***
– Sikoreczka sikoreczka... – nuciła cicho, obserwując, jak kociaki się bawią. Widziała, jak Pustułka wraz z Krukiem skaczą na siebie nawzajem, tworząc tym samym udawaną walkę. Po chwili do walki dołączył Warkotek, wymieniając się z Krukiem, który odszedł nieco na bok. Makowy Nów obserwowała ich walkę, nie odzywając się jednak. Wtedy zamiast Warkotka ktoś wepchnął Kremika. Było widać jak kociak się przerażony, a zapach strachu unosił się w powietrzu. Liliowa jednak dalej siedziała, nie reagując. Obserwowała uważnie mniejszego kocurka, jego ruchy i przerażenie w oczach. Dlaczego to wszystko wyglądało tak znajomo? Zamknęła na chwilę oczy, przypominając sobie ten strach. Siebie sprzed lat. Gdy znowu je otworzyła, wszystko wróciło do normy. Kremik dalej stał na środku, Pustułka szykował się do skoku na swojego przeciwnika. W końcu wybił się ze swoich tylnych łap, z małym poślizgiem trafiając chwilę przed kremowym. Ten wykorzystując sytuację, zaczął uciekać, jednak Pustułka nie dawał za wygraną. W końcu kremowe kocię znalazło się obok Makowego Nowiu, którą ominął i bezpiecznie stanął za jej plecami. Chłodny wzrok liliowej skierował się w stronę przerażonego kocięcia, ignorując tym samym drugiego kocurka, który zatrzymał się tuż przed nią.
– Musisz znaleźć w sobie siłę, inaczej zginiesz – zauważyła sucho Mak, zwracając się do Kremika. Po chwili jej wzrok padł na dalej stojącego tam Pustułkę. – Wygrałeś walkowerem, możesz wracać – oznajmiła, a kocurek przechylił lekko głowę.
– Walkowerem? – powtórzył.
– Twój przeciwnik sam się poddał – wyjaśniła zastępczyni. Jej syn pokiwał głową i ruszył w stronę reszty, zaczynając już kolejną rundę swojej zabawy. Mak za to została z Kremikiem za plecami. Odwróciła się do niego, przeszywając go swym spojrzeniem, uważnie się mu przyglądając. – Nie możesz być tak słaby. Gdyby była to prawdziwa walka a nie zabawa kociaków, już byś umarł, jako rozczarowanie klanu. Ucieczka nigdy nie jest wygraną, to przegrana na samym starcie – powiedziała chłodno, a Kremik pokiwał głową, jednak się nie odzywając. Po chwili podeszła do niego jego siostra, Plamka.
***
*Teraźniejszość*
Wszystkie dzieciaki zostały mianowane, włącznie z Kremikiem i Plamką, którzy otrzymali nowe imiona - Poziomkowa Łapa i Plamista Łapa. Od dnia ich mianowania Makowy Nów nie odzywała się do żadnego z nich. Nie widziała w tym większego sensu. W końcu jej rola się zakończyła, pomogła Mrocznej Wizji się nimi zająć. Teraz sama musiała wyszkolić swojego syna i zająć się obowiązkami. Jednak to nie oznaczało, że niektóre rzeczy nie rzucały jej się w oczy.
– Krucza Łapo ugnij tylnie łapy, cały czas popełniasz ten sam błąd – powiedziała nieco zirytowana Mak. Uczeń kiwnął głową i spróbował wykonać polecenie dane przez mentorkę. Liliowa uważnie się mu przyglądała, w głowie już wyłapując kolejne błędy zrobione przez Kruka. – Jutro popracujemy nad tą pozycją – oznajmiła tylko i ruchem ogona nakazała kocurowi powrót do obozu. Obydwoje szli w ciszy, mijając drzewa znajdujące się w lesie. Gdy dotarli każde z nich poszło w inną stronę, Kruk do swojego rodzeństwa, a Mak do stosu zwierzyny, chcąc złapać coś na ząb. Miała jeszcze dziś wieczorem patrol, a wcześniej nie było czasu zjeść żadnej porządnej myszy. Łapą przerzuciła zwierzynę znajdującą się z wierzchu i złapała średniej wielkości mysz, leżącą obok. Gdy podnosiła głowę, rozejrzała się w poszukiwaniu dobrego miejsca by spożyć posiłek. Usiadła niedaleko legowiska i położyła zwierzynę na ziemi, chcąc już zjeść. Wtedy jednak kątem oka zauważyła Poziomkową Łapę, idącego z bardzo dużą ilością mchu. Makowy Nów nie przejęła się tym za bardzo, przynajmniej do póki kocur nie potknął się o korzeń, rozrzucając dookoła mech, ale też miażdżąc jej mysz. Kotka od razu wstała, odsuwając się nieco do tyłu.
– Zmiażdżyłeś mój posiłek ty mysia strawo, patrz gdzie stawiasz łapy! – warknęła, zwracając się w stronę dalej leżącego kremowego.
– Wybacz! Naprawdę nie chciałem, przepraszam – powiedział Poziomkowa Łapa szybko, starając się podnieść. Mak przyglądała się mu uważnie. Było widać, że kocur jest zmęczony. Wtedy kotka przypomniała sobie jego zachowanie przez ostatni czas. Miała wrażenie, że uczeń cały czas coś robi.
– Zamęczysz się zaraz – syknęła liliowa.
– Naprawdę wybacz, to był wypadek, nie zauważyłem tego korzenia... – zaczął się tłumaczyć, jednak Mak ruchem ogona go uciszyła.
– Przestań. Wytłumacz mi może, co ty wyprawiasz? – powiedziała, jednak dalej ostrym i zirytowanym tonem, nad którym nie umiała zapanować.
– Noszę mech do legowisk – wytłumaczył cicho.
– Znowu? Ostatnio cały czas widzę cię z mchem albo innym ziołem od medyka, które potem przekazujesz starszyźnie.
– Chcę pomóc i się na coś przydać. Poprawić się jak obiecałem – oznajmił uczeń.
– Na razie jak widzę to się zamęczasz. Widać, że jesteś zmęczony, jeśli dalej będziesz to ciągnąć, zawalisz trening – zauważyła ostro zastępczyni. – Po co to w ogóle robisz? Robisz ponad swoje siły i więcej niż twoje obowiązki obejmują.
– By się poprawić, nie chcę by znów mnie ukarali...
Makowy Nów zamilkła na chwilę. Ukarali? Wiedziała, że gdyby coś się stało, doszłoby to również do niej, a nic takiego się nie stało. Zastanowiła się chwilę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że niedawno miała miejsce noc w lesie dla nowych uczniów i to od tamtej pory mogła zauważyć Poziomka z kupą mchu w pysku.
– Nie ukarali cię Poziomkowa Łapo – westchnęła liliowa. – To była noc w lesie. Każdy kociak musi ją przejść, by stać się pełnoprawnym uczniem.
<Poziomkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz