Kocica wygodnie wylegiwała się na słońcu po udanym polowaniu. Słońce zaczęło co raz to bardziej dawać o sobie znać a sama zima nie była już tak straszna jak w samym jej środku. Zwierzyny było więcej, a dni cieplejsze i dłuższe. Westchnęła cicho, układając nastroszone futro, które to znowu sterczało we wszystkie strony, przez kolejną akcję pod tytułem "Odganiamy idiotę", zaś samym idiotą był Zakręcone Ucho, który najwidoczniej nie rozumiał rpstego słowa, jakim było stanowcze, krótkie "nie".
Tak więc po tryiumfalnym zwycięstwie tejże bitwy, biloforka nareszcie mogła odpocząć, nie bojąc się, że ktoś zakłóci jej spokój. no... Przynajmniej do jutra. Jednakże najwidoczniej problemy nie zamierzały jej odpuścić tego dnia bowiem kątem zdrowego oka dostrzegła kaczeńcowego pazura, któy wychodził z małą Niezapominajeczką poza obóz. Zmarszczyła brwi, uważnie obserwując jak kita bengala znika jej z pola widzenia. Z początku chciałą odpuścić i przekonywałą samą siebie, że po co się martwi, że przecież nic jej się nie stanie, skoro wychodzi z wojownikiem. Bo fakt, może i nie darzyła tego pchlarza dozgonną sympatią, to szanowałą starszego od siebie kocura. głównie tylko przez umiejętności, bo charakterek to on miał paskudny. W końcu jednak pchnięta dziwnym uczuciem niepokoju, ruszyła tropem dwójki wyczieczkowiczów. i w sumie dobrze się stało, że FIołek raczyła ruszyć swoje spalone cielsko, bowiem była naocznym świadkiem, jak Kaczeniec podnosi łapę z wysuniętymi pazurami na niewinne kocię, które skuliło się odruchowo, wołając pomocy.
- Ej, ty! - wrzasnęła wściekła, uświadamiając sobie, że ta mała pachniała jej zaginioną siostrą. Ta świadomość tylko rozbudziła w niej jeszcze większy gniew. nIewiele myśląc, rzuciła się na dymne go, wbijając pazury w jego grzbiet. Pod wpływem uderzenia syn Żmijowej Łuski zatoczył się i upadł wprost w topniejący śnieg. FIołkowa Bryza korzystając z okazji, złapałą młodą za skórę na karku i czmychnęła czym prędzej do obozu, nim starczy wojownik zdążył się ocknąć.
- Nic ci nie jest? - miauknęła z troską, tuląc do siebie wystraszoną, bezbronną kotkę, która to uczepiła się jej trójkolorowego futra, niczym ostatniej deski ratunku. kotka z plamką mruknęła coś mało wyraźnie, po czym dosłownie zatopiła się w półdługim futrze córki przywódczyni - No już... Już dobrze, jestem tutaj - szepnęła zatroskana, liżąc małą po głowie, a wcześniej ułożyła się w najbardziej oddalonej i spokojnej części obozu, cierpliwie czekając, aż koteczka uspokoi się chociaż na tyle, aby iść do Ciernistej Gwiazdy i o wszystkim jej powiedzieć.
< Niezapominajka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz