Tulipanowy Płatek była zdziwiona jego zachowaniem. Odkąd ta ptasia kupa Zając nadepnęła mu na ogonek, nie chciał oddalać się od mamy. Starsze kocię było wredne i wyzywało go, za to dla odmiany niebieska, była od niej milsza. Dlatego też z dwojga złego, wolał wybrać to mniejsze zło. Przez to zmuszony był słuchać modlitw do Gwiazdek i w nich uczestniczyć. Okropieństwo, ale znacznie lepsze od tej przemocy, którą na nim zastosowano.
Czując język na grzbiecie, westchnął cierpiętniczo. Przecież dzisiaj nie opuszczał brzuszka kotki! Przykleił się do niego jak kleszcz, chowając swój nosek w jej sierści. Nie mógł się wybrudzić. Jednak słowa Zając dalej dudniły mu w głowie. Nie potrafił o nich zapomnieć.
- Mamo? - zwrócił się do królowej, która skupiła na nim swoją uwagę. - Czy moja sierść wygląda jak ptasia kupa?
Kotka prychnęła, kręcąc nosem.
- Nie słuchaj tego pomiotu Zdradzieckiej Rybki. Sama tak wygląda. Ty jesteś wyjątkowy. Mówiłam już, że twoja sierść jest niczym Srebrna Skóra. Wraz z siostrą błyszczycie niczym najprawdziwsze srebro. Zazdrości ci, bo ma ojca zdrajcę, a twój jest niezwykły.
Mimo że gadała takie głupoty, zrobiło mu się miło i lżej na serduszku. Nie był brzydalem. Zając była. Miała fuj sierść, a ogon to już w ogóle wyglądał, jakby zaszedł liliową pleśnią.
- To dlatego mnie tak ciągle myjesz? - dopytał, czując ponownie jak go liże.
- Jako gwiezdne kocię musisz prezentować się godnie przed tym plebsem. Twoja sierść jest jednak nie do okiełznania - westchnęła załamując łapy.
- Zając mówiła na mnie Niechciany... - burknął cicho pod nosem. W sumie tak się czuł, bo nie pasował do swojej rodziny. Tulipanowy Płatek ciągle się na niego złościła, dając kary, bo nie chciał wierzyć w jej bajki. Nadal nie zamierzał, jednak ta myśl, że mama go nie kochała, była bardzo dołująca.
- To ona była niechciana. Była zwykłą wpadką, a ja na ciebie czekałam z utęsknieniem. - miauknęła, liżąc go za uszkiem.
- Ale nie jestem taki jak Mgiełka... - wyżalił się. - Nie lubisz mnie...
Królowa parsknęła, wbijając w niego twardy wzrok.
- Bywasz niegrzeczny, jednak jesteś dopiero kocięciem. Wierzę, że z tego wyrośniesz. I kto kogo tu nie lubi? Czy to nie z twojego pyska padają w moją stronę przykre słowa?
Położył po sobie uszka, bo mama miała rację. Nie był wcale lepszy. Przycisnął nosek z powrotem do jej futerka, pierwszy raz w spokoju dając jej dokończyć kąpiel. Czuł się tak bardzo źle. Zetknięcie się z czyjąś krytyką oraz innym kocięciem było ciężkie do opisania. Został zgnojony, a jego ogonek ucierpiał. Mama go uratowała. Ta sama, którą chciał wrzucić do dołu za bycie wariatką. I do której teraz się tulił, szukając wsparcia. Ugh, ale on był okropny! Miał tylko ją i siostrę. Chociaż ich nie znosił, bo były rąbnięte, nie chciał skończyć sam. Kto by mu dawał mleko? Zając jak nic by się z niego śmiała! Zacisnął mocno pyszczek, układając się wygodniej przy brzuchu matki. Takiego grzecznego to go Tulipan jeszcze nie widziała.
- Dobrze się czujesz? - zapytała zaniepokojona, bo zwykle szalał, a nie był taki spokojny.
Nie odpowiedział jej, co było błędem. Kotka podniosła go za kark na co pisnął i wyniosła ze żłobka. Co jej znowu odwaliło? Czuł jej stres i sam aż zaczął się denerwować.
Pacnął tyłkiem na mech, znajdując się w innym miejscu. Śmierdziało tu ziółkami i czyjąś flegmą. W sumie było tu nawet sporo kotów.
- Zbadaj go! - zarządziła jego matka, zaczepiając zalatanego medyka.
Kocur od razu podszedł do niego, powodując że się cofnął, bo cuchnął gorzej niż wronia strawa.
- Co się dzieję? - zapytał, patrząc na niego jak na słodkie, niewinne dziecko, co sprawiło, że aż go zemdliło. Chociaż pewnie to ten zapach, który unosił się w powietrzu.
- Jest za spokojny. Leży przy mnie któryś dzień. Musiał czymś się zarazić od tej córki zdrajcy.
Medyk rzeczywiście przejął się tymi słowami jego mamy, bo zaczął go oglądać. Kazał mu nawet otworzyć pyszczek, ale nie zamierzał tego robić, przez co ugryzł tego podejrzanego typa w łapę.
Gdy zakończył piszczeć z bólu i wymachiwać kończyną, zwrócił się do Tulipan.
- Wygląda na okaz zdrowia. Mogę dać mu zioła na wzmocnienie, gdyby to było jakieś osłabienie organizmu - zasugerował, szybko znikając w składziku.
Chciał stąd wyjść, lecz gdy spróbował, matka zatarasowała mu drogę, na co fuknął.
- Mamo, no! Tu śmierdzi! - pisnął.
- Jeszcze chwilka - mruknęła kotka, czekając na powrót medyka. Ten zjawił się po chwili z jakimś zielskiem, próbując nakłonić go do zjedzenia go.
- Jest słodkie, to miód - Wskazał na lepki medykament, posmarowany tym po to, by łatwiej było przekonać malucha do spożycia niedobrego leku. Wahał się przez chwilę, ale naprawdę już chciał stąd uciec, więc zjadł, rzeczywiście rejestrując fakt, że zioła były naprawdę pyszne. Kiedy wylizał pyszczek, mama chwyciła go za kark, po czym ponownie skończył u jej boku w żłobku.
- Ale tam było fuj! - miauknął do królowej, która odetchnęła z ulgą. Wstrzymywała powietrze? Czemu na to samo nie wpadł?!
- Uważaj, bo skończysz tam na dłużej jak ci nie przejdzie - ostrzegła go.
Co. On nie chciał tam wracać! Że niby ten jego spokój ją niepokoił? Miał się bawić, a nie chować się za jej ciałem, chroniąc swój ogonek przed zapleśniałą Zając? Zrobił niezadowoloną minkę, bo jak szalał było źle, jak był grzeczny również wychodziło na to, że było źle. I jak tu miał jej dogodzić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz