Śnieg, którego i tak nie było wiele po Porze Nagich Drzew, topniał w szybkim tempie. Wiosna! Czuć ją było w kościach, w każdym oddechu, w samej ziemi. Nie tylko koty ją odczuwały – każde zwierzę i roślina w lesie jakby budziły się z długiego snu. Wszystko wokół odżywało, zieleniało. Pąki pęczniały na gałązkach drzew, a kwiaty i zioła wyrastały na nowo, przebijając się przez wilgotną ziemię. Zwierzyna opuszczała swoje nory, głodna po zimie – gotowa do żerowania… i równie gotowa, by wpaść w łapy drapieżników. Ciemne, ciężkie chmury, które zalegały na niebie przez tygodnie, wreszcie zelżały. Przez jasne obłoki przedzierały się promienie słońca, ogrzewając leśne runo i drzewa. Powietrze pachniało wilgotną korą, świeżą trawą i... nadzieją. Było naprawdę ciepło. W legowisku medyka trwały ostatnie porządki po epidemii. Jarzębinowy Żar dzielnie wymieniała mech, zbierając kurz i pajęczyny długim ogonem, uwalniając przy tym zaskoczone pająki, które zaraz czmychały do lasu. Co chwilę pytała Cisowe Tchnienie, czy może jeszcze jakoś pomóc – a stara medyczka, choć oschła, tym razem nie miała nic przeciwko. Epidemia minęła. Zabrała ze sobą kilka istnień, to prawda, ale wielu kotom udało się przetrwać i teraz mogły cieszyć się z nadchodzącej wiosny. W Klanie Wilka nie było łatwo dostrzec zmiany pór roku – żyli przecież w gęstym, iglastym lesie, gdzie panował półmrok, a światło rzadko gościło między gałęziami. Ale nawet tu dało się znaleźć skrawek otwartej przestrzeni, gdzie można było wygrzać futro w słońcu.
Jarzębinowy Żar usiadła w końcu przed legowiskiem, chrupiąc mysz. Była chuda i żylasta, ale smakowała kotce jak nigdy wcześniej. Może dlatego, że przetrwała? Może dlatego, że miała wreszcie chwilę spokoju? Albo dlatego, że odnalazła w sobie coś nowego – pasję. Sprzątanie, które początkowo było karą, okazało się czymś więcej. Czymś, co dawało ukojenie. Przymknęła oczy, chłonąc ciepło dnia. Promienie przedzierające się przez igły tworzyły świetliste plamy na jej szylkretowej sierści. Na ciemnych plamach można było teraz dostrzec pręgi – ledwie widoczne, ale jednak tam były. Kotka nigdy wcześniej ich nie zauważyła. Uznała to za znak. Nie była pewna, czy od Klanu Gwiazdy, czy może od kogoś innego. Ale cieszyła się. Cieszyła się z nowego oblicza – zarówno duszy, jak i ciała. Spokój przerwało chrząknięcie. Ciche, niepewne – jakby ktoś stał w cieniu, zawstydzony i zlękniony. Jarzębinowy Żar otworzyła oczy, piorunując wzrokiem nieproszonego gościa, jakby już samą obecnością domagał się czegoś, czego nie chciała dać. Jednak gdy rozpoznała Poziomkową Łapę, jej wzrok złagodniał. Kocurek był drobny, wiecznie przestraszony, z opuszczonym ogonem i niepewnym spojrzeniem. Mało się odzywał, często znikał, jakby bał się, że zostanie przyłapany na samym istnieniu. Medyczka przez długi czas była przekonana, że nie przejdzie ceremonii ucznia. Że nie wróci z nocnego polowania. A jednak... dokonał tego. To znaczyło, że był silniejszy, niż się wydawało.
–– Poziomkowa Łapo, w czym mogę ci pomóc? –– zapytała, podnosząc się z ziemi. Miała słabość do najmłodszych w klanie. Lubiła troszczyć się o kocięta i młodych uczniów – szczególnie tych, w których oczach odbijał się lęk i krucha dusza.
–– Ja… ja… –– zająknął się kocurek. –– Nie mogę ostatnio spać –– dodał po chwili, patrząc na swoje łapy, jakby obwiniał się za tę słabość.
–– Jasne, już... –– zaczęła, ale nie dokończyła.
Do Poziomkowej Łapy podszedł wielki, biały wojownik z głupkowatym uśmiechem na pysku. Bezceremonialnie oparł się na uczniu w przyjacielskim geście.
–– Po-ziomku! Ruszamy na trening! –– miauknął entuzjastycznie i otworzył pysk, by dodać coś jeszcze, ale nie zdążył.
Jarzębinowy Żar wsunęła mu do pyska kulkę mchu, którą miała pod łapą. Wojownik zaczął od razu wypluwać roślinę z oburzeniem.
–– Co ty robisz?! –– burknął, robiąc krok do przodu, gotów odegrać się na siostrze.
Ta nawet nie drgnęła. Zmrużyła oczy, patrząc na niego chłodno, z niezmąconym spokojem.
–– No tak, to przez ciebie Poziomkowa Łapa źle się czuje! –– warknęła Jarzębina z udawaną pogardą i przesadzoną złością. –– Biedak nie może spać, bo śni mu się zły Kosaciec, który go dręczy na treningach!
Kotka teatralnie zmrużyła oczy, a jej ogon poruszał się nerwowo na boki. Poziomkowa Łapa uniósł łeb, jakby chciał zaprzeczyć, coś powiedzieć, ale jedynie skulił się, spuszczając wzrok i uważnie obserwując wymianę zdań rodzeństwa.
–– Pff! Na pewno nie przeze mnie! –– prychnął Kosaciec, strzepując ogonem z irytacją. –– Myśli o tobie i ma koszmary, bo pewnie jak sprzątałaś żłobek, to im opowiadałaś jakieś straszne bajki!
–– Nie musisz wymyślać takich głupot! –– odparła z przekąsem Jarzębina, mierząc go wzrokiem. –– Zresztą, to już nieważne. Podam mu nasiona maku, żeby mógł w końcu porządnie odpocząć. Dzisiaj ma wolne.
Zniżyła głos i dodała z nutą wyrzutu:
–– A ty, wielki wojowniku, może się na coś przydasz i zapolujesz? Stos świeżej zwierzyny jest żałośnie mały. Ledwo rozniosłam jedzenie między żłobek a starszyznę.
Jej ton był ostry, ale jednocześnie niósł ze sobą zmęczenie i zatroskanie. Delikatnie położyła ogon na barkach Poziomkowej Łapy i zaczęła prowadzić go w stronę nory. Przed wejściem zatrzymała się, spojrzała jeszcze na brata i uśmiechnęła się do niego czule. Po chwili parsknęła śmiechem, który bardziej przypominał rechot hieny, po czym zniknęła w ciemnym wnętrzu legowiska. W środku panował przyjemny półmrok. Zapach ziół koił zmysły, a mech, którym wyściełane było posłanie, wyglądał miękko i świeżo.
–– Usiądź tutaj –– powiedziała łagodnie, wskazując ogonem miejsce dla kocurka.
Poziomkowa Łapa posłusznie podszedł i zwinął się, ale zanim zdążyła odejść, odezwał się cicho:
–– W… w nocy nie… nie śni mi się Kosaciec… –– wydukał, wpatrując się w swoje łapki, jakby to one były winne jego problemów.
–– Wiem –– odparła Jarzębina z uśmiechem. –– Ale czasem warto pożartować z brata. Chociaż… nie zdziwiłabym się, gdyby komuś naprawdę się śnił jako koszmar. –– Zaśmiała się lekko, poruszając wąsami.
Podeszła do magazynu i sięgnęła po kilka nasion maku. Po chwili położyła je przed uczniem, a ten zjadł je w milczeniu, nie podnosząc wzroku.
–– Niczym się nie martw. Tutaj możesz odpocząć –– powiedziała ciepło, siadając obok. –– Gdy słońce będzie wysoko, na pewno się obudzisz i wtedy potrenujesz. Na noc dostaniesz kolejne nasiona. A jutro… zobaczymy, czy poradzisz sobie bez nich.
Spojrzała na niego z czułością.
–– Jeśli coś cię trapi, możesz porozmawiać ze mną. Nikomu nie powiem. A w razie czego zawsze możemy pożartować z mojego brata.
Jej głos był spokojny i otulający, niosący więcej ukojenia niż jakiekolwiek zioło. Poziomkowa Łapa tylko skinął głową i cichutko zwinął się w ciasny kłębek w kącie posłania. Przymknął oczy, a jego oddech zaczął się powoli uspokajać.
Jarzębina westchnęła, patrząc na niego przez krótką chwilę, po czym cicho wyszła z nory. Słońce powoli wznosiło się nad linię drzew, a wśród wysokich, iglastych sosen grał cichy wiatr. Las zdawał się wstrzymywać oddech po długiej zimie. Kotka rozejrzała się uważnie, wypatrując, czy ktoś jeszcze nie potrzebuje pomocy. Na szczęście w obozie panował względny spokój. Usiadła w cieniu jednej z niskich sosen, zwinęła ogon wokół łap i wpatrzyła się w leśną gęstwinę, czekając na swoją mentorkę. Może uda jej się wyjść z nią na poszukiwanie ziół. A może dołączy do patrolu. Potrzebowała ruchu, potrzebowała oddychać lasem.
Wyleczeni: Poziomkowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz