– Bardzo ci dziękuję Czernidłaku – odezwała się wreszcie. – Ale to będzie naprawdę ciężka praca, zwłaszcza teraz... – mruknęła. – Jednak wszyscy damy sobie radę, tak?
– Miejmy nadzieję – odparł Czernidłak. Czekoladowa podeszła bliżej niego i położyła ogon na jego barku.
– Mgiełka wraz z resztą się znajdą. Muszą się znaleźć – powiedziała, domyślając się zmartwień kocura. – Jest trudno, ale... Poradzimy sobie. Wszyscy. I chcę, żebyś wiedział, że w razie czego, zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze mogę przynajmniej wysłuchać – oznajmiła, posyłając mu zmartwione spojrzenie.
***
Wzięła głębszy oddech i powoli wyszła z legowiska. Kolejny dzień, kolejne przygody, kolejna fala obowiązków. Rozejrzała się po obozie, wzrokiem uważnie rejestrując wszystko dookoła. Widziała wracający już poranny patrol, słyszała zadowolone piski kociąt, dochodzące ze żłobka, widziała jak koty kręcą się po obozie i jak uczniowie szykują się do treningów. Wszystko wyglądało normalnie, no przynajmniej nie licząc wykrzywionej w grymas twarzy jej syna, Listka. Czekoladowy napięcie szedł przez obóz, mówiąc coś przy tym pod nosem. Sówka szybko to wyłapała, już starając się obstawić, co chodzi kocurowi po głowie. Ruszyła w jego stronę, tym samym zwracając na siebie uwagę kocura.
– Hej Listku, wszystko dobrze? – zapytała czekoladowa. Kocur prychnął coś cicho i spojrzał na swoją matkę.
– Musiałaś akurat mi dać Len na ucznia? – zapytał zirytowany, machając ogonem na obydwie strony. – Muszę cały czas go pilnować i pewnie już o tym słyszałaś. W dodatku jest strasznie przemądrzały i już teraz stawia się na równi z tobą, nie będąc nawet dobrze wyszkolony. Dalej nie potrafi wykonać dobrze jednej pozycji, a nie umie przyjąć tego do wiadomości – wyjaśnił, przewracając przy tym oczami. Liderka westchnęła cicho.
– Len jest... Dość trudny. Wiele z tych rzeczy obiło mi się już o uszy, jednak, czasem przypomina w niektórych kwestiach ciebie.
– Mnie? Nie pomyliłaś przypadkiem syna? – prychnął Listek.
– Jakbym śmiała pomylić syna? Nie jesteś taki sam, ale jednak niektóre cechy z nim dzielisz. Jesteś dość konfliktowy i byłeś taki w jego wieku, tak jak on. Czepiałeś się słabszych od siebie, tak jak czasem on, a przynajmniej tak wynika z różnych pogłosek na jego temat. Jednak ty byłeś bardziej ambitny – odparła Sówka. – Len jest kłopotliwy, ale ty możesz być w stanie dobrze go wyszkolić. Z czasem wszystko się zmieni.
– Z czasem – mruknął Listek, nie odzywając się na temat swojego małego podobieństwa do ucznia.
– Listku, dasz radę. Ten wybór nie jest przypadkowy i jesteś w stanie przeżyć to szkolenie – przekonywała liderka, na co jej syn tylko westchnął.
– Mam nadzieję – powiedział, a po chwili dodał. – Pora na mnie. Muszę w końcu zacząć ten trening – uśmiechnął się do swojej mamy i ruszył w stronę legowiska uczniów, już z nieco innym nastawieniem. Czekoladowa odprowadziła go wzrokiem i po chwili sama skierowała się w stronę grupy kotów, stojących przy wyjściu z obozu. Żmija, Czernidłak, Migotka i Gruszka, kolejny patrol łowiecki.
– Witaj Sówko – przywitała się Gruszka. – Coś się stało?
– Wszystko dobrze, tylko zastanawiam się, czy przyjmujecie dodatkowe łapy do patrolu – odparła czekoladowa. – Też chcę się na coś przydać, zwłaszcza po porze Nagich Drzew – wyjaśniła Sówka, uśmiechając się do zebranych kotów. Gruszka kiwnęła głową na jej słowa i odwróciła się w stronę wyjścia. Wszystkie koty ruszyły za nią, powoli szykując się do polowania. Szli w ciszy, mijając przy tym kwitnące rośliny. W tle było słychać ćwierkanie ptaków, a lekki wiatr powiewał młodymi liśćmi, tworząc przyjemny dla ucha szum. Kierowali się w stronę Śliwowego Gaju, a gdy tylko tam dotarli, rozdzielili się, by złapać więcej zwierzyny. Zwiadowcy rzadko polowali, dlatego taki patrol był ciekawą odskocznią od zwykłych granicznych. Sówce się to podobało. No może nie licząc zeza, który utrudniał jej często trafienie w odpowiednie miejsce. Dlatego zamykała jedno ze swoich oczu, by przynajmniej przez chwilę widzieć wszytko lepiej niż zazwyczaj. Tak było i tym razem, gdy udało jej się wytropić mysz. Przyjęła pozycję łowiecką, zamykając jedno z oczu. Powoli przybliżała się do zwierzyny, napinając przy tym wszystkie mięśnie. W końcu wybiła się ze swoich tylnich łap i wtedy usłyszała stłumiony krzyk. Zaalarmowana mysz od razu uciekła, a Sówka z poślizgiem wylądowała na ziemi, prawie samemu nie tracąc równowagi. Szybko się otrząsnęła i pobiegła w stronę źródła odgłosu.
– Co się dzieje? – zapytała, gdy dotarła już na miejsce. Jej wzrok od razu padł na leżącą na środku Żmiję, z ranną łapą i zaciśniętymi z bólu powiekami. Po chwili przeniosła go na obecną obok Migotkę, która już była przy rannej.
– Okolica jest bezpieczna – usłyszała nagle głos Gruszki, która w tamtym momencie stanęła obok przywódczyni.
– Mój brzuch – syknęła Żmija, lekko odchylając głowę do tyłu. Gruszka podeszła trochę do przodu i spojrzała na Sówkę.
– Ty przewodzisz patrolowi – zauważyła Sówka.
– Trzeba zabrać Żmije do medyka. Migotko ty z nią pójdziesz, my dokończymy patrol – rozkazała Gruszka, na co młodsza zwiadowczyni kiwnęła głową. Migotka zbliżyła się jeszcze do rannej i pomogła jej wstać. Po chwili obie kotki zaczęły iść w stronę obozu. Liderka odpowiedziała je wzrokiem, gryząc się już w język, na temat udania się do medyka. Gdy zwiadowczynie zniknęły z ich pola widzenia, wszyscy wrócili do swoich obowiązków.
Wyleczeni: Żmija
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz