*końcówka pory opadających liści*
Skakała sobie po obozie, rozradowana. Dzisiaj upolowała dwie myszy! Nie jedną, a aż dwie!Była taka szczęśliwa!
Do tego zebrała trochę kostek, bo Wanilia dał jej kolejny raz resztki ze swojego posiłku, gdy go o to poprosiła. Kocurek nawet był fajny. Dostrzegła kolejny liść, który spadł na ziemię. Zaczęła podskakiwać w jego stronę, chcąc go „upolować”. Skakała za brązowym organicznym obiektem, który kręcił fikołki w powietrzu. Znów stanęła w pozycji do wyskoku, uniosła kuperek wyżej, zastrzegła wąsami, w tym tym, który jej odrósł mocno nieregularnie, po tym, jak go sama sobie w żłobku zerwała. Już miała skoczyć, kiedy biała łapa pojawiła się, tak jak ostatnim razem, i brutalnie przygniotła liść do ziemi. Uśmiech zszedł z pyszczka bicolorki, a ta z irytacją spojrzała na sprawcę, którym był oczywiście nie kto inny, jak Świt.
- No hej, maleńka – zaczęła biała z wrednym uśmieszkiem. – Co tak się krzywisz? – spytała.
Wściekła miodunka w odpowiedzi syknęła na białą, odsłaniając kły.
- Nie pogrywaj sobie ze mną. – warknęła. – łapy z dala od mojego listka. – charknęła.
- A bo co? Co mi zrobisz? Hm? – spytała córka Krzemienia z drwiną w głosie.
- To – odparła już w miarę spokojnie liliowa uczennica, po czym spłunęła prosto na łapę córki Zięby, która przygniatała brązowy liść.
- Ej! Fuj! – wrzasnęła wojowniczka. – pożałujesz tego, smarkulo!
- No raczej nie sądzę – odparła z uśmiechem szylkretka, po czym z premedytacją użarła starszą w łapę.
-AAAA! PUSZCZAJ! PUSZCZAJ TY ZOŁZO! – wrzasnęła Świt, próbując strzepnąć upartą Miodunkę z łapy. Ale jej się to nie udało, bo Miodunka nie była już małym kociakiem. Była większa, niż dawniej. Dużymi krokami zbliżała się do wielkości dorosłej siebie, więc strząśnięcie jej graniczyło z cudem, kiedy wpiła się w łapę córki Zięby jak pijawka. – przestań! Przestań! – wrzeszczała biała – moja biedna łapa!
Dopiero po chwili córka Plusku puściła.
- Może to cię nauczy, byś więcej nie deptała moich liści. – charknęła z wrednym uśmieszkiem córka Bzu. – zapamiętaj to sobie. Za każde kolejne zdeptanie liścia będę ci się bardziej wbijać kłami w łapę. Kto wie, może ci ją nawet odgryzę, jak mnie wkurzysz? – zamruczała.
- Sadystka. Jesteś taka sama, jak matka. – warknęła świt, oglądając mocno poranioną łapę.
Liliowa nastroszyła futro.
- Nie obrażaj mojej matki ty lisia wywłoko! – warknęła, prostując się. – i należało ci się! Bo jesteś wstrętna! – charknęła, ponownie spluwając jej na łapę, tym razem poranioną. Świt syknęła z bólu, kiedy ślina Miodunki wlała się w jej ranę. Tymczasem młoda podniosła liść i poszła sobie. Nie miała zamiaru cackać się z takim kotem, jak biała.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz