*Niedługo po poprzednim opku*
Stał naprzeciw Stokrotki, napinając wszystkie mięśnie ciała. Treningi walki najbardziej przypadły mu do gustu. Nie były przewidywalne i pozwalały dać upust emocjom.
Wyskoczył w kierunku kotki. Szylkretka odsunęła się w porę. Korzystając z dezorientacji kocura, przewróciła go na plecy. Agrest spojrzał na nią i momentalnie zamarł. Przerażająca myśl spłynęła wzdłuż jego karku.
Czy to w takiej pozycji znajdował się Gronostaj, kiedy go mordowano? Czy właśnie w takiej oprawca bezlitośnie rył pazurami po jego brzuchu?
Obnażył kły i z całej siły kopnął ją tylnymi łapami. Kotka z piskiem wyleciała w powietrze.
Zastanawiał się, czy morderca czerpał przyjemność z cierpienia jego brata. Pławił się w nim. Czy znęcał się nad nim, powoli maltretując każdy skrawek jego ciała?
Agrest w mgnieniu oka wstał z ziemi. Stokrotka próbowała uciec w bok, ale uczeń okazał się szybszy. Złapał jej ogon w zęby i brutalnie przyciągnął do siebie.
Jak okrutnym trzeba być, żeby oderwać czyjąś głowę? Kto normalny tak robił? Wywlec wnętrzności osoby i rozsmarować nimi otoczenie.
Chwycił szylkretkę za szyję i przygwoździł ją do ziemi. Próbowała się wyrwać, jednak bezskutecznie. Agrest w odpowiedzi tylko mocniej na nią naparł.
Gdyby tylko go znalazł… Gdyby tylko go znalazł, sam wepchnąłby mu te flaki do gardła. Patrzył, jak się krztusi.
Uniósł drugą łapę na wysokość swojej żuchwy. Wysunął pazury i przejechał nimi po puchatym policzku.
Ktokolwiek to zrobił – był potworem. A każdy potwór powinien zginąć.
Odchylił łapę do tyłu, by zadać kolejny cios.
Gdyby tylko go znalazł…
— PRZESTAŃ.— Agrest drgnął, wybudzony z amoku — Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?! — krzyknęła Krecik roztrzęsionym głosem.
Agrest zszedł z uczennicy na drżących łapach. Co on zrobił. Czy on właśnie… Czy on właśnie pobił Stokrotkę? Zlękniony uniósł wzrok na obydwie kotki.
Szylkretka kuliła się przy wojowniczce, z trudem łapiąc powietrze. Strużka krwi spływała po jej białym policzku. Patrzyła na niego, jakby właśnie zamienił się w potwora.
W oczach Krecik odbijało się jego własne niedowierzanie. Przez kilka uderzeń serca wszyscy stali w absolutnej ciszy. Nikt nie odważył się odezwać. Nie chciał.
— Koniec treningu na dziś — wykrztusiła wreszcie mentorka.
Nie, nie nie nie. Wszystko, tylko nie to.
— J-ja przepraszam, przepraszam! Nie... nie chciałem, nie! Ja mogę się poprawić, ja mogę-
— Koniec. Treningu. — ton mentorki był miażdżąco stanowczy.
— Ale… ale-
Pokręciła głową, zanim zdołał dokończyć zdanie.
Łzy zaczęły obficie napływać mu do oczu. Musiał stąd uciec. Teraz. Zaciskając szczękę, rzucił się w kierunku obozu.
Łapy napędzane furią i rozpaczą mknęły przez las w szaleńczym tempie. Gnały za niewidocznym wrogiem. Za dawnym Agrestem. Szczęśliwym, nieświadomym, lepszym.
Odebrano mu to wszystko wbrew jego woli. Wydarto z niego zdolność cieszenia się i spalono ją w ogniu cierpienia.
Wkrótce znalazł się w obozie, otrzymując wiele zaskoczonych spojrzeń. Wpadł do legowiska uczniów i zanurzył pysk w mchowym posłaniu. Szloch wstrząsnął jego ciałem.
Nie potrafił. Nie potrafił być tym, kim powinien. Synem godnym Janowca.
Nigdy nie zostanie wojownikiem. A on już nigdy mu nie wybaczy.
Za każdym razem coś musiało pójść nie tak. Albo był zbyt żałosny, by poprawnie wykonać ćwiczenie, albo… sam nawet nie wiedział, jak to nazwać. Miał coś w sobie od dłuższego czasu. Coś destrukcyjnego. Coś, co zawsze psuło wszystko wokół. Wrosło to w niego na stałe i przez to już nigdy nie będzie lepiej.
Wyskoczył w kierunku kotki. Szylkretka odsunęła się w porę. Korzystając z dezorientacji kocura, przewróciła go na plecy. Agrest spojrzał na nią i momentalnie zamarł. Przerażająca myśl spłynęła wzdłuż jego karku.
Czy to w takiej pozycji znajdował się Gronostaj, kiedy go mordowano? Czy właśnie w takiej oprawca bezlitośnie rył pazurami po jego brzuchu?
Obnażył kły i z całej siły kopnął ją tylnymi łapami. Kotka z piskiem wyleciała w powietrze.
Zastanawiał się, czy morderca czerpał przyjemność z cierpienia jego brata. Pławił się w nim. Czy znęcał się nad nim, powoli maltretując każdy skrawek jego ciała?
Agrest w mgnieniu oka wstał z ziemi. Stokrotka próbowała uciec w bok, ale uczeń okazał się szybszy. Złapał jej ogon w zęby i brutalnie przyciągnął do siebie.
Jak okrutnym trzeba być, żeby oderwać czyjąś głowę? Kto normalny tak robił? Wywlec wnętrzności osoby i rozsmarować nimi otoczenie.
Chwycił szylkretkę za szyję i przygwoździł ją do ziemi. Próbowała się wyrwać, jednak bezskutecznie. Agrest w odpowiedzi tylko mocniej na nią naparł.
Gdyby tylko go znalazł… Gdyby tylko go znalazł, sam wepchnąłby mu te flaki do gardła. Patrzył, jak się krztusi.
Uniósł drugą łapę na wysokość swojej żuchwy. Wysunął pazury i przejechał nimi po puchatym policzku.
Ktokolwiek to zrobił – był potworem. A każdy potwór powinien zginąć.
Odchylił łapę do tyłu, by zadać kolejny cios.
Gdyby tylko go znalazł…
— PRZESTAŃ.— Agrest drgnął, wybudzony z amoku — Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?! — krzyknęła Krecik roztrzęsionym głosem.
Agrest zszedł z uczennicy na drżących łapach. Co on zrobił. Czy on właśnie… Czy on właśnie pobił Stokrotkę? Zlękniony uniósł wzrok na obydwie kotki.
Szylkretka kuliła się przy wojowniczce, z trudem łapiąc powietrze. Strużka krwi spływała po jej białym policzku. Patrzyła na niego, jakby właśnie zamienił się w potwora.
W oczach Krecik odbijało się jego własne niedowierzanie. Przez kilka uderzeń serca wszyscy stali w absolutnej ciszy. Nikt nie odważył się odezwać. Nie chciał.
— Koniec treningu na dziś — wykrztusiła wreszcie mentorka.
Nie, nie nie nie. Wszystko, tylko nie to.
— J-ja przepraszam, przepraszam! Nie... nie chciałem, nie! Ja mogę się poprawić, ja mogę-
— Koniec. Treningu. — ton mentorki był miażdżąco stanowczy.
— Ale… ale-
Pokręciła głową, zanim zdołał dokończyć zdanie.
Łzy zaczęły obficie napływać mu do oczu. Musiał stąd uciec. Teraz. Zaciskając szczękę, rzucił się w kierunku obozu.
Łapy napędzane furią i rozpaczą mknęły przez las w szaleńczym tempie. Gnały za niewidocznym wrogiem. Za dawnym Agrestem. Szczęśliwym, nieświadomym, lepszym.
Odebrano mu to wszystko wbrew jego woli. Wydarto z niego zdolność cieszenia się i spalono ją w ogniu cierpienia.
Wkrótce znalazł się w obozie, otrzymując wiele zaskoczonych spojrzeń. Wpadł do legowiska uczniów i zanurzył pysk w mchowym posłaniu. Szloch wstrząsnął jego ciałem.
Nie potrafił. Nie potrafił być tym, kim powinien. Synem godnym Janowca.
Nigdy nie zostanie wojownikiem. A on już nigdy mu nie wybaczy.
Za każdym razem coś musiało pójść nie tak. Albo był zbyt żałosny, by poprawnie wykonać ćwiczenie, albo… sam nawet nie wiedział, jak to nazwać. Miał coś w sobie od dłuższego czasu. Coś destrukcyjnego. Coś, co zawsze psuło wszystko wokół. Wrosło to w niego na stałe i przez to już nigdy nie będzie lepiej.
[przyznano 5%]
uuu
OdpowiedzUsuń