Kminek zaniedbała swoje nocne spacery w ciągu ostatnich paru nocy; zauważyła, że śpiąc nie czuje głodu, więc starała się to robić jak najczęściej, by oszczędzić trochę jedzenia dla siostry i matki; w końcu siostra nie mogła głodować, a do opieki nad nimi potrzebowali matki, inaczej byłoby gorzej. W końcu niewiele jeszcze potrafili, mimo starań i przechwałek Fiołka. Póki nikt nic nie mówił na temat jej uników zamierzała tak robić.
Dzisiaj jednak nie mogła spać i nie budząc nikogo, wymknęła się z ich rodzinnego powalonego drzewa. Gdy odeszła kilka kroków zatrzymała się i otrzepała, by przemyśleć co ze sobą zrobić tego późnego wieczoru (czy też nocy, zależy dla kogo). Przypomniała sobie ostatnią wycieczkę z siostrami w czasie której poznawały zapachy klanów. Na wspomnienie swojego zachowania tamtego południa opuściła uszy z zażenowaniem i ruszyła w stronę jednej z ich granic, by jeszcze sprawdzić, czy dobrze zapamiętała co rozróżnia które koty. Wybrała Owocowy Las, bo był nieco dalej a ona nie sądziła, że szybko zachce jej się spać. Nie chciała w końcu zawieść Bylicy w naukach; z tyłu głowy dzwonił jej alarm na samą myśl o zawiedzeniu matki, szczególnie gdy osłabiona siostra była pod jej opieką. Nawet rozmowy zapewniające że tak nie będzie niewiele jej dawały gdy pogrążała się w swoich niepokojach. A te nawiedzały ją często od wyjawienia co stało się z jej biologiczną matką i Kminek czasami miała nadzieję, że to się nie wydarzyło i tylko przyśniło; ale Fiołek przypominał jej to swoim chłodniejszym niż wcześniej zachowaniem. Tak więc, nie mogła ryzykować Bylicy zmieniającej stosunek do niej. Jeśli kiedykolwiek zostałaby bez rodziny musi potrafić sobie radzić. Przetrwać sama i ewentualnie pomóc siostrze, jeśli ta zostałaby pociągnięta na dno razem z nią, nie daj kamieniu.
Zbliżała się do granicy terenów, gdzie poruszały się te nieznane koty, wyczuwała już zapach z niej. Kminek starała się być cicho, na wszelki wypadek, gdyby miała spotkać innego kota; ale nie było żadnych szmerów, poza momentami w których przypadkiem poruszyła kolorowymi liśćmi albo nadepnęła na gałązkę. Nawet wiatr zdawał się spać. I pewnie dzięki temu usłyszała szelest pod jednym z drzew trochę na przodzie, między lekko wystającymi z ziemi korzeniami. Zatrzymała się i skupiła tam spojrzenie. Widziała cień jakiegoś małego stworzenia i cokolwiek to było, zamierzała skorzystać z okazji na trening i na, być może, większy posiłek. Polowanie ćwiczyła nocami, wtedy, gdy jeszcze miała do tego siłę; niekoniecznie jej to wychodziło bez przewodnika, a z matką jeszcze nie doszli do tego etapu, jednak wiedziała, że na pewno musi być cicho. To była ta część której mogła się domyślić. Zaczęła się więc skradać, a cień nie reagował. Zbliżyła się dostatecznie blisko by widzieć co to jest. Ptak. Mniejszy niż te które przynosiła karmicielka, ale bardzo podobny; cienkie, szare pióra, w niektórych miejscach wciąż były jednak białawe zalążki; a więc młode. Nieświadomy jej obecności podlot. Bezbronny, pozostawiony przez rodziców do usamodzielnienia się, gdy oni będą od czasu do czasu go odwiedzać. Jej ogon zadrgał. A gołąb nawet się nie ruszył, gdy stanęła na jednym z korzeni obok, patrząc na niego jednym okiem, bardzo, bardzo blisko. Skoczyła, gryząc i dopiero wtedy ptak wydał przerażający pisk, pewnie mający zaalarmować czuwających niedaleko rodziców. Zaskoczona puściła go, a ten odskoczył kawałek, trochę jak te żywe myszy które czasami widywała, i zatrzymał się. Głupi – pomyślała i zbliżyła się kolejny raz, tym razem przygotowana i wbiła mu zęby w szyję jak najmocniej potrafiła, łapami go przetrzymując. Czuła jak ruszają się jego mięśnie, gdy otwierał dziób. Pociągnęła w swoją stronę, a ptak próbował się wyszarpać jakby podskakując i machając. Puściła i ugryzła go w irytujące ją skrzydło, ignorując biały puch przyklejający się do pyska. Poczuła krew wypływającą z jego boku. Coś w nim chrupnęło. To po skrzydle. Wbiła się znowu w głowę. Gołąb chwilę się szarpał i więcej nie wydał żadnego dźwięku.
Kminek chwilę rozważała zabranie go do domu i pokazanie rodzinie; ale nie uważała to za sprawiedliwe upolowanie, dodatkowo była głodna i zanim wszyscy by się obudzili, trochę by minęło. Zostało tylko napełnić nim żołądek.
Puściła więc sztywnego ptaka, wcześniej upewniając się że nawet jeśli żyje, to daleko nie ucieknie, dodatkowymi ugryzieniami i wyprostowała się, żeby poprawić pozycję i wypluć puch. Oblizała pysk. Teraz tylko, jak to się je? Nie miała ochoty na dużą ilość piór w pysku, nie lubiła ich łaskoczącej tekstury, a dziś i tak się ich wystarczająco natykała. Zazwyczaj najpierw pozwalała dobrać się do ofiar reszcie, żeby tego uniknąć. Lub wybierała mniej… latające zwierzęta.
Spróbowała złapać pióra i pociągnąć, i teoretycznie się udało, bo została z nimi w pysku. Tylko w większej ilości niż się spodziewała. Automatycznie zaczęła nimi pluć na wszystkie strony, agresywnie machając ogonem. Z góry usłyszała rozbawione parsknięcie. Czas zwolnił. Zastygła w bezruchu. Nie powinno tu nikogo być. Wszyscy o tej porze w domu śpią, poza domem też tak powinno być. Dyskretnie otworzyła pyszczek, chcąc powąchać powietrze, ale czuła jedynie krew gołębia. Chociaż… Tak, faktycznie czuła teraz kota. Najeżyła się, podkulając pod siebie napuszony ogon i powoli popatrzyła w górę. Chwilę jej to zajęło, ale wśród gałęzi dostrzegła futro. Dziwne futro, bo nie proste jak jej; rude i kręcone. Zmarszczyła brwi, co to za stwór? Czy to na pewno kot? Pachnie kotem, ale nie widziała żeby ktoś miał taką sierść; z innych cech niż jej własnych, znała tylko wykrzywione do tyłu uszy dwójki rodzeństwa. W każdym razie, dla bezpieczeństwa wolała się cofnąć. Nawet jeśli to kot, który już ją widział, to chyba za bardzo się bała żeby do niego zagadać, a tym bardziej wejść w walkę. Na pewno kociak nie dałby rady dorosłemu kocurowi. Bo wydawało się jej że to kocur, po zapachu i po policzkach które udało jej się dostrzec w mroku. Zrobiła jeszcze dwa kroki do tyłu, nie przerywając kontaktu wzrokowego z rudzielcem, gdy przypomniała sobie, czemu właściwie w pierwszym miejscu tam stała; gołąb. Jej posiłek. Na stos kamieni. Przypadkiem spuściła oczy na gołębia, zaraz uświadamiając sobie swój błąd i wracając nimi do gałęzi, która… była już pusta. Kot był w połowie schodzenia po pniu i kotka przechyliła się w bok, jeszcze nie do końca pewna czy chce zrobić skok po ptaka, czy już uciekać. Nie ufała jego podejrzanie neutralnej postawie.
<Perkoz?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz