Medyczka siedziała przy stosie zwierzyny, intensywnie wpatrując się w jego zawartość. Jej błękitne oczy błądziły po kolejnych ciałach upolowanych stworzeń, jakby szukała czegoś konkretnego – choć sama nie wiedziała czego. W brzuchu jej burczało, głód dawał o sobie znać coraz wyraźniej, lecz żadna z leżących tu żylastych zdobyczy nie wydawała się ani apetyczna, ani tym bardziej warta zachodu. Westchnęła ciężko, a potem – z rezygnacją – zgarnęła wiewiórkę i drozda. Powolnym krokiem wróciła do nory medyków. Wewnątrz panował przyjemny chłód. Ściany z mchu i splątanych korzeni tłumiły hałasy z obozu, a powietrze pachniało ziołami i mokrą ziemią. Kotka położyła zdobycz na ziemi, tak, by Koperkowa Łapa i Cisowe Tchnienie mogli swobodnie się poczęstować. Rozejrzała się, ale dostrzegła tylko znajome liliowe futro Koperkowej Łapy. Machnęła ogonem, przecinając nim powietrze. Cichy świst rozległ się w norze. Uczeń uniósł głowę i spojrzał na nią poirytowanym wzrokiem.
— Chodź, zjemy razem — zaproponowała szylkretka, kładąc się na ziemi. Machnęła głową w zachęcie.
Uczeń burknął coś pod nosem, ale w końcu przysiadł się obok niej.
Przez dłuższą chwilę jedli w milczeniu. Jedynym dźwiękiem było chrupanie kości pod ich zębami. Z zewnątrz dochodziły stłumione odgłosy łap i rozmów – obóz żył swoim rytmem, nieświadomy ciężaru, który ciążył medykom na barkach.
— Więc… co tam u ciebie? — zapytała nagle kotka, przerywając ciszę, która zaczynała już działać jej na nerwy.
— Leci — westchnął głośno, brzmiąc jak znużony życiem starzec. — A u ciebie?
— Dobrze. Nie mogę się doczekać spotkania medyków — odparła, przełykając głośno ostatni kęs drozda.
— Ja nie czekam na to. Nie muszę tam chodzić — mruknął, kładąc pyszczek na łapach.
— Tak… ten sen, który dostaliśmy... — zaczęła ostrożnie, rzucając mu ukradkowe spojrzenie.
Kocur gwałtownie podniósł głowę, jakby właśnie sobie przypomniał o tym, co zesłał mu sam Klan Gwiazd. Oczy rozbłysły mu niepokojem – a może czymś więcej?
<Koperkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz