Jakiś czas temu
— Jak masz na imię? Czemu nie bawisz się z rodzeństwem? — spytała, pochylając się nad niewielkim kociakiem. Maleństwo spojrzało na kotkę i miauknęło:
— Nazywam się Pszczółka — odpowiedział, unikając pytania o zabawę z rodzeństwem. — A ty jak się nazywasz? — zapytał.
— Brukselkowa Zadra — mruknęła na pytanie kociaka, a potem rozejrzała się po żłobku. Wzrok zatrzymała na kulce mchu, która leżała na środku. Podeszła do niej, a potem kopnęła w nią łapa, tak, żeby poleciała do Pszczółki. Kulka mchu uderzyła kocurka w nos. — Rzucaj! — krzyknęła do niego.
— Może trochę delikatniej! — syknął zdenerwowany Pszczółka. — To bolało — dodał, tym razem spokojniej, i podniósł kulkę z mchu, odrzucając ją do Brukselkowej Łapy, patrząc na to, co teraz zrobi, żeby nie oberwać ponownie mchem. Wojowniczka odbiła kulkę nosem, a potem prychnęła cicho:
— W Klanie Wilka potrzebujemy silnych wojowników, a nie takich gapciów — rzuciła żartobliwie w stronę kocurka. — Chyba że chcesz zostać... no nie wiem, medykiem?
— Nie jestem gapciem — odpowiedział Brukselce. — Chcę zostać wojownikiem i nim zostanę — powiedział Pszczółka i złapał mech do pyszczka, a następnie odłożył go obok siebie. Pręgowana kotka usiadła, owijając ogon wokół łap, po czym ziewnęła przeciągle.
— Już się zmęczyłeś, co? — rzuciła w stronę szylkreta. — No cóż, to nic. Zawsze możemy o czymś porozmawiać, nie? — dodała, rozglądając się po żłobku. — Chciałbyś już zostać uczniem?
— Może i chciałbym — odpowiedział kocur. — I wcale nie jestem zmęczony, po prostu… znudziło mi się, dlatego przerwałem zabawę — dodał, nie chcąc się przyznać do tego, że z wysiłku zaczęły go piec łapy. Brukselka przewróciła oczami, a po chwili polizała się kilka razy po klatce piersiowej, wygładzając wystający kosmyk futra.
— Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę. — Zaśmiała się pod nosem. — Ale skoro tak mówisz, to nie będę się spierać. — Wzruszyła ramionami, kontynuując układanie swojej gładkiej, długiej sierści. — Chyba za niedługo będę musiała już spadać. Wiesz, ciekawe, kogo dostaniesz na mentora. Może akurat padnie na mnie? Jestem już wojowniczką, nie miałam jeszcze żadnego podopiecznego. — Spojrzała na wyjście ze żłobka, a potem znowu na Pszczółkę. — Chciałbyś mnie na mentorkę?
— Ciebie jako mentorkę? Chyba w twoich snach! — odpowiedział Pszczółka, mając nadzieję, że ta rola przypadnie komuś innemu. Wojowniczka uśmiechnęła się nerwowo i zachichotała zmieszana, kładąc łapę na szyi.
— Słucham? Czy ja dobrze słyszę? Bez przesady! Aż taka zła nie jestem… chyba. — Zacisnęła zęby, mrużąc swoje żółte ślepia. — No nic! Jak mniemam, kociaki mają tendencję do wyolbrzymiania niektórych faktów, nieprawdaż? Ale skoro tak, to życzę ci jakiegoś innego mentora. Może już sobie kogoś upatrzyłeś? — spytała, jednym okiem zerkając na kocurka.
— W sumie jeszcze nie zastanawiałem się nad tym, kto zostanie moim mentorem. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz nim ty.
— Ach! Zamilcz! — Oburzyła się na kolejną wzmiankę o tym, że Pszczółka nie chciałby jej za mentorkę. — Dosyć tych bredni. Idę już stąd — zawyła, jednocześnie wstając z miejsca i kierując się w stronę wyjścia ze żłobka, nawet nie oglądając się za szylkretowym kociakiem. Młody przewrócił oczami i skierował się w stronę swojej rodzicielki, aby następnie zwinąć się obok niej w kulkę i usnąć.
<Brukselkowa Zadro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz