Nudził się jak każdego dnia, siedząc przed wejściem do żłobka, gdy ujrzał swojego najlepszego przyjaciela, który już dawno wrócił do pełnienia swoich uczniowskich obowiązków. Szybko rozejrzał się sprawdzając, czy mama na niego patrzy, po czym upewniwszy się, że zajęta była brojącą Diament, pognał do rudego. Jakie zaskoczenie go ogarnęło, gdy jego przyjaciel okazał się... kotką. Przywitał się z nią, chcąc dowiedzieć się więcej o tej pięknej gwiazdce. Okazało się, że to była siostra Leśnej Łapy! Jakoś tak nie zarejestrował faktu, że miał rodzeństwo. Musiało być jednak równie świetne co on! Kocur nauczył go w końcu, że rudzi byli najlepsi! Tak jakoś z nią chwilę pogadał, nawiązując nić porozumienia. Najbardziej chyba podziałał argument, że znał jej brata i byli przyjaciółmi. Od razu kotka stwierdziła, że jest lepsza od Leśnej Łapy i mu to udowodni. Czekał na to, bo takiej rywalizacji między tą dwójką, to się nie spodziewał. Ale co mu oceniać, jak on swojej siostry nie lubił?
Musiał jednak szybko wrócić z powrotem do żłobka, bo bał się, że mama zaraz zauważy jego zniknięcie. Kotka obiecała do niego wpaść. Zgodził się, powiadamiając ją tylko, by uważała na zastępczynie, po czym wrócił do żłobka.
***
Oczekiwał na pojawienie się Płonącej Łapy. Jego nowej przyjaciółki. Mama spała, więc mógł gdzieś z nią się wybrać. Obiecała, że pokaże mu obóz. A mama... mama nie musiała o tym wiedzieć. Po co miałby ją budzić? Taka konspiracja dodatkowo była ciekawa i ekscytująca!
Nagle dojrzał rudy kształt, który pojawił się w wejściu. Ujrzał jak kotka wyszczerzyła się do niego.
— Cześć!— przywitała się cichaczem, mając nadzieję, że nie zbudzi Tygrysiej Smugi.
— Cześć — miauknął również szeptem, powoli podchodząc na kluskowatych łapkach do Płomień. Było to trudne, bo brzuszek był ciężki, chociaż przez głód, który panował w obozie, nieco zgubił tłuszczyku. — Przyszłaś — powiedział z radością
— Oczywiście — wymruczała. — Idziesz ze mną? Wiesz, poza obóz? Dopóki twoja matka śpi, wyrwanie się stąd nie będzie takie trudne. — stwierdziła.
Pokiwał łebkiem, chociaż wahał się chwilę czy nie zmartwi tym królowej. Nie chciał sprawiać jej smutku, ale też nie chciał zostać odtrącony przez swoją nową koleżankę. A zresztą... raz się żyło, prawda? Wrócą szybko. Mamusia nawet nie zauważy, że gdzieś zniknął.
— Ale... ale blisko. Dobrze?
Przewróciła na te słowa oczami.
— Blisko to żadne wyzwanie... No ale dobra. — parsknęła. — Nie traćmy czasu na rozmowy, chodź. - mówiąc to nawet nie czekała na młodszego, tylko ruszyła do przodu, opuszczając próg kociarni.
Ruszył za nią, kiwając się jak mała paróweczka. Starał się nadążyć i nie zgubić jej ogonka.
Ale to była przygoda! Nie mógł aż w to uwierzyć!
— A co będziemy tam lobić? Bawić się?
— Zabawa jest dla małych kociąt. Ty już nie jesteś bachorem. — Uśmiechnęła się szelmowsko. — Próbowałeś kiedyś może... Kocimiętki?
Pokręcił łebkiem. Nazwa mało co mu mówiła.
— Co to? Brzmi jak coś dla kotów — miauknął zaciekawiony. — A ty to plóbowałaś?
— Nie do końca, ale na tym przecież polega życie. Ciągle odkrywasz coś nowego. Poza tym kocimiętka podobno dobrze działa na umysł. — dodała wymownie. — Co może się stać?
— Nie wiem — przyznał jej rację. Co mogło się stać? Ufał jej i wierzył, że na pewno nic złego się nie stanie. Musieli tylko zdobyć tą kocimiętkę. — A masz ją już?
— Niee, ale dopytywałam się Wiśniowej Iskry o parę ziół i powiedziała mi, gdzie rosną. — wyjaśniła. — Tak będzie łatwiej, tak to byśmy musieli podkradać z legowiska medyków.
Mieli iść na wyprawę po zioła? Otworzył aż zaskoczony pyszczek.
— A gdzie losną? Daleko? Mam kłótkie łapki — wystękał, przebierając nimi za kotką.
— Kocimiętka jest bardzo pospolita, pewnie nie będziemy musieli długo iść. — wytłumaczyła. — Zresztą, nie stękaj! Podnieś głowę do góry. Jeszcze trochę i dojdziemy. O. — Ustała, gdy dojrzała charakterystyczne ziółko. — To chyba to. Widziałam je w legowisku medyka.
Widząc co wskazuje Płomień, szybciej doczłapał do krzaku. Pachniał. Ładnie. Naprawdę ładnie.
— Ale pachnie! Mmmmm!
Zatkała mu usta łapą.
— Weź się tak nie podniecaj — Wywróciła oczami. — Weź trochę tej kocimiętki, ale zostaw mi, też chcę spróbować
Pokiwał łebkiem, urywając kilka listków i układając je w stosik.
— Okej. To kto piełwszy?
— Weźmy oboje i na trzy to połykamy — odpowiedziała, po czym wzięła kawałek i zaczekała, aż ten też to zrobi.
— Okej — powiedział i na trzy połknął listek. Załaskotało go śmiesznie w gardle. — Hm... — Przekrzywił głowę. — I co tełaz?
<Płomień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz