmienia w tej sytuacji — mruknął starszy wilczak, przeciągając się. — Więc lepiej sobie daruj młody. - Nie myśl, że ją polubię - fuknął młodszy do niego, przysuwając się bliżej. Jak widać nie miał zamiaru dopuścić kotki ponownie tak blisko ojca. - Nikt od ciebie tego nie oczekuje...jakaś tam łapo, bo się nie przedstawiłeś. – mruknęła, nie mogąc sobie przypomnieć jego imienia. — Chłodna Łapo. — mruknął wojownik do Bylicy. Potarmosił syna po głowie. — Jeszcze mnie nie zaatakowała, więc wątpię czy miałaby chęci rozpruć mi flaki. Ja nie mam w planach wypadu na zabijanie kotów na ten dzień, więc nie musisz się martwić, mój drogi. A co do przyszłości... Cóż, niczego nie mogę obiecać. Syn spojrzał na ojca niezadowolony, że przy obcej samotniczce tarmosił go po głowie. Zmierzył błękitną i tak zimnym spojrzeniem. - Nie przedstawiałem się, bo obcych się przegania, a nie zawiera przyjaźnie - odpowiedział jej.
Usiadła spokojnie, lustrując młodzika wzrokiem, po czym przeniosła wzrok na Mrocznego Omena, postanawiając zignorować zaczepki ucznia.
- Co tam u ciebie? - zapytała, jakby ta rozmowa nie trwała już nie wiadomo ile.
<Mroczny Omenie? Chłodzie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz