*w porze opadających liści, zanim Rybka ruszył po głowę Krokus*
Przebywała niedaleko granicy Klanu Wilka. Miała zamiar pozbierać tu zioła, w końcu potrzebowali ich na porę nagich drzew.— Bylico? — usłyszała nagle. Kocica słysząc głos Mrocznego Omenu, powoli wyszła z krzaków, przybierając typowy dla siebie, przyjazny wyraz pyska.
- Witaj, Mroczny Omenie. - wymruczała do vana przyjaźnie.
— Często jak widzę zachodzisz w te tereny — stwierdził, przyglądając się kotce. — Zamierzasz wracać do miasta?
- Tak. Oczywiście, że tak. Mamy nowe, młode koty w naszej grupie. Jesteśmy silniejsi z każdym dniem - rzekła, a jej uśmiech poszerzył się.
— Cóż, może wtedy uda ci się zaobserwować Ryś. — mruknął czarny. — Moja grupa także zbiera nowych członków. Niedawno urodziły się moje córki. Są śliczne i będą z pewnością mądre, gdyby nie fakt, że jedna z nich w rysach ciała przypomina kogoś... kto, powiedzmy, zaszedł mi pod skórę — warknął, by po chwili uśmiechnąć się szorstko. — Dobrze wiedzieć, że się tobie powodzi, Bylico. Sądząc po umiejętnościach walki i bliznach, pewnie zdołasz dobrze przewodzić swojej grupie.
- Dziękuję, Mroczny Omenie. Życzę ci tego samego, mój drogi. A co do tej córki...to wygląd nie stanowi o kocie. Nie skreślaj jej, Mroczny Omenie. Może okazać się lepsza, niż myślisz. - miauknęła - pozory...lubią mylić - dodała z uśmiechem.
Było to w końcu prawdą. Pozory wręcz kochały mylić.
Niebieskooki uśmiechnął się pod nosem. Rozszyfrowywanie go nie było takie proste, ale możliwe. Był ciekawą atrakcją. Do tego zawarli korzystną umowę. Miała tylko nadzieję, iż jej dotrzyma, bo z wilczaka był szemrany typ.
— Mam nadzieję. Oby mi pokazała coś co faktycznie było warte spłodzenia jej — rzekł van, wywracając oczami. — Chodzisz tędy i nie martwisz cię, że zauważy cię jakiś patrol? Ja cię nie skrzywdzę, ale Wilczaki potrafią być agresywne, jak zobaczą intruza blisko ich terenów — przyznał. — Chociaż. Jesteś kotką. Może by ci darowali.
- W brew pozorom, mam parę w łapach. Do tego nie wiem czy zauważyłeś, ale często tarzam się w mięcie, co trochę maskuje mój zapach.
Kurcze. Robiła się z niej gaduła. Będzie wiedział, że zapach mięty się z nią równa… choć w sumie to było oczywiste, pachniała nią, więc pewnie czuł to już wcześniej. Kocur poruszył nozdrzami, kiwając powoli głową.
— Ciekawa taktyka, słońce — odparł, machając lekko ogonem. — Maskuję zapach na różne sposoby, gdy muszę zmyć z siebie zapach krwi po morderstwie, ale zazwyczaj tarzam się w dzikich ziołach czy trawach, które mają intensywny zapach. Lub po prostu przemywam się w wodzie, która go zmywa. Ale o mięcie, cóż, nie myślałem.
Nie ukazała zdziwienia i tego, jakie to było dla niej osobiście zabawne, że tak inteligentny kot jak on nie pomyślał o mięcie. Maskuje się nią przecież zapach śmierci, jest bardzo mocnym w zapachu zielskiem. Nie pokazała jednak tego, tylko dodała coś innego.
Kurcze, naprawdę się przy nim rozgadywała.
- Można jeszcze w ten sam sposób użyć rozmarynu, jeśli jesteś ciekaw - mruknęła.
Widocznie zaciekawiony czarny uniósł brodę.
— Sporo wiesz o ziołach. Ja znam tylko podstawy, cokolwiek co wyniosłem z pobytu w legowisku medyka, gdy czasem zdarzało mi się zachorować. O, czyli czasem chorował. Ciekawa informacja… niby każdy chorował, ale on się do tego przyznał, a skoro wyniósł coś z tego, to musiał trochę razy odwiedzić medyka, choć nie koniecznie. Jakoś tak ta informacja wydała się jej ciekawa.
- Ja mam to szczęście wiedzieć nieco więcej.
I cieszyła się z tego szczęścia. Uwielbiała zioła, były bardzo przydatne. Dzięki temu była niezależna od uzdrowicieli, bo sama mogła się uleczyć z dużej liczby chorób i urazów.
Van prychnął pod nosem, po czym odezwał się ponownie.
— Nie masz ograniczeń. — mruknął zgodnie z prawdą. Uwielbiała, że nie miała tych ograniczeń. Kiedy była w Klanie Burzy…nie podobały jej się one. Teraz miała wolną łapę. Musiała polować, by się wyżywić, teraz do tego nie tylko siebie, ale też swoje dzieci. Razem polowali. Było ich dość dużo. Ale nie byli klanem. To tylko potwierdzało, jak przereklamowana była społeczność, w której Bylica się urodziła. — Żadnych reguł, kodeksów, wystarczasz sama sobie. Miałem to szczęście być jak druga głowa lidera, jedną ręką byłem u władzy, ale oczywiście przez jedną idiotkę wszystko się posypało — syknął, wbijając pazury w ziemię. Och, jak ona to znała. Jej też często los płatał figle. Nie rzadko rzeczy toczyły się nie tak, jak chciała, mimo jej umiejętności. A szczególnie w kluczowych momentach – czyli na zgromadzeniach, bo to na nich najczęściej się wykładała. Przeklęte pełnie. Kocur po chwili położył po sobie uszy, uśmiechając się lekko. — Ty możesz się martwić co najwyżej porządnym wpierdolem klanowych kotów, jeśli ktokolwiek cię napotka na swojej drodze. A i tak mnóstwo kotów podwinie ogon, zawarczy i przegoni, zamiast zabić. Zdesperowani samotnicy dołączają nawet do klanu po zemstę. Ach. Jak ja to znam.
Tak. Ona też to znała. Widziała, iż Mroczny nie był zadowolony z zasad klanowych. Czemu się tam jeszcze trzymał? Nie był chyba przywiązany, nie wyglądało na to, szczególnie, iż zabił kiedyś współklanowicza, z tego co jej mówił. W każdej chwili mógł odejść. Może nie miał odwagi? Ona miała zamiar odejść z rodzimego klanu, kiedy była jeszcze młoda, ale ostatecznie Piaskowa Gwiazda wyprzedziła jej ucieczkę, bo ją wygnała.
- To prawda. – odpowiedziała czarnemu. Po chwili zorientowała się, że może warto by było wrócić do wierzby i coś upolować dla rodziny, mimo, iż fajnie jej się gadało. Postanowiła, iż dalej będzie podczas ich pogawędek go analizować. Szczególnie, iż mógł chcieć skrzywdzić Kamienną Agonię…a raczej Gwiazdę. Po chwili namysłu odchrząknęła, po czym mruknęła - mój drogi Mroczny Omenie, wybacz mi proszę, ale muszę już iść. Trzeba pilnować tych moich dzieci, mimo wszystko. - mruknęła, po czym na jej pysk z powrotem wpełzł uśmiech. - Do zobaczenia. - dodała na pożegnanie, po czym w mig jej kita zniknęła za pobliskim krzakiem.
<Mroczny Omenie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz