*odpis 2*
- Widzisz? Mówiłam, że jest najfajowszy - Iskra uśmiechnęła się szeroko, patrząc na swojego ucznia, idącego tuż obok niej. Wracali właśnie z lekcji Kodeksu Wojownika i czekoladowa była dumna z czarno-białego - zapamiętał więcej zasad, niż jej kiedykolwiek się to udało! Co prawda skupił się dopiero gdy Sokół zagroził, że przyszpili młodszego brata patykiem do ziemi i zatka mu pysk następnym, tym leżącym obok (swoją drogą, kotka zupełnie nie rozumiała dlaczego tygrysi był taki nerwowy. Może nie widział się dawno z Szyszką, albo nie udało mu się polowanie?), ale czekoladowa i tak uważała to za wystarczający powód, żeby pochwalić swojego ucznia i oświadczyć, że niedługo pewnie znów zajrzą do Sokoła, tak żeby utrwalić sobie Kodeks (i szczerze mówiąc, nie wiem, które z nich bardziej tego potrzebowało - mentorka czy uczeń).
Swoje groźby oczywiście ochoczo spełnili, nachodząc pręgusa już następnego wschodu słońca, argumentując to faktem, że chcą się upewnić, czy dobrze zapamiętali, jaka jest kolejność przydzielania zwierzyny (i było to szczęście w nieszczęściu, bo gdyby kocurek zapamiętał to tak, jak mu rano powiedzieli…).
I nie wiadomo, jak cała historia z odwiedzinami mentora czekoladowej by się skończyła i ile takich niezapowiedzianych wizyt więcej by wytrzymał, na całe szczęście w dosyć krótkim czasie Kogut został mianowany na wojownika. Że oznacza to obecność krzykacza w legowisku wojowników, Sokół miał się przekonać już niebawem, na razie jednak miał chwilę spokoju, zarówno od swojej dawnej uczennicy, jak i głośnego braciszka…
*odpis 1*
Pozornie w jej życiu nie zmieniło się nic i sama kotka tak uważała. Wstawała niedługo po świcie, jakby szkoda jej było każdego uderzenia serca nowego dnia, czasami droczyła się z Nostalgią, która, chociaż była jej jedyną przyjaciółką, zdawała się ostatnio żyć w innym świecie niż jej siostra, wędrowała, starannie omijając wydeptane wcześniej ścieżki, wypatrywała nowych, niezwykłych roślin, które często przynosiła Pszczółce, zamieniając przy okazji parę słów z koteczką, którą razem z Sokołem zaprosili do legowiska wojowników tamtego wschodu słońca, a którą ich lider mianował na uczennicę medyka. Czasami, gdy znalazła jakiś wyjątkowo ładny kwiat, jej myśli wędrowały do pewnego czekoladowego ucznia i kotka mimowolnie się uśmiechała. Chciała znowu go spotkać, ale coś ją powstrzymywało. Wiedziała, że wchodzenie na teren innego klanu jest ryzykowne i nie chciała, żeby Jeżyk miał przez nią problemy.
No właśnie. Iskra martwiła się konsekwencjami swoich czynów, które mogłyby spotkać bliskie jej koty. Oto co się zmieniło. Nawet tego nie dostrzegła, ale coraz częściej zanim coś zrobiła, towarzyszyła jej refleksja na temat możliwych złych skutków jej działań. W ogóle rozmyślała dużo więcej niż wcześniej. Gdyby ktoś z obozu podążył jej tropem, niezawodnie odnalazłby kocicę siedzącą w jakimś ustronnym miejscu, na przykład czubku najwyższego drzewa w okolicy, zatopioną we własnych rozmyślaniach.
Życie klanowe wciąż zdawało się toczyć gdzieś z dala od niej, tym razem jednak nie przez jej ignorancję i całkowite odrealnienie, ale świadome izolowanie się od współbratymców. Lubiła spędzać czas z najbliższymi i wciąż była uśmiechnięta i serdeczna, ale czasami po prostu chciała pobyć sama.
Tak było i tym razem. Nie wiedziała, co kazało jej się zatrzymać i zacząć nasłuchiwać, dopóki ich nie zobaczyła. Czarne sylwetki wydawały się przypadkowo rozrzucone po niebie, ale po chwili w ich ruchach dostrzegało się niezwykłą harmonię. Ptaki zdawały się być jednym organizmem, z niepojętą dla niej logiką kształtującym swoje wielokształtne ciało. Usiadła, nie odrywając wzroku od niezwykłego spektaklu rozgrywającego się przed jej ślepiami. Gdy wiatr, ten sam, który już niedługo miał zebrać liście z pobliskich drzew, musnął jej futro, serce kocicy chciało wyrwać się z piersi, by polecieć razem ze stadem, w nowe, dalekie krainy. Tęskniła za wolnością, absolutnym nieskrępowaniem nie tylko myśli, ale i ciała. Każda cząstka jej ciała pragnęła wyruszyć. Wstać i gonić za ptakami, nie oglądając się za siebie.
- Chciałabym być ptakiem - szepnęła do siebie, czując się, jakby ktoś wyrwał jej właśnie połowę duszy.
- Och, nie musisz. Niektórzy już są jak ptaki; odlatują, gdy widzą robotę, a potem przyłażą, żeby korzystać z gotowego.
Drgnęła, wyrwana nagle z zamyślenia. Obróciła się i uśmiechnęła, zobaczywszy swojego dawnego mentora. Gestem wskazała, żeby usiadł obok.
- Jak samczyki kosa - zażartowała. - Ich partnerka się stara, znajduje miejsce, budują gniazdo, a oni tylko przylatują na gotowe i nawet pomóc wysiadywać jaj nie chcą.
- Otóż to - przytaknął Sokół. - Tylko w tym wypadku to ja jestem tą nieszczęsną samiczką.
Iskra się zaśmiała.
- Z tego co wiem, to jesteś Sokołem nie kosem. I to na dodatek męskim. Chociaż wiesz, ja tam nie oceniam - puściła mu oczko.
W odpowiedzi kocur tylko pacnął ją po głowie łapą.
-Ej, za co to - jęknęła, otrzepując się. - To co takiego robiła rano nasza pani kosowa?
Pręgus mruknął coś pod nosem, udając urażonego, ale odpowiedział.
- Uszczelniałem dach legowiska. Nie przeszkadzał ci rano zimny deszcz?
- Nie, ani troszkę. - Uśmiechnęła się szeroko. - Nawet nie wiem o czym mówisz.
Sokół jeszcze chwilę narzekał pod nosem, ale w końcu wyczerpali temat i umilkli. Iskra znów zapatrzyła się w niebo, ale ptaków nie było już widać.
- Co to było? - zagadnął czekoladową, podążając za jej wzrokiem.
- Dzikie gęsi - odparła zamyślona. - Czasami im zazdroszczę tych wędrówek. - Spojrzała na niego - Co roku odlatują, poznają nowe miejsca, po czym wracają na parę miesięcy, zakładają rodziny i znów odlatują… - zadumała się, zapatrzona w jasny błękit.
- Otóż to - przytaknął Sokół. - Tylko w tym wypadku to ja jestem tą nieszczęsną samiczką.
Iskra się zaśmiała.
- Z tego co wiem, to jesteś Sokołem nie kosem. I to na dodatek męskim. Chociaż wiesz, ja tam nie oceniam - puściła mu oczko.
W odpowiedzi kocur tylko pacnął ją po głowie łapą.
-Ej, za co to - jęknęła, otrzepując się. - To co takiego robiła rano nasza pani kosowa?
Pręgus mruknął coś pod nosem, udając urażonego, ale odpowiedział.
- Uszczelniałem dach legowiska. Nie przeszkadzał ci rano zimny deszcz?
- Nie, ani troszkę. - Uśmiechnęła się szeroko. - Nawet nie wiem o czym mówisz.
Sokół jeszcze chwilę narzekał pod nosem, ale w końcu wyczerpali temat i umilkli. Iskra znów zapatrzyła się w niebo, ale ptaków nie było już widać.
- Co to było? - zagadnął czekoladową, podążając za jej wzrokiem.
- Dzikie gęsi - odparła zamyślona. - Czasami im zazdroszczę tych wędrówek. - Spojrzała na niego - Co roku odlatują, poznają nowe miejsca, po czym wracają na parę miesięcy, zakładają rodziny i znów odlatują… - zadumała się, zapatrzona w jasny błękit.
<Sokole? Chciałam już zamknąć wątek treningu :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz