*końcówka zimy*
Pierwszy raz w życiu rodzeństwo zostało do siebie oddzielone. Wróbelek nigdy nie przypuszczał, że taka sytuacja może mieć miejsce. Może i nie spędzał z siostrami każdej wolnej chwili (raz, że chwil tych miał niewiele a dwa, często tak jakoś wychodziło, że przegadywał prawie wszystkie z Modrzewikiem), ale przynajmniej miał świadomość, że obie są przy jego boku. Strzegły jego, a on ich. Znali się tak dobrze, że w tych krótkich momentach, gdy pozostawali sami, nie potrzebowali rozmawiać zbyt wiele. Wystarczyła sama ich obecność.
Czuł się… dziwnie. Niby wszystko było po staremu, ale ciągle towarzyszyło mu poczucie, że czegoś brakuje, coś nie jest do końca tak, jak powinno, gdy nie budziło go pacnięcie w łeb, ani burczenie dochodzące z brzucha siostry. Oczywiście, w ciągu dnia mijali się wielokrotnie, Borsuk nie zrezygnowała też z przesiadywania u mamy i młodszego rodzeństwa, ale dziwne uczucie pozostawało.
Poranne promienie słońca skrzyły się w mniejszych i większych kałużach topniejącego śniegu, rozświetlając las. W powietrzu czuć było wilgoć i to, co Wróbelkowi kojarzyło się z życiem, świeżością i nadzieją. Spojrzał na idącą obok siostrę. Jej wzrok co rusz zatrzymywał się na ziemi i błądził po pniach. Kocurek wiedział, że wypatrywała pierwszych, budzących się po Porze Nagich Drzew, robaczków. Co prawda Pora Nowych Liści jeszcze nie nadeszła, czuć to było każdego chłodnego wschodu księżyca, ale poranki należały już do nowej pory. Poranki takie jak ten.
Szturchnął kocicę lekko ogonem i uśmiechnął się, gdy na niego spojrzała.
- A wujek Leszczynek mówił, że na patrolach wypatruje się wroga, nie motyli - zażartował.
W jej brązowych ślepiach zatańczyły iskierki.
- N-naprawdę? A sam przed chwilą p-prawie przeszedł przez granicę, na widok k-kwiatu.
Idący z przodu wojownik spuścił uszy i miauknął coś cicho na swoją obronę, ale po chwili śmiał się już z rodzeństwem. Tylko Grzmiący Potok wciąż po prostu szedł przed siebie, wpatrzony gdzieś w dal. Wróbelek miał wrażenie, że czarny wojownik myślami jest gdzieś bardzo, bardzo daleko. Nagle ogon kocura drgnął. Grzmiący Potok spiął mięśnie i zastygł w miejscu. Reszta odruchowo zrobiła to samo.
- Co się dzieje? - miauknął Wróbelek, zanim zdążył ugryźć się w język.
- O-obcy - Leszczynowa Bryza podświadomie zniżył głos do szeptu.
Wtedy bury też poczuł alarmującą woń. Zapachy innych klanów poznał lepiej podczas zgromadzenia, a ten nie wydawał się podobny do żadnego z nich.
- Samotnik - miauknął, bardziej do siebie.
Kątem oka spostrzegł, że puszysta sierść jego siostry jeży się na jej karku. Uśmiechnął się do niej, starając się dodać jej otuchy. Byli w czworo, nic złego nie powinno się wydarzyć. Szczególnie że samotnik nie musiał mieć złych zamiarów.
W końcu do ich uszu dotarł mlaszczący dźwięk łap stąpających po rozmokniętej ziemi. Skrajem ich terenu wędrował młody, biały kocur. Nie widział ich jeszcze, a i żadne z nich nic na razie nie powiedziało. Ciszę przerwał niski głos Grzmiącego Potoku:
- To teren Klanu Wilka.
Biały na moment zamarł, ale już po chwili zaczął iść w ich stronę. Na jego szczupłym pysku pojawił się szeroki uśmiech, a pomarańczowe ślepia zalśniły.
- Dobrze wiedzieć - miauknął, zatrzymując się parę kroków od nich. Przyjrzał się krótko każdemu z nich, a gdy jego wzrok napotkał spojrzenie oczu Wróbelka, bury poczuł, że raczej się nie polubią. W zgrabnej sylwetce, długich nogach, a przede wszystkim zawadiackim uśmiechu nieznajomego było coś, co go w tym upewniało. Uczeń skarcił się w myślach za ocenianie po pozorach.
Wzrok białego padł na stojącą za Wróbelkiem Skowronek i jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- Bardzo dobrze - miauknął, puszczając jej oczko.
Tak, Wróbelek był pewien, że się nie polubią. Odruchowo przesunął się w bok, zasłaniając siostrę, która, ku jego przerażeniu, spuściła wzrok, jakby się… pesząc?!
- No tak, czego się spodziewałem - mruknął przybysz, jakby do siebie. - Takie ładne kotki rzadko bywają wolne.
Wróbelek na moment zdębiał. W sensie że on i Skowronek…?
- Jestem jej bratem - palnął, zanim zdążył pomyśleć.
- Och! - Ślepia białego zalśniły. - Miło poznać. Jestem Wiśnia. - Jego wzrok powędrował w stronę Grzmiącego Potoku. Ten jednak milczał.
- L-Leszczynowa Bryza - po chwili ciszy miauknął rudy. - N-nie powinno cię tu być.
- Szkoda - westchnął Wiśnia. - Życie samotnika potrafi być bardzo smutne, szczególnie gdy wędruje sam. Do widzenia, może się jeszcze spotkamy. - Kocur odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę terenów Klanu Burzy.
- Cz-czekaj!
Wróbelek z zaskoczeniem spojrzał na swoją siostrę. Wpatrywała się w białego z iskierkami w oczach.
Wiśni nie trzeba było dwa razy powtarzać.
- Tak…? - zawiesił głos.
- S-Skowronkowa Łapo - dokończyła czarna.
- A więc tak, Skowronkowa Łapo? - Biały uśmiechnął się do niej.
- M-myślę, że… Że j-jeśli wujek I-Iglasta Gwiazda się zgodzi, t-to będziesz… będziesz mógł z-zostać. J-jeśli będziesz chciał.
“Nie!” - krzyczał jakiś głos w głowie Wróbelka i niewiele brakowało, a on zrobiłby to na głos. Powstrzymała go chyba tylko resztka naiwnej wiary, że nikogo nie należy osądzać po pozorach.
- Nie wiem, czy lider się zgodzi - miauknął cichy do tej pory Grzmiący Potok.
- N-nie dowiemy się, j-jeśli nie spytamy. - Płomień w ślepiach siostry wskazywał, że już się Skowronek postara o to, żeby wujek Igła się zgodził. Bury spojrzał błagalnie na wujka Leszczynka, ale nawet jeśli nie wyglądał na przekonanego, nie zaprotestował.
- N-no dobrze - miauknął, ostatecznie doprowadzając swojego ucznia do rozpaczy.
- Bardzo dziękuję. - Wiśnia ukłonił się szarmancko i pokonał dzielący go od patrolu dystans.
Przez całą drogę do obozu Wróbelek nie spuścił z niego wzroku. Nie on jeden, niestety.
Zapowiadały się kłopoty. Poważne, damsko-męskie kłopoty.
- Rozmawiała z nim później praktycznie całą drogę, i… W ogóle: Skowronek! Rozmawiała! Z obcym kocurem! - jęknął i przewrócił się na bok. Gwiazda zamrugała, jakby śmiejąc się z jego rozterek. - Naprawdę nie chcę być niemiły, nie znam go i nie mam prawa oceniać, ale tatooo. Wiśnia jest okropny! Szczerzył się nawet do Sowiego Szpona! I… i do Żabiego Skoku. Do wszystkich się szczerzył, tak na dobrą sprawę! - Uśmiechnął się, jakby coś sobie przypominając. - Oj żałuj, że nie widziałeś jego miny po tym, jak mrugnął do Borsuk. Miała taką minę… Założę się, że gdyby w pobliżu nie stał Nagietek, to Wiśnia już by nie żył.
Wąsiki burego drgnęły z rozbawienia.
- A wiesz, co jest najlepsze? - W jego ślepiach błysnęły iskry. - Zgadnij, kto został jego mentorem.
Wróbelek naprawdę starał się być dobrym, miłym dla wszystkich i tolerancyjnym kotem. Ale musiał przyznać, że wizja Wiśni trenowanego przez jego burą siostrę była bardzo satysfakcjonująca.
Na jego pyszczek wpełzł niewinny uśmieszek.
<Jak ktoś chce, może odpisać>
wróbelku ty słodka buło
OdpowiedzUsuń