Liderka spojrzała na kocura z pewną konsternacją na pysku. Dopiero, co zaczął swój trening, a już kręci nosem? Może się co do niego przeliczyła? Może to tylko leniwy samotnik, chcący ułatwić sobie życie? Jednak z drugiej strony, może jego przeznaczeniem jest zostać medykiem? A może za bardzo panikuje? Nie chciała go pochopnie oceniać, ani nie chciała, aby on sam to robił. Spojrzała mu w oczy. Urósł od czasu, kiedy go znalazła i na pewno jeszcze trochę podrośnie. Bardzo możliwe, że w mgnieniu oka przerośnie burą kocicę. Ba, pewne. Żeby być mniejszym od niej, trzebaby być karłem! To tylko kwestia czasu.
— Nie powinienneś tak szybko się poddawać — oznajmiła spokojnie, nic nie wyrażającym głosem. Zawsze podchodziła do samotników, których przyjmowała do Klanu z pewną rezerwą i nieufnością, jednak z czasem jej stosunek do nich ocieplał się do poziomu, na jakim traktowała resztę klanu. Starała się pomóc i zrozumieć każdego kota, który zamieszkiwał jej ziemię.
— Kiedy wszystkie moje próby spełzają na niczym! Jestem fatalny! — mruknął z irytacją, a kocica pokręciła głową, widząc zupełny brak determinacji z jego strony. Co chciał w ten sposób osiągnąć. Zapaść się pod ziemią?
— Owszem, jesteś — rzuciła, jakby nigdy nic. Kocur opuścił uszy, zmartwiony tym, co zaraz powie. Przez myśl przeszło mu, że wyrzuci go z klanu, aby nie osłabiać reszty członków, jednak Ciernista nawet nie brała pod uwagę takiego rozwiązania. — Ale właśnie dlatego się uczysz. Aby nie być fatalny.
Kasztan podniósł wzrok, zdziwiony jej słowami. Zaraz jednak westchnął boleśnie.
— Tobie łatwo mówić. Jesteś liderką, na pewno jesteś świetna we wszystkim — usiadł na ziemi, a Ciernista zamrugała dwukroć, zupełnie tak, jak za dawnych lat, a następnie... Wybuchła szczerym i długim śmiechem, takim, jakim raczyła nielicznych bliskich. Nie uważała w prawdzie kocura za nikogo takiego, ale jego komentarz bardzo ją rozbawił. Może to jej wnuki tak ją ożywiły, że powróciły przebłyski dawnego entuzjazmu?
— Ja? Świetna? Och, tylko spójrz na mnie. Nie skończyłam nawet siedemdziesięciu księżyców, a już się rozpadam. Moje ciało jest tak lekkie, że zbyt mocny powiew wiatru najpewniej by mnie przewrócił, a gdy przebiegnę niewielki dystans, dostaję zadyszki. Może i kiedyś byłam naprawdę wprawioną i silną wojowniczką, ale teraz jestem tylko przebiegłą liderką. Nasz medyk powaliłby mnie na trawę, gdyby tylko chciał — stwierdziła, nadal okropnie rozbawiona. Kocur spoglądał na nią, zdziwiony tym, w jaki sposób mówiła o swoich słabościach. — Daj sobie chociaż księżyc, dobrze? Jeśli nie będzie lepiej, porozmawiam z Burzowym sercem, czy jest gotów przyjąć kolejnego ucznia. Co ty na to?
< Kasztan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz