Liliowa koteczka od razu rzuciła się do wyjścia żłobka. Stanęła przed, z pozoru małym, a jednak dla kociaka wielkim wyzwaniem. Na pewno zauważą ją wojownicy lub uczniowie. Większość opuściła obóz, to na patrol, to na polowania.
Gałąź stanęła przed z pozoru łatwiutkim, a jednak dla tak małego kociaka, jak ona, wielkim wyzwaniem. Pewnie szła przed siebie, a w powietrzu unosiła się woń zwierzyny i krwi. Przystanęła przed stosem martwej zwierzyny. Uważnie się przypatrzyła, po czym wybrała najlżejsza mysz. Już chciała jak najszybciej zmykać do Czermienia, gdy przeszkodziła jej nieznajoma kotka:
- Gdzie się z tym wybierasz?
- To dlia mamusi, plose pani! – wielkimi oczkami spojrzała prosto w ślipia kotki, chcąc zmiękczyć jej serce.
- Ach, no dobrze. Tak mała myszka nie zrobi większej różnicy.
Zadowolona z siebie koteczka, podreptała prosto z myszą do Czermienia. Przytarganie myszy przez cały obóz było dość męczące, jednak niebieskoka nie dała się.
- Silna jetem, cio ne? – odezwała się, gdy rzuciła mysz pod łapy czarnego kocurka. Czermień zachował milczenie, by nie okazał się zamiły dla koteczki. - To naucys mne byca silną?
- Ech, no dobrze, ale najpierw zjem – kocurek z jednej strony uszczęśliwiony, że w końcu zje coś innego niż mleka, z drugiej rozczarowany, że kotce się udało.
<Czermień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz