— To może jestem wyjątkiem. — miauknął już spokojniejszy. — Jeszcze masz jakieś pytania? — Zmrużył oczy, bo naprawdę chciał kontynuować trening lub go już zakończyć.
— Tak. Co byś zrobił, gdybym umarł i wina spadłaby na ciebie? Klan widział, jak się ciebie boję — przypomniał.
No i znów zaczynał? Czy przypadkiem już mu nie powiedział kilkukrotnie, że nie zamierzał go zabijać?! Naprawdę go irytował. I to bardzo. Sądził, że wybił mu już te myśli z głowy.
— Nie umarłbyś, bo ja bym cię nie zabił. — prychnął.
— A jakby ktoś inny mnie zabił, ten prawdziwy morderca? — mruknął z przejęciem.
— Gdyby tak było, to miałbym alibi, bo nie wychodzę z obozu bez towarzystwa. Zwykle jednak spędzam ten czas ze swoją partnerką w obozie, gdzie wszyscy nas widzą. Nie mieliby podstaw, by mnie obwiniać.
— A jakbym teraz się zabił? To byłoby podejrzane, bo wyszedłeś ze mną, a ja drżałem, gdy ruszyłem za tobą. Widzieli to, wiesz?
Nastroszył się, patrząc na niego z niepokojem. Wierzył, że ten wariat mógłby być do tego zdolny. Nie zdziwiłby się, gdyby odebrał swoje życie tylko po złośliwości, by patrzeć na jego koniec. Jednakże... jaki miałby w tym cel, prócz zniszczenia mu życia? Nadal nie rozumiał czym się kocur kierował.
— Nie pozwolę ci na to. — Zrobił krok w jego stronę. — Ani nawet się waż robić coś tak głupiego. To akt tchórzostwa, a ty mi na tchórza nie wyglądasz, Krwawniku.
— No to cię martwię, bo pozory mylą. Jestem ogromnym tchórzem. Jak każdy w Owocowym Lesie. Po prostu niektórzy lepiej udają — rzucił.
Zmierzył go spojrzeniem. Jego słowa przeczyły temu co sobą prezentował. Tchórz niezdolny byłby odebrać sobie życie, a tym bardziej zastraszać i podskakiwać do silniejszego od siebie.
— Nie jesteś tchórzem. Po tym co zaprezentowałeś, gdy śmiałeś mi się w pysk w obliczu śmierci oraz przez twoje liczne groźby, nigdy w to nie uwierzę. Nie jestem głupi Krwawniku i wiem, że tylko udajesz.
Wojownik spojrzał na niego z zaskoczeniem.
— O co ty mnie znowu posądzasz? — prychnął. — Twoje domysły zaczynają mnie nudzić i denerwować, ja przynajmniej umiem schować dumę i przyznać się do strachu.
— Posądzam cię tylko o to, że jesteś odważny, a nie tchórzliwy. Udowodniłeś mi to swoimi czynami. To nie są żadne moje spekulację. — odpowiedział mu, ignorując jego dalszą wypowiedź.
— Oh, uważasz, że czyny są ważniejsze od słów? — miauknął z przekąsem. — Myślałem, że choć na starość się mądrzeje, to ty jesteś wyjątkiem i całkowicie zgłupiałeś. Jak słyszę, czasem potrafisz zaskoczyć. — Uśmiechnął się z wyrazem uznania.
— Mądrość to nie tylko słowa, to ocena sytuacji i łączenie faktów. Gdybym był mysim móżdżkiem, nigdy nie przeżyłbym jako samotnik tylu księżyców. Tam głupcy są likwidowani w pierwszej kolejności. Powiedz Krwawniku, co byś zrobił, gdybyś na swojej drodze spotkał obce koty w przewadze liczebnej, które chciałyby cię zabić?
Spróbował go czegoś nauczyć, chociaż powoli zaczynał poddawać się co do jego osoby. Zdawało mu się jakby każde słowo, które do niego wypowiadał, odbijało się od jakiejś niewidzialnej ściany, a kocur wciąż nadawał to samo.
— Uciekłbym. Jak tchórz, który wie, że przez liczebność nie ma szans na zwycięstwo. Mógłbym spróbować ich zagadać dla odwrócenia uwagi, ale jednocześnie starałabym się po prostu odsunąć od nich jak najdalej. A jak by mnie zabili, to trudno. Może uznaliby cię w klanie za winnego — rzucił z rozbawieniem.
— Dobrze powiedziane. Tchórz ma większe szansę na przeżycie niż odważny dureń, który chce coś sobie udowodnić. Tak działa natura. Przestań mi dogryzać. To był tylko przykład. Tu nie ma samotniczych gangów. Nie zbliżają się do lasu.
— Nie znamy dnia, gdy im się nie zachce nas najść. A może jakaś większa grupa kotów zdecyduje się nas zaatakować? Jesteś nierozsądny, nie biorąc pod uwagę tak oczywistych opcji — prychnął.
— Jedyne co nam zagraża to klany. Patrolujemy z tego powodu tereny. Nikt tu nas nie zaatakuje, a nawet jeśli, przegonie intruza lub uciekniemy do obozu. Samotnik chcę tylko jednego, przeżycia. My nie mamy żadnej piszczki, którą chciałby nam ukraść, więc nie będą sprawiać problemów, gdyby nas potencjalna grupa przyuważyła. Nie zabijają dla rozrywki, chyba że trafi się jakiś świr. — wyjaśnił mu.
— No to chyba mam powody do obaw, bo jeden stoi przede mną — rzucił ze znużeniem czarny.
Żyłka mu zapulsowała. Nienawidził jak ten go wyzywał.
— Ten świr już sobie idzie, więc się nie obawiaj — syknął wkurzony, kierując kroki z powrotem do obozu. Po drodze jeszcze zaorał pazurami drzewo, by opanować złość na kocura.
<Krwawniku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz