Ostatnia noc była dla rudej wyczerpująca. Do późna zajmowała się chorymi
— zakatarzonym Janowcem i Wiatrem, zwyrodnieniem Ćmy i popękanymi
poduszkami Jabłka sama nie czując się najlepiej. Do tego Wiśniowa Iskra
powiedziała jej, że na trening ma przyjść wcześniej — przygotowała dużo
zajęć, które ma zamiar zrealizować jutrzejszego dnia.
Plusk
przeciągnęła się niechętnie i parę razy przejechała językiem po swojej
sierści. Powolnie wyszła ze swojego legowiska, żegnając zapach ziół.
Udała się w kierunku stosu na zwierzynę i sięgnęła po niewielkiego,
brązowego ptaka, a następnie wgryzła się w jego brzuch. Naprzeciwko niej
siedział srebrny kocur, który wyraźnie się jej przyglądał. Widziała w
nim porwanego, ślepego Jeżynka. Poczuła uderzenie smutku i zwiesiła
głowę.
Kiedy skończyła posiłek, z ogromną niechęcią spoglądała w
kierunku wyjścia z obozu. Tak bardzo nie chciała tam iść. Była
wyczerpana i przygnębiona. Bała się, że znowu się pomyli, a wstyd
wypełni całe jej ciało. Brzuch ściskał ją na myśl o tym.
Chrupnięcie trawy wybiło ją z przemyśleń. Rozejrzała się, a jej oczom ukazał się Bez. Jego uśmiech ją rozczulał.
Kocur
otarł się głową o jej bark, a kotka wtuliła się w jego futro. Czuła
jego ciepło i radość. To uczucie było wspaniałe. Chciałaby, żeby nigdy
się nie kończyło. Nie miała żadnych wątpliwości w kwestii miłości do
niebieskiego.
***
Siedziała w medycznym legowisku Klanu
Burzy. Brakowało jej obecności starszego, czekoladowego medyka. Mimo iż
nie znała go tak dobrze, to jednak dobrze go wspominała i chciała, by
wrócił. Niestety nie było to możliwe.
Od razu, kiedy Plusk zjawiła
się u Wiśniowej Iskry, szylkretowa zadawała jej pytania odnośnie do
roślin leczniczych i chorób, potem udały się na wspólne rozpoznawanie i
szukanie ziół. Niezwykle się zmęczyła. Nie miała siły na dalszy wysiłek i
trening. W wejściu do legowiska stanęły nagle dwa kocury — jeden rudy,
drugi niebieski.
– Plusk, to twoja kolej. Spróbuj sprawdzić, co im dolega – zażądała żółtooka medyczka.
– Auć! – wrzasnął niebieski. – Możecie coś z tym zrobić?!
– J-Jak masz na imię? Spróbuję c-coś na to poradzić – zaczęła ruda, podchodząc bliżej kocura.
– Wrzosowa Rzeka, ale teraz to nieważne, zrób coś – pisnął, wskazując ogonem na zaczerwienione miejsce za uchem – z tym!
– Z-Zaraz coś na to poradzimy. A tobie, co dolega? – spytała, podnosząc wzrok na rudego.
– Wreszcie... – przewrócił oczami – brzuch mnie boli. Ostatnio zwymiotowałem.
– Dobrze, zatem wybiorę zioła, które powinny wam pomóc. Zaczekajcie.
Plusk
wiedziała, jakich roślin użyje — wrotycz, oraz łodygę pokrzywy.
Podeszła do sporego stosu i rozpoczęła poszukiwania. Masa zapachów
przelatywała przez jej nozdrza, jednak szybko znalazła to, czego
potrzebowała.
– Myślę, że masz infekcję po użądleniu – stwierdziła, zwracając się do Wrzosowej Rzeki.
–
Yyy... faktycznie, jakieś robactwo latało mi nad głową, ale nie
wiedziałem, że to od tego. Dasz mi to zielsko? Bo to swędzenie nie jest
przyjemne.
– Tak, proszę – miauknęła, wręczając kocurowi łodygę
pokrzywy. – Przeżuj ją. Powinno pomóc. Przyjdź tutaj jutro po drugą
dawkę i nie rozdrapuj tego.
Niebieski kiwnął głową i pośpiesznie opuścił legowisko.
– Tobie pomoże wrotycz – powiedziała.
Rudy kocur z niesmakiem żuł roślinę.
– Niesmaczne – burknął.
– Ale ci pomoże, uwierz.
Po chwili wyszedł, wciąż mając kwaśną minę.
– Świetnie sobie poradziłaś, Plusk – stwierdziła szylkretowa medyczka, siedząca w kącie legowiska.
***
Jedyne czego teraz pragnęła, to odpoczynek. Cały dzień słuchania
Wiśniowej Iskry, wykonywania jej poleceń, robienie kółek po terenie
Klanu Burzy w poszukiwaniu ziół i opiekowanie się chorymi było niezwykle
męczące. Była nieprzytomna.
Ciężko stawiając łapy, zmierzała do
obozowiska Owocowego Lasu. Wszędzie czaił się mrok. Widoczność w
ciemności przy zlepionych od wyczerpania oczu nie była najlepsza. Przez
głowę przelatywała jej myśl zaśnięcia gdzieś w trawie, ale starała się
ją wygłuszyć. Potrzeby ciała biły się z myślami niedoszłej medyczki.
Sapiąc ciężko, weszła na teren, na którym wojownicy polowali. Jeszcze moment, a będzie w obozie. Już prawie.
W jej nozdrza wpadł paskudny zapach. Nie był to jednak obrzydliwy zapach, taki jak niektórych ziół – ten budził w niej niepokój.
Otworzyła szerzej zmęczone, żółte ślipia. Rozejrzała się dookoła, próbując dostrzec źródło woni.
Stawiała
łapy w wilgotnej, wysokiej trawie. Cały horyzont był nią porośnięty. Na
samym początku nie widziała niczego, co byłoby podejrzane, dopóki
spojrzała jeszcze raz w kierunku obozowiska.
Zjeżyła się i zwiesiła uszy. Poczuła gwałtowne uderzenie w brzuch.
W trawie leżało coś białego. Nie ruszało się.
Modliła się, by nie był to kot.
Starała
się chodzić jak najciszej. Jej ogon usilnie próbował skryć się pod
brzuchem, jednak nie pozwalała mu na to. Wmawiała sobie, że to tylko
wytwór zmęczenia — nic takiego, w środku jednak obawiała się
najgorszego.
Serce biło jej coraz szybciej, z trudem łapała oddech.
Im podchodziła bliżej, tym bardziej siebie okłamywała. Negatywne myśli prowadziły zaciętą walkę z pozytywnymi.
Pozytywne przegrały.
Na trawie utworzył się zarys białej, kociej sylwetki.
– Zi... Ziębo? – zadrżał jej głos. – Ziębo?!
Była przerażona. Nie chciała żegnać kolejnego kota. Wszystko cholernie ją przytłaczało. Miało dojść kolejne zmartwienie?
Z trudem przełknęła ślinę, a łzy ściekły jej po polikach. Była bezsilną, żałosną medyczką.
Zaczęła
iść naprzód, a łapy się pod nią uginały. Musiała kogoś powiadomić o
całym zdarzeniu. Błysk była słabą liderką. Doprowadzała do śmierci masy
kotów, tak samo, jak ruda. Były dokładnie takie same. Te przemyślenia wprawiły żółtooką w większy płacz.
– Zi... Zię... Zię-b-bo... – wydukała.
Biała
nic nie odpowiedziała. Świszczący wiatr wpadał jej w uszy, piach sypał w
futro. Było coraz gorzej. Brzuch ściskał ją niemiłosiernie, a serce
biło okropnie szybko. Wraz ze wzięciem głębokiego wdechu, wyszła poza
wysoką trawę. Przymknęła oczy, czuła jak łzy lecą jej po skołtunionym
futrze.
– T-To ja, P-Plusk... Zi... Zięb-bo... – ciągnęła z trudem.
Tym, co skłoniło ją do otwarcia oczu, był rozpaczliwy pisk. Powieki odsłoniły zmęczone, żółte oczy.
– CHOLERA! – wrzasnęła.
Ujrzała znajomego, białego kocura o szarawym ogonie i jego zielone ślipia. Leżał bezruchu, obok czerwonej cieczy.
Czuła
jak cierń wbijał się w jej serce, kolce dziurawiły gardło, a wilki
skręcały kark. Był to najgorszy cios wymierzony w jej stronę. Ktoś
uwziął się na jej żałosne, niepotrzebne istnienie. Niezapominajka,
Raróg, Jeżynek, Drewno, Tajfun – wszyscy po kolei. A teraz Bez. Jej
ukochany, jedyne wsparcie — ktoś dla kogo dalej żyła. Wszystko
rozkruszyło się w jeden moment. Szczęście zniknęło momentalnie jak liść porwany przez wiatr.
Pod
łapami rudej rozsunął się ląd, wpadła w przepaść żalu, po drodze
przeprawiając się przez swoje łzy i krew bliskich, ostatecznie wpadając w
paszczę oprawcy. Szlochała, krztusząc się. Nie mogła już ani chwili
dłużej.
– B... B... B-Bz-Bzie... j-ja... j-ja...
Nie była już w stanie mówić.
Z
wielkim trudem podbiegła do rannego. Leżał na trawie, oddychając
ciężko. Patrzył na nią biednymi, zielonymi ślipiami. Na jego pysku
widniała rana wyrządzona przez kocie szpony. Nie miała pojęcia, kto
krzywdził koty w Owocowym Lesie, ale pałała do tego kogoś ogromną
nienawiścią.
– N... n-nie pozwolę na kolejne s-skrzyw-wdzenie ciebie... – wyjąkała – u-uciekniemy r-r-az... razem...
Wtulała
się w jego futro. To wszystko było jej winą. Była nieuważna i
doprowadziła go do takiego stanu. Nie chroniła go. Pozwoliła na to.
Z jej pyska wydał się zdławiony krzyk o pomoc. Gorączkowo wycierała łzy. To koniec, jeżeli dopuści do odejścia kocura.
Oderwała oczy od rany niebieskiego i ujrzała zjeżoną wojowniczkę.
– Co się mu stało?! – krzyknęła kotka.
– P-Proszę, w-wezwij B-Błysk.
Czuła
na sobie podejrzliwy i pogardliwy wzrok liliowej. Bardzo przytłaczał
dawną pieszczoszkę. Wiedziała, że żywi niechęć w stosunku do niej.
– F-Fretko, b-błagam... z-zrób to dla mnie i d-dla niego.
Kotka mimo chwilowego namysłu kiwnęła głową i pobiegła w stronę legowiska burej.
Żółtooka
owinęła ogon wokół rany niebieskiego. Nie miała na nic sił. Była
beznadziejna. Szykowała się na wygnanie i degradacje. Najgorsza medyczka
Owocowego Lasu w dziejach. Rozpacz uderzała w nią z każdej strony.
Wkrótce
nad Plusk stanęła masa kotów. Wszyscy wlepili swoje oczy w nią.
Wiedziała, że jej nienawidzą. Słyszała krzyki, słyszała ich przerażenie.
– P-Plusk! – syknął bury kocur. – Dlaczego go do cholery skrzywdziłaś?!
Wiatr.
Nie widziała go jeszcze w takim stanie. Jego źrenice były mniejsze od
najcieńszych gałązek, a sierść przypominała kolce jeża.
– Nic m-mu nie zrobiłam, j-ja z-znalazłam go w-w takim s-stanie – rozpaczała. – Błagam, u-uwierz mi.
Widzieli w niej morderczynię. Poznali ją jako miłą i słodką kotkę, obecnie myślą o niej z przerażeniem i pogardą.
Masz brudny od krwi pysk i łapy! – wrzasnął czarny kocur, wychodząc z tłumu.
Jej koszmar się spełniał. Było coraz gorzej. Wszyscy byli przeciwko niej.
– P-Pomóżcie mi g-go przenieść. On żyje! – błagała tłum. – Proszę was!
Szylkretowa
kotka stojąca obok Wiatru podbiegła do rudej. Starała się podnieść
rannego, lecz nie było to łatwe. Udało się dopiero wtedy, kiedy pomogła
im Zięba i Zimoziół.
***
Na legowisku, zrobionym z liści i
gałęzi leżał niebieski. Miał brzuch owinięty pajęczynami. Ruda płakała
bez ustanku. Nie mogła wybaczyć sobie tego, co się stało. Bez przerwy
siebie obwiniała, tworząc błędne koło.
Parę łez skapnęło na
nieprzytomnego kocura. Wokół niej natomiast działa się burza — koty
syczały, krzyczały, szeptały między sobą o sprawcy zdarzenia.
– Plusk, w-więc jak to się stało? – spytała Błysk, starająca się okiełznać emocję. – Zrobiłaś mu coś?!
– Błysk... m-myślę, że wszyscy wiecie, że g-go k-k... – głos Plusk zaczął drżeć. Smutek rozrywał jej gardło i serce – ...k-kocham i nic bym m-mu nie zrobiła.
– D-Dlaczego więc masz brudne łapy? J-Jak go znalazłaś?
Bura wyglądała na równie przerażoną i zestresowaną, co żółtooka.
– Leżał n-na terenie, na którym wojownicy polują – przełknęła ślinę z bólem. – P-Próbowałam opatrzeć mu ranę.
Liderka przytaknęła.
Ruda
miała ochotę zniknąć. Zapaść się pod ziemię. Zacząć życie od nowa, nie
przychodząc do Owocowego Lasu. W tym momencie srogo tego żałowała.
Wspominała momenty, kiedy przyszła tutaj i szkoliła się u czekoladowego
wojownika. Ścieżka medyka zrujnowała wszystko. Nie nauczyła się walczyć i
bronić bliskich. Gdyby tylko mogła cofnąć czas. Miała ochotę krzyczeć i
wygonić wszystkie te koty z jej legowiska. Czuła się osaczona.
– Plusk – odezwał się inny niż wcześniej głos.
Medyczka podniosła głowę. Jej oczom ukazała się niebieskooka szylkretowa kotka.
– J-Ja
wiem, że jest ci ciężko... – ciągnęła – obserwuje to od dłuższego czasu
i jest mi przykro. Jeżeli potrzebujesz rozmowy, przyjdź do mnie. Nie
odbierz tego jako narzucanie się – dodała.
Doznała szoku.
Przed
chwilą sądziła, że każdy jej nienawidzi. A teraz przyszedł kot, który
przejmuje się jej istnieniem? Nie wiedziała, czy jest zdolna mu zaufać.
Plusk wysłała Ważce długie, błagalne spojrzenie.
***
Wycieńczenie
i ból. Te słowa najbardziej opisywały stan kotki. Co chwilę płakała,
stercząc bez przerwy nad poszkodowanym. Jedyne, co było światełkiem w
tunelu, było to, że kocur się obudził. Jednak dalej leżał, nie wstawał.
Miał na pysku okropną, szpecącą ranę.
Plusk wyszła z legowiska.
Wyczerpana. Całą noc spędzała nad opieką, z króciutkimi przerwami. Stan
partnera nie pozwalał jej na zaśnięcie. Szła po kolejne pajęczyny —
tamte skończyły się w nocy. Opuściła obozowisko będąc nieprzytomna.
Widok dwoił się i troił. Słyszała za sobą kroki — tak się jej
przynajmniej zdawało. Nie była pewna, czy naprawdę ktoś za nią idzie,
czy to owoc zmęczenia. Nie wiedziała, póki się nie odwróciła — biegł za nią bury kocur.
– Plusk! – zawołał, podbiegając do jej barku.
– C-Co się dzieje, Wietrze? – odparła zdziwiona.
– Potrzebuję ziół – kaszlnął. – Pewnie już wiesz, co mi dolega.
– Kaszlesz, n-niedobrze. Zaczekałbyś? Szukam pajęczyn dla B-Bzu.
– Mogę ci pomóc – zaoferował.– Wiem, że praca medyka jest trudna.
– B-Byłoby miło z twojej strony.
Kocur
skinął głową i potruchtał naprzód. Szli w nieco niezręcznej ciszy. Ta
bariera przełamała się ze wkroczeniem kotów w teren, obrośnięty
wysokimi, ciemnozielonymi krzewami. Kapała z nich rosa.
– Plusk, muszę ci coś powiedzieć – rzucił bury, przerywając obserwację.
– Czy moglibyśmy najpierw znaleźć te pajęczyny? To ważne, a porozmawiamy w legowisku.
Była zniecierpliwiona. Kocur wcale nie szukał pajęczyn. Chodził, patrząc na swoje łapy.
– Nie. Musimy porozmawiać tutaj.
Za dobrze znała te zaprzeczenia. Nie lubiła ich.
– W-Wietrze, p-
– Nie przerywaj – sapnął niechętnie.
Zielonooki przysunął się do jej boku. Sprawiał wrażenie napiętego. To wywoływało niepokój u rudej.
– Wiesz pewnie, że to nie lisy stoją za próbą morderstwa twojego partnera, racja? – spytał, unosząc brew i wzrok na kotkę.
– T-Tak, ma na pysku zadrapanie zrobione przez k-kocie pazury...
Czuła się coraz bardziej niepewnie. Nie chciała o tym rozmawiać.
– Znam sprawcę.
Serce Plusk zaczęło bić o wiele szybciej. Sprawcę, czyli tego, kto zranił niebieskiego. Znał tego drania.
– K-Kto to?! – zawołała w panice.
– Ktoś, kogo znasz bardzo dobrze – powiedział, podchodząc jeszcze bliżej rudej.
Sierść jeżyła się jej na myśl o sprawcy tego zdarzenia. W stosunku do niego nie miała już żadnego ciepła. Psuł jej życie.
– Ja – syknął jej prosto do ucha.
Jej
sierść się zjeżyła, źrenice zmniejszyły. Jak mogła przyprowadzić tu
tego mordercę?! Zdrajca. Nie sądziła, że to wszystko się tak potoczy.
– MORDERCO! – krzyknęła.
– Zamknij się! – wrzasnął. – Bo ktoś usłyszy te krzyki!
Wystawiła pazury. Była gotowa zabić tego głupka. Zniknęła kochająca każdego Plusk.
– Nienawidzę cię! – wykrzyknęła, stając pod gardłem kocura.
–
Ciszej tam, łajno! – syknął przez zęby, ściskając rudą pazurami za
pysk. – Mam dla ciebie umowę — zabiję tego twojego kocurka, chyba że
zdecydujesz się na kocięta ze mną. To jak?
Pragnęła
wymazać go ze swojego życia. Żałowała wszystkiego. Wpadła w pazury
oprawcy. Paskudne, które były gotowe zrobić wszystko przeciwko niej.
Nienawiść.
– Gadaj! – rozkazał.
– K... k... k-k-kocięta... – wydusiła z siebie.
Kot, który zniszczył jej życie, miał mieć z nią kocięta. Nie mogła sobie tego wyobrazić. Szantaż.
– Wiedziałem. Może się jeszcze na coś przydasz – stwierdził, stając nad kotką.
Wyleczeni: Janowiec, Wiatr, Ćma, Jabłko, Falująca Tafla, Wrzosowa Rzeka
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz