— Witaj ojcze. Jak się czujesz? — miauknął z wyraźnym szacunkiem, którym darzył starszego kocura.
— Witaj Czerwcu. Czuję się dobrze — odparł zwiadowca, a następnie podszedł jeszcze bliżej do ucznia.
— Gotowy? Czeka nas spacer — dodał pomarańczowooki. Czerwiec skinął leciutko łebkiem.
— Od urodzenia! — zapewnił Czereśnię, a następnie oba koty opuściły obóz. Szli spokojnym nieco powolnym krokiem. Najwidoczniej starszemu się nie śpieszyło. Młodzik uśmiechnął się delikatnie, bo to pierwszy raz, gdy szli razem gdziekolwiek.
— To jak idą ci treningi mój synu? Jak tam Twoja mentorka? — rzekł jego ojciec, przerywając tym samym ciszę. Chociaż nie była ona uciążliwa to, jednak uczeń ucieszył się na to pytanie. Musiał się przecież pochwalić.
— Treningi idą mi naprawdę dobrze. Niedawno rozpoznawaliśmy tropy lisów, ćwiczyłem też pozycję łowiecką i upolowałem swoją pierwszą zwierzynę. Co do Figi, to dogaduję się z nią. Oczywiście bywa czasami trudno, ale zawsze dochodzimy do jakiegoś porozumienia. Mam wrażenie, że niedługo będę mógł stanąć koło ciebie w szeregach Zwiadowców — odparł kocurek i zerknął kątem oka na tatę. Kocur skinął lekko głową na jego słowa.
— Więc upolowałeś swoją pierwszą zwierzynę? Jakie to było uczucie? Cieszyłeś się z tego sukcesu czy wręcz przeciwnie? — rzucił ojciec. Pręgowany zamyślił się na moment, wracając do owej sytuacji. Co czuł? Na pewno radość, dumę, ale i zaskoczenie posmakiem krwi. Znaczy, wiedział, że mają. Jednak gdy się samemu upolowało, to były jeszcze ciepłe.
— Dumę. Czułem dumę i podekscytowanie. Doświadczyłem coś, o czym długo myślałem i sobie wyobrażałem, widząc innych ze swoimi łupami. Jednak to przerosło moje oczekiwania i zakiełkowała we mnie frajda z możliwości polowania — rzekł w odpowiedzi. Czekoladowy kiwnął głową na jego słowa.
— Rozumiem. Co do Figi to dobrze wiedzieć, że się przykłada do twojego treningu — odparł starszy, a następnie nastąpiła cisza. Czerwiec wyczuł zmianę nastroju rodzica.
— Ojcze? Czy coś się stało, bo zdajesz się być nieco rozdrażniony — odezwał się w końcu. Czereśnia przez chwilę milczał, a następnie zatrzymał się. Czerwiec poszedł jego śladem i też stanął, a po chwili oba koty stały bezpośrednio naprzeciwko siebie.
— Chodzi o ostatnie zgromadzenie synu — zaczął czekolad. Pręgowany westchnął bezgłośnie. No tak. Trochę narozrabiał. Tego nie mógł zaprzeczyć. Jednak to było od niego silniejsze. Szczególnie po tym, co ta brzydula wiedźmiula ze sobą przytargała.
— Skąd wiesz? Kto ci o tym powiedział? — spytał. Podejrzewał, kto to mógł być, ale i tak wolał mieć jeszcze jakieś drobne nadzieje. Może się mylił.
— Jeżyna mi powiedziała — wyjaśnił zwiadowca. Czyli Czerwiec nie pomylił się. Matula na niego naskarżyła. Zawsze, gdy coś się działo, to mama zaczynała swoje.
— Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego postanowiłeś tak zaryzykować? Wciąż jesteś uczniem. Co, gdybyś podczas tego zginął lub odniósł stałe obrażenia? Co jeśli stałbyś się kaleką? Chciałbyś być niczym stróże? Siedzieć w obozie i spędzić resztę życia bez możliwości zabłyśnięcia? — rzekł starszy. Słowa ojca uderzyły w niego jak solidna ulewa, mocząca mu futro. Czyżby go zawiódł? Posmutniał i spuścił wzrok na łapy.
— Przepraszam — miauknął z wyraźną skruchą. Ojciec miał rację. Postąpił naprawdę głupio. Powinien był wtedy się wycofać, gdy miał jeszcze okazję. Czy znów będzie mógł podnieść się w oczach swojego autorytetu? Z pewnością. Innej opcji nie było. Trwali tak przez naprawdę długi czas, aż w końcu poczuł dotyk ogona na swoim grzbiecie. Przeniósł wzrok na ojca.
— Chodź Czerwiec. Zapolujemy — rzekł już spokojniej. Jednak sam pręgus po raz pierwszy czuł wstyd, gdzieś w sercu. Zdusił to, jednak i podążył za rodzicem. Przeszli jakiś fragment i znów przystanęli. Tym razem zrobili to po to, by lekko się od siebie oddalić, co mogło zwiększyć szansę upolowania zwierzyny. Czerwiec miał, jednak nie oddalać się aż nazbyt. Kocurek kiwnął leciutko łebkiem i odłączył się od Czereśni. Szedł ze spokojem, czujny i gotowy do działania. Rozglądał się, jednocześnie pilnując odległości, jaką miał mieć od ojca. Minęło już nieco czasu, a Czerwiec niczego nie przyuważył. Miał właśnie zawracać, kiedy to usłyszał niedaleko szelest, a do jego nosa doleciał zapach sójki. Przypomniał sobie treningi z kąśliwą pchełką i poszedł ich śladem. Dostrzegł ją i przygotował się. Dbał o każdy szczegół, by ostatecznie wyskoczyć. Sójka, jednak poderwała się do lotu. Kocurek przypomniał sobie poradę Figi. Skupił się na skrzydłach ptaka i zadał cios. Jego pazury raniły dokładnie tak, jak chciał jedno ze skrzydeł ptaka. Stworzonko opadło na ziemię, a Czerwiec je dobił. Nie był zbyt zadowolony z tego, jak przebiegło jego polowanie, ale cóż. Wziął sójkę do pyszczka i powrócił do ojca, który z kolei upolował nornicę.
— Ładnie — rzekł Czereśnia. Czerwiec uśmiechnął się.
— Dziękuję — rzucił w odpowiedzi. Po czym skierowali się już do obozu. Droga przebiegła im na rozmowie na różne tematy. Nawet otarła się o partnerstwo i to czy Czerwiec kogoś znalazł.
— Masz jeszcze czas. Wybierz mądrze — rzucił ojciec na zakończenie. Po dotarciu do obozu Czerwiec pożegnał się z rodzicem i po odłożeniu swojej zdobyczy powrócił do legowiska i swoich skarbów.
— Witaj Czerwcu. Czuję się dobrze — odparł zwiadowca, a następnie podszedł jeszcze bliżej do ucznia.
— Gotowy? Czeka nas spacer — dodał pomarańczowooki. Czerwiec skinął leciutko łebkiem.
— Od urodzenia! — zapewnił Czereśnię, a następnie oba koty opuściły obóz. Szli spokojnym nieco powolnym krokiem. Najwidoczniej starszemu się nie śpieszyło. Młodzik uśmiechnął się delikatnie, bo to pierwszy raz, gdy szli razem gdziekolwiek.
— To jak idą ci treningi mój synu? Jak tam Twoja mentorka? — rzekł jego ojciec, przerywając tym samym ciszę. Chociaż nie była ona uciążliwa to, jednak uczeń ucieszył się na to pytanie. Musiał się przecież pochwalić.
— Treningi idą mi naprawdę dobrze. Niedawno rozpoznawaliśmy tropy lisów, ćwiczyłem też pozycję łowiecką i upolowałem swoją pierwszą zwierzynę. Co do Figi, to dogaduję się z nią. Oczywiście bywa czasami trudno, ale zawsze dochodzimy do jakiegoś porozumienia. Mam wrażenie, że niedługo będę mógł stanąć koło ciebie w szeregach Zwiadowców — odparł kocurek i zerknął kątem oka na tatę. Kocur skinął lekko głową na jego słowa.
— Więc upolowałeś swoją pierwszą zwierzynę? Jakie to było uczucie? Cieszyłeś się z tego sukcesu czy wręcz przeciwnie? — rzucił ojciec. Pręgowany zamyślił się na moment, wracając do owej sytuacji. Co czuł? Na pewno radość, dumę, ale i zaskoczenie posmakiem krwi. Znaczy, wiedział, że mają. Jednak gdy się samemu upolowało, to były jeszcze ciepłe.
— Dumę. Czułem dumę i podekscytowanie. Doświadczyłem coś, o czym długo myślałem i sobie wyobrażałem, widząc innych ze swoimi łupami. Jednak to przerosło moje oczekiwania i zakiełkowała we mnie frajda z możliwości polowania — rzekł w odpowiedzi. Czekoladowy kiwnął głową na jego słowa.
— Rozumiem. Co do Figi to dobrze wiedzieć, że się przykłada do twojego treningu — odparł starszy, a następnie nastąpiła cisza. Czerwiec wyczuł zmianę nastroju rodzica.
— Ojcze? Czy coś się stało, bo zdajesz się być nieco rozdrażniony — odezwał się w końcu. Czereśnia przez chwilę milczał, a następnie zatrzymał się. Czerwiec poszedł jego śladem i też stanął, a po chwili oba koty stały bezpośrednio naprzeciwko siebie.
— Chodzi o ostatnie zgromadzenie synu — zaczął czekolad. Pręgowany westchnął bezgłośnie. No tak. Trochę narozrabiał. Tego nie mógł zaprzeczyć. Jednak to było od niego silniejsze. Szczególnie po tym, co ta brzydula wiedźmiula ze sobą przytargała.
— Skąd wiesz? Kto ci o tym powiedział? — spytał. Podejrzewał, kto to mógł być, ale i tak wolał mieć jeszcze jakieś drobne nadzieje. Może się mylił.
— Jeżyna mi powiedziała — wyjaśnił zwiadowca. Czyli Czerwiec nie pomylił się. Matula na niego naskarżyła. Zawsze, gdy coś się działo, to mama zaczynała swoje.
— Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego postanowiłeś tak zaryzykować? Wciąż jesteś uczniem. Co, gdybyś podczas tego zginął lub odniósł stałe obrażenia? Co jeśli stałbyś się kaleką? Chciałbyś być niczym stróże? Siedzieć w obozie i spędzić resztę życia bez możliwości zabłyśnięcia? — rzekł starszy. Słowa ojca uderzyły w niego jak solidna ulewa, mocząca mu futro. Czyżby go zawiódł? Posmutniał i spuścił wzrok na łapy.
— Przepraszam — miauknął z wyraźną skruchą. Ojciec miał rację. Postąpił naprawdę głupio. Powinien był wtedy się wycofać, gdy miał jeszcze okazję. Czy znów będzie mógł podnieść się w oczach swojego autorytetu? Z pewnością. Innej opcji nie było. Trwali tak przez naprawdę długi czas, aż w końcu poczuł dotyk ogona na swoim grzbiecie. Przeniósł wzrok na ojca.
— Chodź Czerwiec. Zapolujemy — rzekł już spokojniej. Jednak sam pręgus po raz pierwszy czuł wstyd, gdzieś w sercu. Zdusił to, jednak i podążył za rodzicem. Przeszli jakiś fragment i znów przystanęli. Tym razem zrobili to po to, by lekko się od siebie oddalić, co mogło zwiększyć szansę upolowania zwierzyny. Czerwiec miał, jednak nie oddalać się aż nazbyt. Kocurek kiwnął leciutko łebkiem i odłączył się od Czereśni. Szedł ze spokojem, czujny i gotowy do działania. Rozglądał się, jednocześnie pilnując odległości, jaką miał mieć od ojca. Minęło już nieco czasu, a Czerwiec niczego nie przyuważył. Miał właśnie zawracać, kiedy to usłyszał niedaleko szelest, a do jego nosa doleciał zapach sójki. Przypomniał sobie treningi z kąśliwą pchełką i poszedł ich śladem. Dostrzegł ją i przygotował się. Dbał o każdy szczegół, by ostatecznie wyskoczyć. Sójka, jednak poderwała się do lotu. Kocurek przypomniał sobie poradę Figi. Skupił się na skrzydłach ptaka i zadał cios. Jego pazury raniły dokładnie tak, jak chciał jedno ze skrzydeł ptaka. Stworzonko opadło na ziemię, a Czerwiec je dobił. Nie był zbyt zadowolony z tego, jak przebiegło jego polowanie, ale cóż. Wziął sójkę do pyszczka i powrócił do ojca, który z kolei upolował nornicę.
— Ładnie — rzekł Czereśnia. Czerwiec uśmiechnął się.
— Dziękuję — rzucił w odpowiedzi. Po czym skierowali się już do obozu. Droga przebiegła im na rozmowie na różne tematy. Nawet otarła się o partnerstwo i to czy Czerwiec kogoś znalazł.
— Masz jeszcze czas. Wybierz mądrze — rzucił ojciec na zakończenie. Po dotarciu do obozu Czerwiec pożegnał się z rodzicem i po odłożeniu swojej zdobyczy powrócił do legowiska i swoich skarbów.
[943 słowa]
[przyznano 19%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz