yes bardzo dawno temu po zaatakowaniu Żara
Myślała, że dojdzie do obozu i umrze. Po prostu wyzionie ducha przy jej bracie, łamiąc mu serce, ale przynajmniej po raz ostatni się żegnając. Jej ciało spocznie w obozie wroga, trafi gdziekolwiek po śmierci i będzie… Spokój? Inni sobie odpoczną od jej istnienia, Rudzik odetnie się od tego rudego idioty, jeżeli się wyrwie z tej dziury to powie tacie o tym, że umarła od ran i po prostu zdechła. Skończy się to dla niej dobrze, po prostu przestanie stąpać po tej ziemi.
Ale tak się nie stało, a kiedy w końcu się wybudziła, dalej czuła smród Burzaków.
Nie była w Klanie Gwiazdy bądź nawet własnym legowisku, by to wszystko mogło okazać się snem, okropnym koszmarem, który tak jak wszystkie inne będzie ją nawiedzał. Po prostu pewnie to wszystko było przez strach o Rudzika i śmierć mamy. Pójdzie na polowanie, spędzi samotnie popołudnie.
Rany dalej mocno piekły, po bliskim spotkaniu z pazurami rudego kocura. Cała głowa pulsowała jej od bólu, wszędzie czuła opatrunki i wonny zapach ziół. Ledwo co otworzyła oczy. Albo raczej oko, bo drugiego nie było. Wzdrygnęła się na samą myśl, kiedy przypomniała sobie o tym, że w oczodole była pustka i mogła jedynie patrzeć na świat dzięki pozostałej gałce ocznej. Czuła się tak obrzydliwie. Była teraz taka szkaradna. Była tylko nic nieznaczącym kłębkiem kłaków, posklejanym od krwi, która całe szczęście została zatamowana. W niektórych miejscach na ciele nie było nawet sierści. Czy w ogóle przypominała kota?
Obok nie było Rudzika. Zniknął. Nigdzie go nie było. Jak to? Gdzie on się podział, kiedy go potrzebowała? Co się z nim stało? Była tak zaskoczona. Ktoś mu musiał pewnie coś zrobić, a tak tego nie chciała. Właśnie dlatego zaatakowała tego kocura. Zawiodła go po raz kolejny, czy to on ją opuścił? Uznał, że nie ma jej już co ratować? Gdyby nie była w mocnym szoku, po chwili z jej pyska zaczęłyby skapywać łzy. Zostawił ją w tym piekle całkowicie samą. Wśród oprawców, a ona tak się starała. Dowiedział się pewnie o tym co zrobiła i uciekł jak najdalej od niej, od potwora jakim się stała. Przyrzekła sobie, że nikogo nie będzie chciała zabić i co? Zrobiłaby to bez wyrzutów sumienia. Zadecydował, by pozbyć się jej raz na zawsze, porzucając ją Burzakom, by mogli ją zamordować publicznie? Wydawał się być przejęty jej stanem, ale wtedy jeszcze nie wiedział co zrobiła a ten kot pewnie wrócił i Rudzik zdał sobie sprawę, jaka jest okropna.
Niemrawo próbowała się rozejrzeć po miejscu w którym była, kiedy nagle poczuła jak ktoś ją chwyta za kark. Pisnęła przerażona, słysząc jakieś głosy nad nią. Ktoś targał nią jak bezwładnym ciałem, w jej futro wpadał żwir i piasek, wystające kamienie nieprzyjemnie wrzynały się w skórę, w niektórych miejscach powodując cieknięcie małej strużki krwi. To wszystko działo się tak szybko. Skuliła się i próbowała zaprzeć się tylnymi łapami, przednimi drapiąc bezwładnie podłoże. Jednak ten ktoś był nieustępliwy.
Aż w końcu zrzucił ją do dziury, a przez upadek stęknęła głucho. Próbowała wstać, ale Burzaki już się do niej zbliżali. Z paniką próbowała odskoczyć do tyłu, gdzie napotkała ścianę. Ze strachem w oczach wpatrywała się w koty. Nie chciała tutaj być, chciała wrócić do Klanu Nocy, ale ci uważali pewnie że musi zapłacić za zranienie wojownika. Teraz tak bardzo żałowała tego wszystkiego. Z jej gardła wydobył się nędzny szloch, kiedy oni byli jeszcze bliżej niej. Bliżej. I bliżej. Widok zaczął się rozmazywać. Ilu ich tam było? Już ledwo co widziała, nerwowo drgając na całym ciele.
Rozległ się trzask wykręcanej i łamanej łapy. Wrzask bólu rozlał się po okolicy, rozdzierając powietrze. Zanim nawet odetchnęła, poczuła znowu czyiś dotyk na drugiej kończynie.
Znowu trzask i teraz jej krzyk załamał się w połowie, kiedy już nie potrafiła wrzeszczeć z powodu cierpienia.
Upadła bezwładnie na podłoże. Jej łapy nienaturalnie powykręcane zaczęły rozlewać ból na całe ciało, powodując nerwowe drgawki i dalsze łzawienie. Jakikolwiek najmniejszy ruch którąś z kończyn powodowały, że cierpiała jeszcze bardziej. Niewyraźnie próbowała popatrzeć przed siebie, jednak ból zbyt ją sparaliżował i zmusił do zamknięcia powiek.
Ale tak się nie stało, a kiedy w końcu się wybudziła, dalej czuła smród Burzaków.
Nie była w Klanie Gwiazdy bądź nawet własnym legowisku, by to wszystko mogło okazać się snem, okropnym koszmarem, który tak jak wszystkie inne będzie ją nawiedzał. Po prostu pewnie to wszystko było przez strach o Rudzika i śmierć mamy. Pójdzie na polowanie, spędzi samotnie popołudnie.
Rany dalej mocno piekły, po bliskim spotkaniu z pazurami rudego kocura. Cała głowa pulsowała jej od bólu, wszędzie czuła opatrunki i wonny zapach ziół. Ledwo co otworzyła oczy. Albo raczej oko, bo drugiego nie było. Wzdrygnęła się na samą myśl, kiedy przypomniała sobie o tym, że w oczodole była pustka i mogła jedynie patrzeć na świat dzięki pozostałej gałce ocznej. Czuła się tak obrzydliwie. Była teraz taka szkaradna. Była tylko nic nieznaczącym kłębkiem kłaków, posklejanym od krwi, która całe szczęście została zatamowana. W niektórych miejscach na ciele nie było nawet sierści. Czy w ogóle przypominała kota?
Obok nie było Rudzika. Zniknął. Nigdzie go nie było. Jak to? Gdzie on się podział, kiedy go potrzebowała? Co się z nim stało? Była tak zaskoczona. Ktoś mu musiał pewnie coś zrobić, a tak tego nie chciała. Właśnie dlatego zaatakowała tego kocura. Zawiodła go po raz kolejny, czy to on ją opuścił? Uznał, że nie ma jej już co ratować? Gdyby nie była w mocnym szoku, po chwili z jej pyska zaczęłyby skapywać łzy. Zostawił ją w tym piekle całkowicie samą. Wśród oprawców, a ona tak się starała. Dowiedział się pewnie o tym co zrobiła i uciekł jak najdalej od niej, od potwora jakim się stała. Przyrzekła sobie, że nikogo nie będzie chciała zabić i co? Zrobiłaby to bez wyrzutów sumienia. Zadecydował, by pozbyć się jej raz na zawsze, porzucając ją Burzakom, by mogli ją zamordować publicznie? Wydawał się być przejęty jej stanem, ale wtedy jeszcze nie wiedział co zrobiła a ten kot pewnie wrócił i Rudzik zdał sobie sprawę, jaka jest okropna.
Niemrawo próbowała się rozejrzeć po miejscu w którym była, kiedy nagle poczuła jak ktoś ją chwyta za kark. Pisnęła przerażona, słysząc jakieś głosy nad nią. Ktoś targał nią jak bezwładnym ciałem, w jej futro wpadał żwir i piasek, wystające kamienie nieprzyjemnie wrzynały się w skórę, w niektórych miejscach powodując cieknięcie małej strużki krwi. To wszystko działo się tak szybko. Skuliła się i próbowała zaprzeć się tylnymi łapami, przednimi drapiąc bezwładnie podłoże. Jednak ten ktoś był nieustępliwy.
Aż w końcu zrzucił ją do dziury, a przez upadek stęknęła głucho. Próbowała wstać, ale Burzaki już się do niej zbliżali. Z paniką próbowała odskoczyć do tyłu, gdzie napotkała ścianę. Ze strachem w oczach wpatrywała się w koty. Nie chciała tutaj być, chciała wrócić do Klanu Nocy, ale ci uważali pewnie że musi zapłacić za zranienie wojownika. Teraz tak bardzo żałowała tego wszystkiego. Z jej gardła wydobył się nędzny szloch, kiedy oni byli jeszcze bliżej niej. Bliżej. I bliżej. Widok zaczął się rozmazywać. Ilu ich tam było? Już ledwo co widziała, nerwowo drgając na całym ciele.
Rozległ się trzask wykręcanej i łamanej łapy. Wrzask bólu rozlał się po okolicy, rozdzierając powietrze. Zanim nawet odetchnęła, poczuła znowu czyiś dotyk na drugiej kończynie.
Znowu trzask i teraz jej krzyk załamał się w połowie, kiedy już nie potrafiła wrzeszczeć z powodu cierpienia.
Upadła bezwładnie na podłoże. Jej łapy nienaturalnie powykręcane zaczęły rozlewać ból na całe ciało, powodując nerwowe drgawki i dalsze łzawienie. Jakikolwiek najmniejszy ruch którąś z kończyn powodowały, że cierpiała jeszcze bardziej. Niewyraźnie próbowała popatrzeć przed siebie, jednak ból zbyt ją sparaliżował i zmusił do zamknięcia powiek.
***
Kolejny dzień, kiedy złudnie marzyła o tym, że to wszystko okaże się koszmarem. Nie wiedziała co zawsze wytrącało ją z takiego półsnu, smród królikożerców czy okropny ból na całym ciele. Nie potrafiła złagodzić cierpienia, rany dalej szczypały przypominając o walce nad rzeką, a przednie łapy bezwładnie leżały na podłożu, z każdym najmniejszym drgnięciem powodując spazmy bólu. Łkała z bezsilności, skulona w dole, słysząc nad sobą te wszystkie koty, które miały gdzieś to co się jej działo, bo była tylko wrogiem.
Tak bardzo przypominało to jej przeszłość. Kiedy straciła wszystko i bezpodstawnie oskarżano ją o śmierć dziadka. Ten szyderczy wzrok Łasicy, który utwierdzał ją w przekonaniu, że była niczym. Po tym wszystkim tak się starała odzyskać dawną odwagę, chęci do życia. I kiedy już prawie dopięła swego, trafiła tutaj, jakby los chciał już na zawsze zostawić ją w jej własnych lękach.
Do jej uszu dotarł odgłos kroków niepokojąco blisko dziury. Nie chciała patrzeć w górę. Była na to zbyt wycieńczona, więc ledwo co uchyliła powiekę ze strachu. Bała się jakiegokolwiek kota, który mógłby tu przyjść, by zadać jej kolejne rany, złamać lub wydrapać cokolwiek mu się przyśniło. Delikatnie skuliła się w mały kłębek. Brzuch domagał się jakiegokolwiek posiłku czy nawet wody, której nie dostała tak dużo przez te… Ile dni minęło? Spłaszczyła uszy, chcąc odpędzić od siebie uczucie, że ktoś tu może iść ją zranić.
Biała sylwetka nagle pojawiła się w wejściu, trzymając w pysku niewielką mysz. Jej wzrok spoczął na śnieżnym futrze. Na chwilę ogłupiała. Co on tu robił? Nie wiedziała o co mu chodziło, ale z pewnością o nic dobrego. Przełknęła ślinę. Tak cholernie się bała jakiegokolwiek kontaktu z liderem.
- Witaj, Oczko - mruknął biały, kładąc na ziemi mysz, którą zaraz przycisnął łapą. Na jej widok przypomniała sobie o tym skręcającym bólu brzucha. Na Klan Gwiazd, co ona by dała by cokolwiek zjeść. - Dobrze ci się spało?
Spojrzała zaskoczona na kocura. Odsunęła się jeszcze bardziej do tyłu. Na chwilę otworzyła pysk, jednak nic nie powiedziała.
Co?
Jak on ją nazwał?
Nie była żadnym Oczkiem. Żadnym durnym Oczkiem. Miała własne imię i na pewno nie brzmiało ono tak idiotycznie. Poczuła ukłucie w sercu. No jasne, przecież straciła oko. O to mu mogło chodzić? To było takie… Głupie. I to jego dziwne zachowanie. A Zając nie był zbyt usatysfakcjonowany jej nieśmiałością. Co sobie myślał, że będzie mu wszystko wyśpiewywać? Strach przejął całe jej ciało.
- Nie jesteś koniecznie rozmowna, co? Nie szkodzi, i na to się znajdą sposoby. Może to rozwiąże ci język? - odkrył łapą piszczkę. - Możesz ją wziąć, jeśli powiesz, dlaczego zaatakowałaś mojego wojownika. Klan Nocy chce kolejnej wojny? Czy jest tak niekompetentny że nie potrafi kontrolować swoich wojowników?
- T-to b-była sprawa p-prywatna...- pisnęła cicho, patrząc na każdy ruch białego. Co innego miała mu powiedzieć?- N-nie chcemy w-wojny…
- Oczywiście, sprawa prywatna... usiłowanie zabicia mnie podczas jednego ze zgromadzeń też było sprawą prywatną? - fuknął, kładąc po sobie uszy. Mówił o tym pomyśle Pędzącego Wiatra i Bażanciego Futra? Przecież nie mieli ze sobą nic wspólnego! - Cóż. Co teraz planujesz zrobić?
- A-a co m-miałabym p-planować? P-przecież p-połamaliście m-mi łapy...- wyjąkała zaskoczona, podnosząc brwi. Lider Burzaków był bardzo dziwny. Miała mu kicać przed nosem? Miała sprawne tylko tylne łapy przecież. Niczym ten idiota… Aż nie chciała o nim myśleć, ani o tym jak głupio postąpiła i teraz tego żałowała.
- Twoi pobratymcy mieli ciekawe pomysły, nawet z połamanymi łapami - prychnął. - Ale widzę, że twoja akcja nie była ani trochę przemyślana. Co by pomyśleli sobie po tym twoi Klanowicze? Wlaściwie to masz szczęście, że nie wrócisz już nigdy do "domu".
- C-co?!- z jej oka zaczęły zaczęły spływać łzy. Jak to? Chciał ją tutaj przetrzymywać? Miała umrzeć a nie sterczeć w tej dziurze! A jeżeli nie ma ochoty jej zabijać, to czemu jej stąd nie wyciągnie? Na nic się nie przydawała.- P-proszę, w-wypuść mnie, p-proszę…
- Nie ma po co. Klan Nocy myśli, że jesteś martwa. Zadbałam, żeby sam Rudzikowy Śpiew im to przekazał
- Rudzik?!- pisnęła cicho. Co on wygadywał?!- O-on n-na p-pewno n-nie... O-on... Cz-czemu t-to z-zrobiłeś?...
- Próbowałaś zabić jednego z moich wojowników, osłabiając mój klan. Równie dobrze ja bym mogła spytać, czemu to zrobiłaś
- N-nie chciałam z-zabić, t-to n-nie tak…- wydukała, ale po chwili się zastanowiła. To go nawet nie przekona.- N-nie chciałam g-go z-zabić, n-nie p-potrafiłabym, j-ja n-nie umiem d-dobrze walczyć... N-naprawdę…
- Nie potrafiłabyś, a jednak leży z połamanymi nogami i wyrwanym uchem? Komu chcesz sprzedać taką historyjkę wartą mysie łajno? Myślisz, że się na to nabiorę, Oczko?
- J-ja naprawdę...- wymamrotała, czując kolejne łzy na policzkach. I jeszcze to durne imię, mógłby jej dać spokój.- J-ja n-nie chciałam ż-żeby tak się stało, o-on b-był agresywny, b-broniłam się... O-odpowiedziałam ci n-na p-pytanie- popatrzyła się na piszczkę.
- "Sprawa prywatna" to nie odpowiedź na moje pytanie - syknął, kładąc po sobie uszy. Patrzył zdegustowany na chlipiącą kotkę, aż w końcu wzruszył ramionami. Zmieszana zerknęła na niego. Huh?- Ale skoro aż tak ci burczy w brzuchu... - mruknął, po czym nadepnął na piszczkę, mieszając jej futerko z piaskiem dziury, w jakiej się znajdowała, po czym rzucił jej niedbale na pysk. Wzdrygnęła się czując ciało na mordce. - Smacznego. Jaka odpowiedź, taki posiłek - prychnął, wywijając nerwowo ogonem.
Sięgnęła niepewnie bo piszczkę.
- Dz-dziękuję?- pisnęła ze strachem. Co miała więcej powiedzieć?
Kocur tylko prychnął i widocznie wściekły wyszedł z dziury.
Po raz kolejny wyrzuciła sobie, że jest idiotką.
Co ona odwaliła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz