— Znowu nie śpisz porządnie — mruknął cicho do siebie i przekręcił nornicę, obgryzając ją z drugiej strony. Nie była świeża. Przesiąkła kurzem z dna stosu.
— To przez twoją uczennicę? — Usłyszał. Drgnął. Obok niego usiadła Ćmi Księżyc. Jej futro pachniało słońcem i czymś kwaśnym – może jeżynami. Zawsze poruszała się z takim spokojem, że, nawet kiedy pojawiała się znienacka, trudno było się zdenerwować.
— Nie — mruknął po chwili. — Nie wiem… Może? — burknął.
Siedzieli chwilę w milczeniu. Uczniowie krzyczeli coś w swoim legowisku, docierał do nich tylko w urwanych skrawkach. Ktoś upuścił mech z wodą, ktoś się śmiał.
— Czasem myślę, że nie nadaję się na mentora — powiedział cicho, ledwo słyszalnie. — Jestem zbyt ostry... — szepnął.
Ćmi Księżyc spojrzała na niego, ale nic nie powiedziała. Była ślepa, ale liliowy mógł sobie wyobrazić, jej czuły i ciepły wzrok. Dopiero po dłuższej chwili odparła:
— Nie musisz być jak Pochmurny Płomień. Nie musisz krzyczeć i szaleć, żeby być dobrym mentorem. Czasami to, że ktoś czuje za bardzo, jest właśnie tym, czego potrzebuje drugi kot. Mniszkowy Nektar skrzywił się.
— Co miałoby być nie tak? — powiedziała Ćma. Wzruszył ramionami. Wbił wzrok w pazury
— Nie wiem. Mam wrażenie, że się rozciągam, jakby mnie było za dużo. Albo, że zaraz pęknę, czy to normalne? — zapytał. Medyczka tylko kiwnęła głową. Nie zaprzeczyła. Nie mówiła, że przesadza. To akurat lubił w niej najbardziej – że nie próbowała go naprawiać. Gdzieś za ich plecami rozległo się krótkie wołanie. Kukułcza Łapa zbliżała się szybkim krokiem, minę miała naburmuszoną.
— Nie powiedziałeś mi, że dziś mam ćwiczyć z Gąsienicowym Ogryzkiem! — zawołała, zanim jeszcze do nich podeszła. Mniszkowy zmarszczył brwi.
— Bo nie wiedziałem. To była decyzja Liściastej Gwiazdy — wymruczał.
— Ale przecież to ty jesteś moim mentorem — rzuciła z wyrzutem. Zamilkł. Nie miał na to siły. Nie miał siły tłumaczyć, że sam ledwo łapie myśli. Że ledwo zapamiętuje dni w jednym księżycu, a co dopiero zmiany planów treningowych.
— Następnym razem ci powiem — powiedział tylko — Obiecuję. Ona spojrzała na niego z mieszanką rozczarowania i czegoś, co przypominało smutek. Pokręciła głową i odeszła.
Zostali z Ćmą sam na sam. Po raz pierwszy Mniszkowy Nektar poczuł, jak coś naprawdę w nim drga. Nie jak mrowienie, ale jak wyrzut. Przegryzł język.
— Może naprawdę się nie nadaję — rzucił.
— A może się uczysz — odparła cicho. Zamknął oczy. Przez moment nic nie czuł. Ani łap, ani brzucha, ani tego ciężaru. Tylko powiew wiatru i cichy szelest liści. I to było prawie dobre.
Już po południu udało się wyjaśnić sprawę z zastępstwem treningu, okazało się, że taka sprawa przypadła jednak Przepiórczej Łapie. Mniszka jednak przykuła inna rzecz, szylkretowe futro zniknęło w legowisku wojowników. Szybkim krokiem pobiegł do legowiska, pochylił lekko głowę i zajrzał do środka. W środku znajdowała się Jastrzębi Zew. Siostra wojownika delikatnie odwróciła głowę i odsunęła się.
— Czy coś nie tak, Siostrzyczko? — zapytał.
Jastrząb westchnęła z widoczną irytacją.
— Nawet wolę nie zaczynać — mruknęła, kręcąc głową. — Pikująca Jaskółka... Wiesz, jaka ona jest. Zaczęła mi dogadywać i gdyby nie interwencja Zielonego Wzgórza, prawdopodobnie powiedziałabym jej wprost, co myślę. Nie rozumiem, jak Siewczy Letarg mogła z nią tyle wytrzymać.
— Nie przejmuj się, to tylko Jaskółka! — powiedział. Zbliżył się do szylkretki i oparł się o jej bok. Zatopił swój nosek w jej futrze i zamknął oczy.
— To przez twoją uczennicę? — Usłyszał. Drgnął. Obok niego usiadła Ćmi Księżyc. Jej futro pachniało słońcem i czymś kwaśnym – może jeżynami. Zawsze poruszała się z takim spokojem, że, nawet kiedy pojawiała się znienacka, trudno było się zdenerwować.
— Nie — mruknął po chwili. — Nie wiem… Może? — burknął.
Siedzieli chwilę w milczeniu. Uczniowie krzyczeli coś w swoim legowisku, docierał do nich tylko w urwanych skrawkach. Ktoś upuścił mech z wodą, ktoś się śmiał.
— Czasem myślę, że nie nadaję się na mentora — powiedział cicho, ledwo słyszalnie. — Jestem zbyt ostry... — szepnął.
Ćmi Księżyc spojrzała na niego, ale nic nie powiedziała. Była ślepa, ale liliowy mógł sobie wyobrazić, jej czuły i ciepły wzrok. Dopiero po dłuższej chwili odparła:
— Nie musisz być jak Pochmurny Płomień. Nie musisz krzyczeć i szaleć, żeby być dobrym mentorem. Czasami to, że ktoś czuje za bardzo, jest właśnie tym, czego potrzebuje drugi kot. Mniszkowy Nektar skrzywił się.
— Co miałoby być nie tak? — powiedziała Ćma. Wzruszył ramionami. Wbił wzrok w pazury
— Nie wiem. Mam wrażenie, że się rozciągam, jakby mnie było za dużo. Albo, że zaraz pęknę, czy to normalne? — zapytał. Medyczka tylko kiwnęła głową. Nie zaprzeczyła. Nie mówiła, że przesadza. To akurat lubił w niej najbardziej – że nie próbowała go naprawiać. Gdzieś za ich plecami rozległo się krótkie wołanie. Kukułcza Łapa zbliżała się szybkim krokiem, minę miała naburmuszoną.
— Nie powiedziałeś mi, że dziś mam ćwiczyć z Gąsienicowym Ogryzkiem! — zawołała, zanim jeszcze do nich podeszła. Mniszkowy zmarszczył brwi.
— Bo nie wiedziałem. To była decyzja Liściastej Gwiazdy — wymruczał.
— Ale przecież to ty jesteś moim mentorem — rzuciła z wyrzutem. Zamilkł. Nie miał na to siły. Nie miał siły tłumaczyć, że sam ledwo łapie myśli. Że ledwo zapamiętuje dni w jednym księżycu, a co dopiero zmiany planów treningowych.
— Następnym razem ci powiem — powiedział tylko — Obiecuję. Ona spojrzała na niego z mieszanką rozczarowania i czegoś, co przypominało smutek. Pokręciła głową i odeszła.
Zostali z Ćmą sam na sam. Po raz pierwszy Mniszkowy Nektar poczuł, jak coś naprawdę w nim drga. Nie jak mrowienie, ale jak wyrzut. Przegryzł język.
— Może naprawdę się nie nadaję — rzucił.
— A może się uczysz — odparła cicho. Zamknął oczy. Przez moment nic nie czuł. Ani łap, ani brzucha, ani tego ciężaru. Tylko powiew wiatru i cichy szelest liści. I to było prawie dobre.
* * *
— Czy coś nie tak, Siostrzyczko? — zapytał.
Jastrząb westchnęła z widoczną irytacją.
— Nawet wolę nie zaczynać — mruknęła, kręcąc głową. — Pikująca Jaskółka... Wiesz, jaka ona jest. Zaczęła mi dogadywać i gdyby nie interwencja Zielonego Wzgórza, prawdopodobnie powiedziałabym jej wprost, co myślę. Nie rozumiem, jak Siewczy Letarg mogła z nią tyle wytrzymać.
— Nie przejmuj się, to tylko Jaskółka! — powiedział. Zbliżył się do szylkretki i oparł się o jej bok. Zatopił swój nosek w jej futrze i zamknął oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz