Kiwnęła głową w podziękowaniu. Reszta dnia upłynęła kotkom na przemiłej rozmowie.
~*~
~*~
Jastrzębi Zew od rana do nocy ciężko pracowała pomagając klanowi, a do tego trenowała uczennicę. Pomimo niepełnosprawności, wciąż nadrabiała straty i wydawałoby się, jakby robiła pracę za dwa, lub nawet trzy, koty.
Pchełka bała się zapytać, czy matula dobrze sypia. Widać było, że kotka czasem gubi wątki, jednak córka jej tego nie wytykała. Cierpliwie powtarzała każdą sekwencję, której zdążyła nauczyć ją Jastrząb, kiedy tylko byla o to proszona.
Najpierw poznawały granice. Przez sztywną łapę jej matki ich tempo było całkiem mozolne. Jastrzębi Zew nie chciała, by ktokolwiek myślał o niej, iż była gorsza. Pchełce do głowy nie przyszłoby takie określenie. Jastrząb na trzech łapkach kicała na przedzie, a czwartą nogę po prostu za sobą wlokła.
Ciekawe, czy sprawiało jej to ból? Czy brała jakiekolwiek zioła od medyków?
Pchełka szła za nią w ciszy, zastanawiając się nad tymi wszystkimi pytaniami.
W końcu dotarły do granicy z Klanem Burzy. Jastrzębi Zew rozpoczęła kolejną lekcję.
- W Klanie Burzy, tak jak widzisz, nie mają prawie wcale drzew - oznajmiła.
- To jak polują? - zapytała szylkretka.
Czy mieli u siebie ptaki oraz wiewiórki, tak jak oni, skoro nie było drzew na ich terenach? Zielone, wielkie oczy Pchełkiq lustrowały szerokie, rozległe terytoria burzaków. Wszędzie rosła bujna, ładna trawa, a w powietrzu unosiły się zapachy, których jeszcze nie poznała.
- Mają zające - odpowiedziała Jastrząb.
Pchełce na dźwięk tego słowa przypomniała się jej rozmowa ze Źródlaną Łapą. To ona przezwała uczennicę Zajączkiem, z uwagi na jej krótki ogonek. Poruszyła wąsami, wspominając miło tamtą chwilę.
Nagle obie kotki usłyszały dźwięk kroków. Spokojny, rytmiczny. Jastrząb położyła po sobie uszy, a ogonem zakryła córkę.
- Mamy również inną zwierzynę. - Usłyszały niski głos nieopodal.
Ich oczom ukazał się wysoki, szczupły kocur z krótkim ogonkiem. Pachniał inaczej niż one, więc Pchełka wywnioskowała, iż pochodził z Klanu Burzy.
Jastrząb zrobiła kwaśną minę. Z kolei jej córka przyglądała się z zaciekawieniem kocurowi.
- Dzień dobry, Jastrzębi Zewie - oznajmił uprzejmie.
- Witaj, Barszczowa Łodygo - odpowiedziała kotka.
Pchełka wyjrzała zza puszystego ogona szylkretki.
- Dzień dobry! - Usłyszała od kocura, który ją zauważył. - Masz ucznia, Jastrząb? Jak miło! Jak masz na imię? - Tym razem nieznajomy zwrócił się do niej.
Pchełka wyszła nieśmiało, a pod palącym spojrzeniem matki, opuściła krótki ogonek. Kocur zauważył ich cechę wspólną.
- To siostra Szakłaka - wyjaśniła Jastrząb. - Nasza część umowy.
- Czyli to moja córka! Ależ piękna, widać, że po mnie. - Zaśmiał się Barszcz.
Pchełkę zatkało. Długo wyobrażała sobie jak spotyka ojca. Jednak nigdy nie spodziewała się ujrzeć kocura podczas treningu z Jastrząb. Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Czy kocur nie był dla niej zagrożeniem, czy nie będzie chciał przeciągnąć jej na stronę Klanu Burzy?
Z drugiej strony Pchełka dostrzegła okazję, aby wypytać o Szakłaka, który również musiał zostać już uczniem. Uczennica podeszła bliżej do kocura, czując na sobie czujny wzrok matki.
- Jestem Pchełkowa Łapa - przedstawiła się kulturalnie. - Naprawdę jesteś moim ojcem?
- Tak, mamy nawet oboje krótkie ogonki - odparł.
- C-Czy u Szakłaka wszystko w porządku? T-Tak dawno go nie widziałam…
- W jak najlepszym - odpowiedział z przekonaniem wojownik. Spojrzał na Jastrząb. - Nie będę wam przeszkadzać w treningu. Pchełkowa Łapo, mam nadzieję spotkać Cię na następnym zgromadzeniu. Będziemy mogli wtedy porozmawiać, w porządku?
- D-Dobrze!
Kocur kiwnął głową na pożegnanie obu kotkom. Jastrząb z kwaśną miną odprowadziła go wzrokiem. Obie widziały, jak dołącza z powrotem do jakiejś kotki, mniejszej od niego, więc zapewne do jego uczennicy. Pchełka nie chciała być wścibska, ale jednocześnie nie mogła uwierzyć, że naprawdę spotkała Barszczową Łodygę.
- Zejdź na ziemię, Pchełkowa Łapo - Jastrząb uderzyła ją łapą w głowę. - Ruszamy. Nie zadawaj się z nim.
- D-Dlaczego? - zapytała smutno.
- Bo jest Burzakiem, dlatego - mruknęła.
- A-Ale wydaje się miły…
Jastrząb westchnęła.
- Możesz mieć przyjaciół w innych Klanach - zaczęła. - Jednak musisz uważać i nie ufać im zbytnio. Koniec końców, oni są obcy, a dla Ciebie najważniejszy jest Klan Klifu, rozumiesz? Nie wolno Ci wyjawiać naszych sekretów, nic im mówić o tym, co się u nas dzieje. Od tego jest liderka na zgromadzeniu.
Pchełka położyła po sobie uszy. Skuliła ciało, kiwając głową. Znowu dostała burę… a nic tak naprawdę nie zrobiła. Chciała jedynie zaprzyjaźnić się ze swoim ojcem. W końcu może będzie mieć okazję spotkać także Szakłaka? Bardzo by tego chciała…
Reszta treningu upłynęła im w dziwnym napięciu. Jastrząb była poddenerwowana, a Pchełka nie mogła się na niczym skupić. Wróciły do obozu wieczorem, gdzie Jastrząb zaczepiła jedną z wojowniczek.
- Dobry wieczór, Bożodrzewny Kaprysie - zaczęła Jastrząb. - Jutro możemy iść razem na trening z Tobą i Twoją uczennicą?
Pchełka stała z boku, kiedy mentorki rozmawiały między sobą. Jej zielone oczy dostrzegły nieopodal siedzącą Źródlaną Łapę, o której tamte rozmawiały. Podeszła nieśmiało.
- H-Hej, Źródlana Łapo. C-Chyba jutro pójdziemy razem na trening… Cieszysz się? - Zaczęła z lekkim uśmiechem.
< Źródlana Łapo?>
[880 słów]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz