Kotka leżała na kamieniu przy plaży, wpatrując się w wodę uderzającą spokojnie o brzeg. Starała się zrelaksować, odpocząć, nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. Westchnęła cicho, przewracając się na plecy i zakrywając oczy łapkami. Pora Nowych Liści zapowiadała się cudownie — słońce przyjemnie grzało, a chłodny wiatr łagodnie owiewał futro, tworząc niemal idealną pogodę. Czekoladowe futro Pietruszki lśniło w promieniach słońca. Gdyby naprawdę była z czekolady, zapewne już by się roztopiła. Choć wydawała się głucha na wszystko wokół, jej czujne uszy szybko wychwyciły zbliżające się kroki. Ktoś szedł w jej stronę — dość niezdarnie, potykając się i co chwilę kaszląc. Nawet nie otwierając oczu, kotka wiedziała, kto to. Podniosła głowę.
— Kornikowa Koro? Co ty tu robisz? — zapytała z troską. Martwiła się, że kocur mógłby sobie coś zrobić. Ten wdrapał się na kamień z niemałym wysiłkiem i usiadł obok niej.
— Eh... eh… szukałem cię! — wydyszał ciężko. — Mysi Postrach powiedział, że wyszłaś poleżeć na kamieniach, to postanowiłem przyjść. Gdyby coś miało mi się stać, to byś mnie uratowała — dodał z kaszlem i lekkim uśmiechem.
— Rozumiem… A dlaczego mnie szukałeś? — zapytała, siadając. Rozmowa z kimś o tak ważnej roli, jaką pełnił Kornik, wymagała szacunku – nie wypadało leżeć.
— Sprawdzam, jak się miewają koty w klanie. Dzisiaj padło na ciebie. Jak się masz? — zapytał jakby nigdy nic, tonem protektora, który zadaje setne takie pytanie tego dnia. Pietruszka była do tego przyzwyczajona. Po śmierci ojca to właśnie do Kornika przychodziła się wypłakać i wygadać.
— Jest w porządku. Jakoś to wszystko leci. Ale… nie podoba mi się obecność tych samotniczek. Stresują mnie. Nie ufam im — przyznała, wzdychając głośno.
Kocur pokiwał głową, jakby zapisywał sobie jej słowa w pamięci.
„Zapisuje informacje...” — przeszło Pietruszce przez myśl. Nagle uderzyło ją to z siłą pioruna. Przecież protektorzy wiedzieli wszystko. Mieli informacje o każdym kocie w klanie. Ich nastrojach, zachowaniach, obawach. Na pewno zauważyliby coś dziwnego. A może... ktoś im się nawet zwierzył?
— Wiele kotów czuje to samo co ty, ale nie musisz się martwić — miauknął Kornik pogodnie. — Przyjdzie Pora Zielonych Liści, jedzenia będzie pod dostatkiem i może wtedy się wyniosą. A jak nie… Może nie będą takie złe, kto wie?
Zabrzmiało to prawie jak dziecięca nadzieja. Kornik najwyraźniej traktował swoją rolę bardzo dosłownie — był od pocieszania, nie od wzbudzania strachu.
— Nie byłabym tego taka pewna… — mruknęła Pietruszka z westchnieniem. — Niektóre koty zaufały im bezgranicznie. Myślę, że zostaną tu jeszcze długo.
Nie chciała mówić wprost. Nie padły imiona, ale myślami była przy liderce i pewnym wojowniku.
— Pozytywne nastawienie! To jest coś, co każdemu się przyda — zaśmiał się Kornik, kładąc łapę na jej barkach w geście wsparcia. Kotka spojrzała na niego z wdzięcznością… ale szybko zastąpiła ją determinacja.
— Kornikowa Koro... mogę cię o coś zapytać? Przysięgam, nikomu nie powiem, co mi odpowiesz. Słowo.
Jej głos był pewny. Gdy Pietruszka składała obietnicę, to nie była pusta deklaracja — to było przyrzeczenie na całe życie. Nawet jeśli później miałaby tego żałować. Nawet gdyby Kornik wyznał jej, kto zabił Obuwika... zachowałaby to dla siebie. Bo przecież dała słowo.
— Jasne, że możesz! Możesz pytać o co chcesz — odparł radośnie, nieświadomy ciężaru, jaki zaraz spadnie na jego barki.
— Wiem, że wiesz wszystko o każdym kocie w klanie. Obserwujesz nas wszystkich. I zauważyłbyś, gdyby ktoś zachowywał się inaczej… Więc powiedz mi, proszę – czy przed i po śmierci Obuwika, ktoś wydawał ci się dziwny? Czy coś cię zaniepokoiło?
Poruszyła uszami, czekając w ciszy. To pytanie nie było tylko ciekawością. To była nadzieja. Może nawet ostatnia.
— Przepraszam, Pietruszko. Nie mogę ci powiedzieć, kto co mi mówił. — Pokręcił szybko głową, uśmiechając się przepraszająco. — Moją rolą jest pomaganie innym. Muszę dotrzymywać ich tajemnic — wytłumaczył. Przez chwilę wpatrywał się w wojowniczkę, jakby chciał coś jeszcze dodać. Nachylił się. Czy chciał, by jego słowa dotarły jedynie do Pietruszki? — Powiem ci tyle – nie ufaj wszystkiemu, co usłyszysz. Nawet nie wiesz, ile kotów nie mówi tego, co myśli…
Wojowniczka nachyliła się lekko, usiłując ukryć zaskoczenie. Jej oczy błysnęły na moment, a futro na karku lekko się uniosło. Słowa kocura rozbrzmiewały w jej głowie, pozostawiając ślad, który trudno było zignorować. To naprawdę daje do myślenia... Westchnęła cicho. Eh, gdyby tylko była protektorem! Mogłaby wiedzieć więcej, mogłaby lepiej rozumieć…
— Rozumiem. Mimo to, dziękuję ci za rozmowę. Może dzięki temu w końcu wszystko się ułoży w klanie — wymruczała z wdzięcznością.
— Ja też dziękuję. — Kocur skinął lekko głową. — Muszę zapytać jeszcze kilka kotów, jak się czują. Do zobaczenia, Pietruszko — odparł i niezdarnie ruszył w stronę obozu.
Pietruszka przez chwilę siedziała nieruchomo na chłodnym kamieniu, wpatrując się w oddalającą się sylwetkę Kornika. W końcu wstała, otrzepała łapy z kurzu i bez słowa dołączyła do niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz