— Teraz jak widzisz, że woda cię nie zje, możemy poćwiczyć ruchy łap — kontynuował wojownik, w tym czasie wchodząc do rzeki. — Patrz na mnie, a później wejdź na głębszą wodę i zrób to samo, co ja. Jakbyś tonął to cię uratuję. I radzę się do tego przyłożyć. Ta umiejętność może w przyszłości, uratować ci życie.
Umiejętność, od której odpowiedniego lub nieodpowiedniego opanowania mogło zależeć jego życie? Brzmiało groźnie. Pokiwał jedynie łebkiem i całą swoją uwagę skupił na ruchach czekoladowego, który bez najmniejszych problemów, niezwykle płynnie przemierzał rzekę. Po prostu tak, jak gdyby już od kociaka uczył się pływania i woda nie miała przed nim żadnych tajemnic. Jaskier ciągle patrzył z niedowierzaniem. Czy on naprawdę kiedyś też się tego nauczy? Jakoś nie był sobie w stanie wyobrazić samego siebie spokojnie sunącego przez wodę i jeszcze może wypatrującego ryb w tym samym czasie.
— No dobra, teraz ty spróbuj. Bez pośpiechu, bez stresu, skup się na odpowiednich ruchach — oznajmił, wracając na płyciznę, na której wciąż stał jego uczeń.
Kocurek złapał głęboki wdech. Jak mógł się nie stresować w takiej sytuacji?! Z jednej strony nie chciał zawieść Jesionowego Wichru, który może być zły i jeszcze raz przeprowadzić ten dziwny rytuał, ale z drugiej wizja przemierzania rzeki w miejscu, gdzie nie może swobodnie dotknąć dna… nawet zapewnienie starszego kocura, że w razie czego go uratuje, niezbyt pomagały rudzielcowi. Wiedział jednak, że musi chociaż spróbować, inaczej zawiedzie wszystkich wokół… a co Pstrągowa Gwiazda mogłaby zrobić kotu, który nie dość, że jest synem jej znienawidzonego Deszczowej Gwiazdy, to nie umie pływać i na nic się nie zda klanowi?
Ruszył przez wodę, której zaczynało się robić coraz więcej. Szybko przykryła mu pyszczek aż do nosa. Kocur przed oczami ciągle miał dokładnie zarysowane ruchy, które wykonał Jesionowy Wicher. Jeszcze jeden głęboki wdech, żeby się uspokoić… i oderwał się od dna, nieco mozolnie machając krótkimi łapkami. Zdołał się jednak utrzymać jedynie przez chwilę, szybko stracił panowanie, a strach ścisnął gardło i Jaskrowa Łapa poleciał w dół. Czekoladowy jednak zdążył już do niego dopaść, złapał za kark i wyciągnął z powrotem na płyciznę.
— Dobrze jak na pierwszy raz, ważne, że w ogóle byłeś w stanie poruszyć łapami — stwierdził, podczas gdy lekko oszołomiony Jaskier wykasływał resztki wody, która dostały mu się do pyska. — Musisz próbować do upadłego, aż pojawią się efekty pracy.
Czyli ma do końca dnia nieudolnie młócić wodę łapami? O nie. Nie ukazał jednak swego zniechęcenia, a przytaknął mentorowi. Odpoczął jeszcze chwilę, oddychając głęboko, a potem podszedł z powrotem w stronę przerażającej otchłani. Tak jeszcze raz, drugi, trzeci, czwarty. Czas mijał, a każda kolejna próba nadal kończyła się niepowodzeniem i ratunkiem ze strony Jesionowego Wichru. Arlekin przestawał w siebie wierzyć.
— Ja nie wiem, czy kiedykolwiek dam radę — wydukał, gapiąc się w taflę.
— Na pewno dasz, musisz się tylko bardziej skupić i próbować jeszcze więcej.
— Ale ja jestem bardzo skupiony — mruknął z wyrzutem. — Jesionowy Wichrze… czy tym razem mógłbyś… płynąć obok mnie? Chyba byłbym pewniejszy, niż gdy wiem, że jesteś blisko, ale mam taką świadomość, że możesz nie zdążyć dopłynąć.
<Jesionku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz