Mijały księżyce, a on ciągle się widywał z tajemniczą rudą pięknością. Nie zaprzestawał swych prób zbliżenia się do kotki, która powoli zaczynała się przyzwyczajać do niechcianego adoratora. Twierdziła, że był zabawny, cokolwiek to znaczyło. Robił śmieszne miny, gdy się oburzał? A może jego pogląd na świat ją tak bawił? Czasami miał wrażenie, że brała go za pociesznego, mało inteligentnego biedaka, który uwierzył w coś co ktoś mu nagadał. Nie zgadzał się z tym stwierdzeniem ani trochę! Ona jednak była zbyt uparta, aby przyznać mu rację, przez co ich relacja skończyła się jak skończyła.
Zakochał się. Ale czy to naprawdę była miłość? To nie było to co czuł do Ognistej Piękności. Chociaż bywała irytująca, nie wściekał się na nią. Zauważył, że wiele jej wybaczał. Zwłaszcza umoralnianie. Na dodatek tak pięknie się śmiała, że miał ochotę widzieć jej uśmiech już zawsze.
— Jak ci na imię? — powtarzał za każdym razem, gdy byli sobie bliżsi.
— Jeśli ci powiem, będziesz na zawsze mój... Chcesz tego?
Prychnął. Straszyła go tymi klątwami od dłuższego czasu. Nie bał się. Pragnął nareszcie poznać ten sekret. Jeśli taka była cena to co szkodzi? I tak jego życie nie było zbyt wiele warte. A przy niej... czuł, że było inaczej. Sprawiała, że ciemność spowijająca jego umysł, rozjaśniała się niczym wychodzące słońce po burzy.
— Chcę... — Zbliżył się do niej.
Kiedy ich oczy się spotkały, wyszeptała mu do ucha.
— Sójka...
I wtedy padł na niego jej czar. Czar, który sprawił, że złapała go za futro i skończyli we wspólnej norze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz