- Wiesz co to za kwiatek? Bardzo mi się podoba! - wykrzyknął biały kocurek. Terminatorka uśmiechnęła się lekko, już lubiła znajdkę. Ptaki śpiewały w oddali, jakby wzywając kotkę do obozu. Spojrzała prosto na uradowanego kociaka. Przyszykowała słowac i otworzyła pysk zaczynając wypowiedź.
- To Szalej...- spojrzenie wyraźnie złagodniało, ale ona mówiła dalej nie przejmując się, aż zbyt widoczną zmianą.- Widzę, że tak samo, jak ja gustujesz w truciznach. Musimy wracać mały. - dodała kotka zbierając się do drogi powrotnej. Ruszyła w stronę bagien nie czekając na odpowiedź Brzózka. Lekko zaskoczony kociak podniósł się na łapy i dogonił vankę. Świetnie wiedziała o tym, że Pora Nagich Drzew zbliżała się nieubłaganie, musiała nazbierać więcej ziół! Od swojego ojca słyszała o ogromie chorób gotowych pozbawić życia współklaniczów. Mogła stracić kogoś ważnego, musiała się na to przygotować, ale co by się stało, gdyby opuściła ją Czereśnia? Czarno-biała kocica była dla niej jak matka, biologiczna matka Pszczółki zmarła podczas porodu, zaś jej partnerka- Leśny Strumień wykrwawiła się kilka księżyców przed mianowaniem kociaków. Rozpaczała, aż dotąd. Musiała w końcu przestać rozpaczać, nic już nie przywróci życia Rudzikowi, Pszczelemu Żądłu, Leśnemu Strumieniowi.
- Co robi Szalej?- zapytał Brzózek ciekawy odpowiedzi medyczki. Zaczęła zastanawiać się nad odpowiedzią, nie ma powodu, by oszukiwać jeszcze niewinnego kocurka. I tak prędzej czy później krew splami jego białe futerko, dlaczego, by nie przerwać jego niewinności.
- Szalej?- zapytała kociaka terminatorka.- Powoduje niewyobrażalny ból i pianę w pysku ofiary tej niewinnej, ślicznej roślinki- mruknęła zielonooka kocica lekko się uśmiechając. Brzózek spojrzał na kotkę oczami szerokimi ze strachu. Pszczółka lekko spuściła głowę zawiedziona reakcją kociaka. Przecież spodobał mu się szalej! Co zrobiła nie tak? Nie powinien być podekscytowany? Musiał być zepsuty! Wiatr przywiał chmury, które zasłoniły słońce. Pociemniało. Musiała się sprężyć, by dotrzeć do obozu przed deszczem. Powietrze było zbyt ciężkie, by upiekło się Pszczółce i Brzózkowi. Powoli brnęli do obozu.
***
Wiele się zmieniło przez krótki czas. Mały zmarł, zaś ona- Pszczółka została nową asystentką medyka. Szyszka i Brzózek zadomowili się w Klanie Lisa, zaś większość czasu spędzali z Jemiołą. Żałowała, że Małego Synka już tutaj nie było, właściwie to ta informacja tylko bardziej złamała jej serce. Zaczęła poważnie myśleć o znalezieniu partnera, nie chciała być sama, każda chwila spędzona bez starszego, silniejszego kota była dla niej trudna, bała się, że umrze przez rany jak Leśny Strumień i Rudzik. Rozejrzała się po legowisku, nic ciekawego. Nów wyszła pozbierać zioła, nawet nie informując o tym Pszczółki. Polizała się po łapie gładząc niesforne futerko, nastała zimna Pora Opadających Liści. Nie wiedziała czy poradzi sobie z Porą Nagich Drzew, nie chciała tracić nadziei, że nikt nie zachoruje. Nie chciała sobie zawracać głowy problemami leśnych klanów. Dodatkowo zbliżało się mianowanie Brzózki i Szyszki, ciekawiła się czy biały kocurek wybierze drogę medyka czy wojownika. Dużo czasu spędzał w legowisku medyczek, miał świetną pamięć i w młodym wieku mógł pochwalić się znajomością podstawowych ziół. Jego siostra czasami tutaj zaglądała lecz raczej z czystej ciekawości co kryje się w legowisku medyczki i jej asystentki. Uśmiechnęła się, nie miała dzisiaj prawie nic do zrobienia, no może poza posegregowaniem ziół. Zabrała się do układania znalezionych ostatnio medykamentów, nie nudziła jej się ta robota, ona wręcz to kochała! Po chwili pracy ułożyła już mniejszą połowę ziół, wtem do legowiska wbiegł Sokół mocno podciągając pod siebie lewą przednią łapę.
- Co się dzieje?- zapytała vanka nie przerywając sortowania.
- Łapa mnie boli- odpowiedział niebiesko-biały siadając w wejściu. Pszczółka tylko się uśmiechnęła, pomimo tego, że kocur był od niej niewiele młodszy uważała, że zachowuje się jak kociak. Pewnie wbił sobie coś w trakcie jego treningu. Wstała i podeszła do kocurka, jej pacjent podwinął łapę pokazując jej poduszkę. Zauważyła dwa paskudnie wbite ciernie.
- Ciernie- mruknęła po czym dodała- Za chwile się ich pozbędziesz, będzie trochę boleć.- Dokończyła kotka chwytając cierń zębami. Raz. Dwa. Trzy! Wyciągnęła cierń jednym, zdecydowanym ruchem, Sokół pisnął. Następnie przyszła kolej na ostatnią już drzazgę i ona szybko opuściła ciało terminatora.
- Dziękuje Pszczółko- mruknął dymny leciutko się uśmiechając. Nie lubiła, kiedy ktoś zwracał się do niej zdrobnieniem, ale nie miała odwagi poprosić Czereśni o zmianę imienia na dumną i dorosła "Pszczołę".
- Nie dziękuj tylko idź- mruknęła ciesząc się z tego, że za chwile ponownie zostanie sama.
Wróciła do sortowania ziół, po chwili wiedziała, że brakuje kilku medykamentów. Wstała więc i otrzepała się z resztek liści. Zbliżała się do wyjścia z legowiska, ale poczuła znajomą woń i już po chwili zauważyła Brzózka.
- Witaj Brzózku- przywitała się zimnym tonem. Nie miały ochoty i czasu na rozmowę z kociakiem. Zwykle długo tutaj przesiadywał, a nie chciała go wyganiać.
- Cześć Pszczółko!- wykrzyknął uradowany kocurek, jego białe futerko było wypielęgnowane przez jakiegoś kota najpewniej szylkretową kotkę zwaną Jemiołą.
- Co tutaj robisz?- zapytała asystentka Nowiu mrużąc ślepia. Zioła same się nie pozbierają!
- Przyszedłem- mruknął kocurek siadając na tyłku.
< Brzózek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz