Kotka wypełzła z jaskini szybkim, płynnym ruchem. Wspięła się po zboczu, ostrożnie stawiając łapy na wilgotnych, omszałych kamieniach. Gdy tylko dotarła na szczyt, zatrzymała się na moment i rozejrzała czujnie. Wiatr poruszał trawami wokół niej. Uniosła głowę, rozchylając nozdrza, by wyłapać interesujący ją zapach. Pokrzywowe Zarośla.
Od razu go poczuła. Pachniał znajomo, jak ktoś, kto znów postanowił odwiedzić siostrę. Pietruszka strzepnęła ogonem z irytacją. Po ostatniej rozmowie z Melodią czuła się dziwnie. Miała mieszane uczucia – nie tylko przez słowa partnerki Pokrzywa, ale też przez jego własne, żałosne zachowanie. Jego... i Liściastej Gwiazdy!
— Oboje tak po prostu... zaufali samotniczce — wysyczała pod nosem. — Bo co? Bo była w niej jakaś Taniec?
Nie było jej w Klanie Klifu od dawna, a teraz nagle wraca i od razu zaczyna szkodzić. Pietruszka rozumiała, że Pokrzyw i jego siostra dawno ze sobą nie rozmawiali. Może i chcieli nadrobić stracony czas... Ale przecież to była jej wina! To Taniec podjęła decyzję o odejściu – a teraz zachowuje się tak, jakby nie mogła pojąć, że konsekwencje tego wyboru są jej winą. „Może i dostała karę od Srokoszowej Gwiazdy, ale to jeszcze nie koniec świata” – pomyślała, zgrzytając zębami. Szła przez las szybkim krokiem, czekoladowa sierść lśniła w promieniach słońca, a ogon nerwowo machał na boki, gdy nagle... dostrzegła znajome, liliowe futro. Pokrzyw. Kocur szedł z wysoko uniesionym ogonem. Uśmiechał się, ale jego ciało było spięte. Co chwilę podskakiwał, jakby coś go niepokoiło. Czy był po prostu strachliwy? A może... coś ukrywał? Pietruszka wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze, próbując się uspokoić. Zaczęła zbliżać się do kocura, celowo szeleszcząc liśćmi, by nie zaskoczyć go nagłym pojawieniem się. Pokrzyw poruszył uszami i odwrócił się. Zamrugał, wyraźnie zaskoczony.
— Pietruszkowa Błyskawico, co tu robisz? — zapytał, lekko mrużąc oczy.
Nie łączyła ich tak silna więź jak Pietruszkę z Melodią, ale wciąż byli sobie bliscy. Trudno byłoby inaczej, skoro Pietruszka spędzała całe godziny w żłobku, często w towarzystwie jego partnerki.
— Szukałam cię! Jak się masz? — zapytała, stając u jego boku i uśmiechając się przyjaźnie. Takie pytania były dla niej naturalne, niemal odruchowe.
— Mam się dobrze! Moja siostrzyczka wróciła, więc chcę spędzać z nią każdą chwilę! — wymruczał zadowolony, ruszając dalej. Machnął ogonem, zachęcając kotkę, by szła za nim. Ta posłusznie ruszyła jego śladem, chociaż coś w jego zachowaniu nadal ją niepokoiło.
— To urocze! Ale nie zapominaj, że w obozie ktoś, kto cię kocha, na ciebie czeka — mruknęła, zerkając na niego z ukosa.
— Tak, wiem... Melodyjny Trel musi zrozumieć, że chcę trochę pobyć z siostrą! Nie musiała cię tu wysyłać — burknął z nagłym zniecierpliwieniem.
— Nie wysłała mnie! — zaprzeczyła stanowczo, zatrzymując się i stając mu na drodze. — Mam po prostu pytanie do ciebie.
— Hm? Jakie? — zmarszczył brwi i spojrzał na nią z wyraźną ostrożnością.
Pietruszka usiadła na miękkiej ściółce. Chwilę milczała, jakby ważyła każde słowo, które miało paść.
— Może... w dzień śmierci Obuwika widziałeś kogoś wychodzącego z obozu? Albo może ktoś zachowywał się... dziwnie? — zapytała, nie spuszczając z niego wzroku.
Pokrzywowe Zarośla zastanowił się.
— Nie sądzę, że zwróciłem tamtego ranka na kogokolwiek szczególną uwagę. Przecież... nie mogliśmy wiedzieć, co się wydarzy. — Pokręcił głową. — Dość dużo kotów wychodziło z obozu i do obozu. Wydaje mi się, że widziałem Etera krzątającego się niedaleki wyjścia. Nie wiem dlaczego, ale... Niepokoi mnie. — Rozejrzał się jakby z przestrachem. — Znalazł przecież ciało Bławatka – wyjaśnił szybko. — Nie wiem, czy pamiętam cokolwiek innego, co zwróciło moją uwagę. Wydaje mi się, że widziałem, jak Dzwonkowy Szmer dzielił się z kimś językami, a Pikująca Jaskółka wychodziła z Mysim Postrachem na łowy. Miałem chyba też iść na poranny patrol z Delikatną Bryzą i Eterem, ale nie mogliśmy się zebrać i zamieniliśmy się rolami z południowym patrolem Jerzykowej Werwy. To takie przykre - gdybyśmy tam byli, być może moglibyśmy uratować Obuwik…
Pietruszka siedziała w ciszy, wsłuchując się w każde słowo kocura, jakby każde z nich miało odsłonić przed nią zapomnianą prawdę. „Eter...” – przemknęło jej przez myśl. No przecież! Już od momentu, gdy tylko dołączył do klanu, próbowała nawiązać z nim nić porozumienia. Jednak nigdy nie nadarzyła się ku temu okazja. No właśnie... Gdy dołączył do klanu. Był samotnikiem, a to sprawiało, że jego lojalność budziła wątpliwości. Czy naprawdę można było mu zaufać? Pietruszka początkowo miała zamiar z nim porozmawiać, ale szybko z tego zrezygnowała. Porozmawia ze wszystkimi – tylko nie z nim. Najpierw zbierze informacje, a potem... potem się z nim rozprawi. Musiała najpierw znaleźć Delikatną Bryzę i dowiedzieć się, co dokładnie wydarzyło się tamtego dnia. Dlaczego nie poszli na patrol? Czyżby ktoś się spóźnił? A może wcale nie zamierzali pójść?
— Dziękuję ci za to. To naprawdę dużo zmienia... To ja już pójdę — zamruczała z wdzięcznością, unosząc się z miejsca. Już miała ruszyć w stronę obozu, gdy usłyszała jego głos ponownie.
— A może odwiedzisz ze mną Taniec? — zaproponował niepewnie, lecz z wyraźnym zaangażowaniem w głosie. — Poznasz ją, a może uda mi się też namówić Melodyjny Trel na spotkanie z nią. Jesteśmy rodziną... Ty też do niej należysz.
Zawahała się na moment, zaskoczona i poruszona jednocześnie. Potem jednak uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową.
— Jasne, czemu nie! — zamruczała radośnie i ruszyła za kocurem.
W jej głowie już kłębiły się pytania. Miała nadzieję, że jeszcze raz uda jej się zapytać kotki, czy przypadkiem nie widziały kogoś w pobliżu. Kogoś z kociętami... A może uda się poruszyć temat Klanu Klifu? W końcu były tam wtedy, gdy zginęła Obuwik. Może to one wiedziały więcej, niż się wydawało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz