Odskoczyła zaskoczona do tyłu. Co robił ten palant! Jego zachowanie z minuty na minutę coraz bardziej ją irytowało.
- Wariacie, uspokój się! Co ty robisz idioto!- wrzasnęła, przecierając nerwowo przecierając łapą oko.- Jeszcze masz czelność tak się szczeniacko zachowywać? Serio zniżasz się tak nisko? I fuj, spadaj- warknęła do Orzecha obrzydzona słowami Rybki. Co on sobie myślał? Nie była w żadnym stopniu zainteresowana idiotycznymi kocurami.
- Ej, może nieco milej? - fuknął niezadowolony Orzech, który zaczął mordować tych dwoje wzrokiem. W tym czasie Wzburzony Potok, ziewnęła znudzona tą szopką.
Rybka nie odpowiedział na jej pytania, machając zdenerwowany ogonem, ponownie kierując swoje kroki dalej w las.
Wymamrotała coś do siebie. Idiota! Podbiegła do Rybki, dając mu plaskacza z tyłu głowy.
- Uciekasz bachorze czy co?
Kocur prychnął, czując uderzenie. Uśmiechnęła się w głębi duszy. Odwrócił się w jej stronę, mordując ją wzrokiem. Orzech z powrotem stanął pomiędzy nimi, by nie doszło do poważniejszych łapoczynów.
- Nie prowokujcie się nawzajem! - starał się opanować towarzystwo, jednak w jego głosie było słychać powoli udzielający się gniew.
- Nie zamierzam z tobą dyskutować. Właśnie udowodniłaś mi jaką jesteś szują - miauknął czekoladowy.
- Ja niby jestem szują?- uniosła już głos wściekła.- To ty jesteś jakimś durnym wariatem! Potrzebujesz jakieś terapii, może ci pomoże pogodzić się ze stratą dziecka i się w końcu ogarniesz!
- Jak śmiesz?! Nie dam się wam naćpać! Nie jestem wariatem! To ty potrzebujesz leczenia! Normalny kot nie leje swojego towarzysza! Jesteś sadystką! A jak jeszcze raz wspomnisz o moim dziecku, to powyrywam ci te kłaki! To nie twój interes, jasne?!
- O nie, biedak...- mruknęła cicho.- Masz rację, Jesionek był za młody, prawda? Tyle życia przed nim było. No już Rybko, możesz płakać, płacz pomaga się uspokoić... A ziółka nie są aż tak złe, jeżeli po nich będziesz w końcu normalny to bierz choćby i codziennie.
Rzeczywiście się rozryczał na te słowa. Położył po sobie uszy, zaciskając mocno pysk. Była usatysfakcjonowana tą reakcją.
- Zamknij się! Słyszysz, zamknij - zaczął się smarkać, dając nogę. Za nim od razu poleciał Orzech, a Wzburzony Potok ze znudzeniem, wolnym krokiem ruszyła za tymi durnymi facetami.
Pobiegła za nimi. On ją obrażał, to ona też będzie. Miała w nosie jego obstawę. Po prostu stali i się niczym nie przejmowali.
- No już, już, spokojnie, nie dziwię ci się... Taki malutki Jesionek, byłby takim dobrym wojownikiem... Niestety taki okrutny los go spotkał.... Bardzo ci współczuję- powiedziała ze słyszalną ironią. Ona też straciła rodzinę i... Też to raniło, ale Rybce się należało.
Miał nadzieję, że ją zgubił, ale ona dalej siedziała mu na ogonie, tak jak jego obstawa. Schował się w jakimś pustym i powalonym pniu drzewa, wyżartym przez korniki, a ona nawet tego nie zauważyła i zdezorientowana rozglądnęła się po okolicy.
- A ja współczuje twojej zasranej, morderczej matce, że nie zabiła cię przy porodzie, a musiała wychowywać! - syknął w jej stronę, dalej mocząc się łzami.
Syknęła wściekła. On śmiał jej matkę wyzywać? Wściekłość zatętniła w niej na nowo. To już nie była chęć dokuczania kocurowi, po prostu nie potrafiła wytrzymać wyzywania jej rodziny.
- Ty... Ty skończony padalcu! Moja matka była o wiele lepsza od twojej, skoro twoja martwa mamusia zgodziła się na stosunek tylko po to by wysrać takie zdradzieckie gówno!
- I nawzajem! Szkoda, że ten kto ci wydrapał oko, nie pozbawił cię i tego drugiego! Wtedy byłoby ci bardziej do twarzy! Może wtedy twoja zdechła matka, by cię bardziej pokochała!
Poczuła coraz większą złość na kocura. Ten obrzydliwy dupek śmiał takie rzeczy wygadywać?! Gdyby nie uciekł jak królik, to dawno by dostał po łbie.
- Zasrańcu rąbany, weź się wypchaj i idź po rozum do swojej pustej głowy! Chowasz się jak mysz w tej kryjówce, może w końcu wyjdź! Skoro uważasz, że brak oczu jest do twarzy to ci chętnie pomogę!- wrzasnęła, drapiąc wściekle kłodę od zewnątrz.
- P-podziękuje! - warknął w jej stronę. Czyli jej gadanie może trochę zadziałało. Opiekunowie nawet nie reagowali, a ona tylko mogła się cieszyć tym, że w końcu miał za swoje. Powoli jednak wymykało jej się to wszystko spod kontroli, czując jak emocje zbyt nad nią panują - Daj mi spokój! Nie wierzę, że jesteś siostrą Rudzika! Tak cię zachwalał, a z ciebie taka sadystyczna wariatka! Jesteś porąbana!
- Nie jestem wariatką!- wrzasnęła, nawet nie próbując uspokoić szalejących myśli, działając w bezładzie.- Boisz się padlino? Wyskakuj, a nie kulisz się i ryczysz w środku! Biedny Jesionek ma takiego tchórzliwego ojca! Już nawet Zajęcza Gwiazda byłby dla niego lepszym tatą.
- Skąd możesz to wiedzieć, co?! Nie znałaś tego psychola! Nie dziwie się, że cała twoja rodzina zdechła. Mieli po prostu ciebie dosyć! Powtórzę raz jeszcze, zostaw mnie. Nie wyjdę stąd, bo wiem, że ci pomogą! Nie wyjdę! Nigdy!
- Jesteś cholernym gnojem i tchórzem do siedmiu boleści! Te dwa gnoje nawet dupą przecież nie ruszą! Idioto, wyjdź i tyle! A jeżeli nie to dobrze, wypchaj się i uznam twoją przegraną. Taka z ciebie boidupa. Kto by się spodziewał, kozaczysz a potem jak bachor idziesz do mamusi! Niestety jej nie masz, jak mi smutno!
- Nie zamierzam się z tobą bić! - uświadomił ją, jeżąc sierść.
- Po prostu wejdź do niego. Wyjdzie szybciej niż te twoje prośby - usłyszała głos Orzecha, który jej doradzał. Syknęła na Orzecha. Niech się nie wtrąca. Jednak mimo tego miał rację. Wysunęła pazury, wbijając w miękkie podłoże.
- Wychodź, albo sama do ciebie wejdę. Raz... Dwa...
Usłyszała przyspieszony oddech Rybki.
- Zostaw mnie! Błagam! Ja nie chcę! Nie wchodź tu! Ani się waż!
Zmrużyła oczy. Czy on próbował ją na litość brać? Powoli wsunęła się do środka, próbując ignorować ciasnotę.
- Co, boisz się? Biedny... - zamruczała cicho, wściekle machając ogonem.- No chodź!
Natychmiastowo wystrzelił tylnym wyjściem na zewnątrz. Była tym bardzo zdziwiona, od tak sobie od niej uciekał? Bał się? Dostał nagle jakiegoś dziwnego pietra.
- Nie uciekaj - rozkazał Orzech, widząc jak wręcz łapy palą go do nawiania. Zjeżył się, próbując wyminąć kocura.
Sama wysunęła się z kłody z westchnięciem ulgi. Sama się nim zajmie a nie jakiś dupek.
- Co Rybeńko, gotowy? Nie bój się, nic złego się nie stanie, racja?- zamruczała. Znowu wysunęła pazury, gotowa skoczyć na tego idiotę.
Zaczął się cofać, uważnie obserwując ruchy kotki. Bardzo satysfakcjonowało ją to. Te przerażone ruchy. Kiedyś sama była ofiarą a teraz?...
- Nie mów tak - syknął do niej. - Wiem dobrze co chcesz zrobić. Nie dam ci się wronia strawo
Z syknięciem skoczyła na kocura. Nie miała z nim szans, ale była wściekła. Nie mogła mu tego popuścić. Przycisnęła kocura do ziemi, od razu dając mu z liścia.
- Wypluj wszystkie te słowa, jasne?- wrzasnęła.
Wyszczerzył do niej kły, kopiąc ją w brzuch, by ją z siebie zrzucić.
- To ty pierwsza wypluj!
Wydała zduszony krzyk, gdy dostała kopniaka. Ten... Ten idiota!
- Nie! Na Klan Gwiazdy, współczuję twoim dzieciom, trzęsąca się larwa a nie ojciec. Nie dziwię się, że Jesionek umarł!
Wrzasnął, wijąc się w jej uścisku.
- To nie moja wina! - załkał. - Ktoś go zamordował. Dał mu tą rybę. Nie zdziwiłbym się, gdybyś to była ty! Twoja matka była mordercą, na pewno i ty masz jakąś krew na łapach! Bo moje cierpienie na pewno! - Naparł wszystkimi czterema łapami na jej ciało, by się od niej uwolnić.
Przewróciła się i padła obok Rybki. Zawarczała cicho. Miała go tak dość! Był tylko irytującym głupkiem, który wszystko psuł.
- Wyszczekaj to!- krzyknęła, wstając chwiejnie na nogi, już całkiem zdezorientowana sytuacją.
Podniósł się szybko na łapy, spluwając jej na pysk.
- Proszę bardzo, wyplułem - po czym dał ponownie nogę, omijając Orzecha, który próbował go pochwycić.
- TY IDIOTO!- wrzasnęła, ruszając w pościg, starając się nie przewrócić w drodze.- BOISZ SIĘ CO? WRACAJ I BĄDŹ JAK PRAWDZIWY WOJOWNIK A NIE GŁUPI ZDRAJCA!
- Wariacie, uspokój się! Co ty robisz idioto!- wrzasnęła, przecierając nerwowo przecierając łapą oko.- Jeszcze masz czelność tak się szczeniacko zachowywać? Serio zniżasz się tak nisko? I fuj, spadaj- warknęła do Orzecha obrzydzona słowami Rybki. Co on sobie myślał? Nie była w żadnym stopniu zainteresowana idiotycznymi kocurami.
- Ej, może nieco milej? - fuknął niezadowolony Orzech, który zaczął mordować tych dwoje wzrokiem. W tym czasie Wzburzony Potok, ziewnęła znudzona tą szopką.
Rybka nie odpowiedział na jej pytania, machając zdenerwowany ogonem, ponownie kierując swoje kroki dalej w las.
Wymamrotała coś do siebie. Idiota! Podbiegła do Rybki, dając mu plaskacza z tyłu głowy.
- Uciekasz bachorze czy co?
Kocur prychnął, czując uderzenie. Uśmiechnęła się w głębi duszy. Odwrócił się w jej stronę, mordując ją wzrokiem. Orzech z powrotem stanął pomiędzy nimi, by nie doszło do poważniejszych łapoczynów.
- Nie prowokujcie się nawzajem! - starał się opanować towarzystwo, jednak w jego głosie było słychać powoli udzielający się gniew.
- Nie zamierzam z tobą dyskutować. Właśnie udowodniłaś mi jaką jesteś szują - miauknął czekoladowy.
- Ja niby jestem szują?- uniosła już głos wściekła.- To ty jesteś jakimś durnym wariatem! Potrzebujesz jakieś terapii, może ci pomoże pogodzić się ze stratą dziecka i się w końcu ogarniesz!
- Jak śmiesz?! Nie dam się wam naćpać! Nie jestem wariatem! To ty potrzebujesz leczenia! Normalny kot nie leje swojego towarzysza! Jesteś sadystką! A jak jeszcze raz wspomnisz o moim dziecku, to powyrywam ci te kłaki! To nie twój interes, jasne?!
- O nie, biedak...- mruknęła cicho.- Masz rację, Jesionek był za młody, prawda? Tyle życia przed nim było. No już Rybko, możesz płakać, płacz pomaga się uspokoić... A ziółka nie są aż tak złe, jeżeli po nich będziesz w końcu normalny to bierz choćby i codziennie.
Rzeczywiście się rozryczał na te słowa. Położył po sobie uszy, zaciskając mocno pysk. Była usatysfakcjonowana tą reakcją.
- Zamknij się! Słyszysz, zamknij - zaczął się smarkać, dając nogę. Za nim od razu poleciał Orzech, a Wzburzony Potok ze znudzeniem, wolnym krokiem ruszyła za tymi durnymi facetami.
Pobiegła za nimi. On ją obrażał, to ona też będzie. Miała w nosie jego obstawę. Po prostu stali i się niczym nie przejmowali.
- No już, już, spokojnie, nie dziwię ci się... Taki malutki Jesionek, byłby takim dobrym wojownikiem... Niestety taki okrutny los go spotkał.... Bardzo ci współczuję- powiedziała ze słyszalną ironią. Ona też straciła rodzinę i... Też to raniło, ale Rybce się należało.
Miał nadzieję, że ją zgubił, ale ona dalej siedziała mu na ogonie, tak jak jego obstawa. Schował się w jakimś pustym i powalonym pniu drzewa, wyżartym przez korniki, a ona nawet tego nie zauważyła i zdezorientowana rozglądnęła się po okolicy.
- A ja współczuje twojej zasranej, morderczej matce, że nie zabiła cię przy porodzie, a musiała wychowywać! - syknął w jej stronę, dalej mocząc się łzami.
Syknęła wściekła. On śmiał jej matkę wyzywać? Wściekłość zatętniła w niej na nowo. To już nie była chęć dokuczania kocurowi, po prostu nie potrafiła wytrzymać wyzywania jej rodziny.
- Ty... Ty skończony padalcu! Moja matka była o wiele lepsza od twojej, skoro twoja martwa mamusia zgodziła się na stosunek tylko po to by wysrać takie zdradzieckie gówno!
- I nawzajem! Szkoda, że ten kto ci wydrapał oko, nie pozbawił cię i tego drugiego! Wtedy byłoby ci bardziej do twarzy! Może wtedy twoja zdechła matka, by cię bardziej pokochała!
Poczuła coraz większą złość na kocura. Ten obrzydliwy dupek śmiał takie rzeczy wygadywać?! Gdyby nie uciekł jak królik, to dawno by dostał po łbie.
- Zasrańcu rąbany, weź się wypchaj i idź po rozum do swojej pustej głowy! Chowasz się jak mysz w tej kryjówce, może w końcu wyjdź! Skoro uważasz, że brak oczu jest do twarzy to ci chętnie pomogę!- wrzasnęła, drapiąc wściekle kłodę od zewnątrz.
- P-podziękuje! - warknął w jej stronę. Czyli jej gadanie może trochę zadziałało. Opiekunowie nawet nie reagowali, a ona tylko mogła się cieszyć tym, że w końcu miał za swoje. Powoli jednak wymykało jej się to wszystko spod kontroli, czując jak emocje zbyt nad nią panują - Daj mi spokój! Nie wierzę, że jesteś siostrą Rudzika! Tak cię zachwalał, a z ciebie taka sadystyczna wariatka! Jesteś porąbana!
- Nie jestem wariatką!- wrzasnęła, nawet nie próbując uspokoić szalejących myśli, działając w bezładzie.- Boisz się padlino? Wyskakuj, a nie kulisz się i ryczysz w środku! Biedny Jesionek ma takiego tchórzliwego ojca! Już nawet Zajęcza Gwiazda byłby dla niego lepszym tatą.
- Skąd możesz to wiedzieć, co?! Nie znałaś tego psychola! Nie dziwie się, że cała twoja rodzina zdechła. Mieli po prostu ciebie dosyć! Powtórzę raz jeszcze, zostaw mnie. Nie wyjdę stąd, bo wiem, że ci pomogą! Nie wyjdę! Nigdy!
- Jesteś cholernym gnojem i tchórzem do siedmiu boleści! Te dwa gnoje nawet dupą przecież nie ruszą! Idioto, wyjdź i tyle! A jeżeli nie to dobrze, wypchaj się i uznam twoją przegraną. Taka z ciebie boidupa. Kto by się spodziewał, kozaczysz a potem jak bachor idziesz do mamusi! Niestety jej nie masz, jak mi smutno!
- Nie zamierzam się z tobą bić! - uświadomił ją, jeżąc sierść.
- Po prostu wejdź do niego. Wyjdzie szybciej niż te twoje prośby - usłyszała głos Orzecha, który jej doradzał. Syknęła na Orzecha. Niech się nie wtrąca. Jednak mimo tego miał rację. Wysunęła pazury, wbijając w miękkie podłoże.
- Wychodź, albo sama do ciebie wejdę. Raz... Dwa...
Usłyszała przyspieszony oddech Rybki.
- Zostaw mnie! Błagam! Ja nie chcę! Nie wchodź tu! Ani się waż!
Zmrużyła oczy. Czy on próbował ją na litość brać? Powoli wsunęła się do środka, próbując ignorować ciasnotę.
- Co, boisz się? Biedny... - zamruczała cicho, wściekle machając ogonem.- No chodź!
Natychmiastowo wystrzelił tylnym wyjściem na zewnątrz. Była tym bardzo zdziwiona, od tak sobie od niej uciekał? Bał się? Dostał nagle jakiegoś dziwnego pietra.
- Nie uciekaj - rozkazał Orzech, widząc jak wręcz łapy palą go do nawiania. Zjeżył się, próbując wyminąć kocura.
Sama wysunęła się z kłody z westchnięciem ulgi. Sama się nim zajmie a nie jakiś dupek.
- Co Rybeńko, gotowy? Nie bój się, nic złego się nie stanie, racja?- zamruczała. Znowu wysunęła pazury, gotowa skoczyć na tego idiotę.
Zaczął się cofać, uważnie obserwując ruchy kotki. Bardzo satysfakcjonowało ją to. Te przerażone ruchy. Kiedyś sama była ofiarą a teraz?...
- Nie mów tak - syknął do niej. - Wiem dobrze co chcesz zrobić. Nie dam ci się wronia strawo
Z syknięciem skoczyła na kocura. Nie miała z nim szans, ale była wściekła. Nie mogła mu tego popuścić. Przycisnęła kocura do ziemi, od razu dając mu z liścia.
- Wypluj wszystkie te słowa, jasne?- wrzasnęła.
Wyszczerzył do niej kły, kopiąc ją w brzuch, by ją z siebie zrzucić.
- To ty pierwsza wypluj!
Wydała zduszony krzyk, gdy dostała kopniaka. Ten... Ten idiota!
- Nie! Na Klan Gwiazdy, współczuję twoim dzieciom, trzęsąca się larwa a nie ojciec. Nie dziwię się, że Jesionek umarł!
Wrzasnął, wijąc się w jej uścisku.
- To nie moja wina! - załkał. - Ktoś go zamordował. Dał mu tą rybę. Nie zdziwiłbym się, gdybyś to była ty! Twoja matka była mordercą, na pewno i ty masz jakąś krew na łapach! Bo moje cierpienie na pewno! - Naparł wszystkimi czterema łapami na jej ciało, by się od niej uwolnić.
Przewróciła się i padła obok Rybki. Zawarczała cicho. Miała go tak dość! Był tylko irytującym głupkiem, który wszystko psuł.
- Wyszczekaj to!- krzyknęła, wstając chwiejnie na nogi, już całkiem zdezorientowana sytuacją.
Podniósł się szybko na łapy, spluwając jej na pysk.
- Proszę bardzo, wyplułem - po czym dał ponownie nogę, omijając Orzecha, który próbował go pochwycić.
- TY IDIOTO!- wrzasnęła, ruszając w pościg, starając się nie przewrócić w drodze.- BOISZ SIĘ CO? WRACAJ I BĄDŹ JAK PRAWDZIWY WOJOWNIK A NIE GŁUPI ZDRAJCA!
<Rybko ukochany?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz